cytaty z książki "Jak nie zostałem poetą"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Tylko latem się żyje, reszta to czekanie na życie.
Żeglować uczyłem się na ciepłych wodach Zalewu Rybnickiego, założonego w celu chłodzenia turbin rybnickiej elektrowni i przez tę elektrownię ogrzewanego. Miałem wtedy czternaście lat, życie i świat otwierały się przede mną, rozkwitały nowymi kolorami, smakami, nieznane mi wcześniej prądy przebiegały przez moje gwałtowne rosnące chłopięce ciało. Żeglowaliśmy.
Podobno pamiętając, pamiętamy wcale nie bodziec, który się nam w pamięci odcisnął, lecz ostatnie odtworzenie wspomnienia, a skoro jesteśmy własną pamięcią, to może jesteśmy coraz bardziej zacierającymi się kopiami samych siebie, niczym kopiowane dziesiątki razy filmy na kasetach wideo w latach osiemdziesiątych i dziewiećdziesiątych?
Jest więc też noc u Komańczów bardzo demokratyczna, bo w ciemnościach wszystkie ciała wydają się piękniejsze. To charakterystyczne dla ich kultury wyłączenie zmysłu wzroku ze sfery seksu wydaje się bardzo ważne, bo występuje nawet w kosmogonicznym micie. Oto w dawnych czasach, kiedy to jeszcze chłopcy mogli odwiedzać kobiety, do tipi pewnej dziewczyny przychodził kochanek, który nie chciał wyjawić imienia, więc któregoś razu ta ubrudziła ręce w popiele i odbiła je na plecach kochanka. Rano ślad swoich dłoni zobaczyła na plecach swojego brata. Przerażona uciekła na prerię, brat, śmiertelnie w niej zakochany, pobiegł za nią, jednak nie mógł jej dogonić, biegli tak długo, że dotarli aż na skraj świata i tam stali się Słońcem i Księżycem, w ciągłej pogoni za sobą, tak rzadko widziani razem na niebie, niemal zawsze daleko od siebie, prawie nigdy nie mogą się dotknąć.
Bezsenność płynie, co jakiś czas, potem serie kilku oddzielone długimi tygodniami czy miesiącami spokoju, potem interwały się zmniejszają i nie śpi się tygodniami rozdzielanymi przez dni ulgi, a potem już nie ma interwałów, jest tylko białoszare, otępiałe trwanie, w którym nie da się już żyć, w którym można tylko czekać na ostatni prawdziwy sen. Widziałem to trwanie i to straszny widok. Wiem, że zmierzam w tę stronę, wiem, że tak to będzie wyglądać i wiem, że nie ma na to lekarstwa, są tylko szybko rosnące dawki benzodiazepin, które wnet stają się gorsze niż choroba.
Bezsenne noce trawimy na torturach znoszenia rzeczywistości w jaskrawym kontraście, dnie po nocach bezsennych są dniami jak pod kloszem z półprzeźroczystego szkła, dniami pół-życia, bo w połowie tylko przeżytymi, dniami, w których lewitujemy nad światem, jedynie na poły w nim zanurzeni, a na poły nieświadomi, odurzeni, bezużyteczni, obcy każdemu.
Prawdziwym i jedynym pożytkiem z bezsenności jest natomiast ustępujący strach przed śmiercią.
Sny śnię zawsze fabularne. W te noce złe oniryczne fabuły zawsze kręcą się wokół zagrożenia, z którymi walczę i przegrywam.
Wtedy się budzę, z pozostałym ze snu poczuciem klęski, ale zawsze mam nadzieję, że jeszcze zasnę - i tak zaczynają się te najgorsze, sine godziny, lepkie prześcieradła, wilgotna kołdra i wilgotne ciało, nigdy właściwie. Łóżko zamienia się w łoże tortur, w materac, na którym pękają kręgosłupy i kości wyrywane są ze stawów. To nadzieja na sen trzyma mnie w tym łóżku, a sen nie przychodzi i końcu wstaję, otępiały, pokonany i przerażony sobą.
Trzy tysiące lat temu w Indiach spożywano - i zresztą nadal się spożywa - bhang, napój z roztartych w moździerzu liści i pączków konopi, wymieszanych z mlekiem, który ma mocne działanie psychoaktywne. Psychoaktywność ta zaś tradycyjnie wiązała się z kwestiami religijnymi - indyjski sadhu, czyli święty mędzrzec, pije bhang, by wprawić się w święty trans. Konopiotka nie sprawia, że jest się ,,na haju", jako że w nasionach konopi THC występuje w ilościach mikroskopijnych lub nie występuje wcale, lecz ślady jej religijnego, czy może raczej obrzędowego znaczenia widać wyraźnie: przede wszystkim nie jada się jej nigdy na co dzień, pozostaje pokarmem zarezerwowanym dla
czasu świętego, a ponadto jeszcze zupełnie niedawno, w XX wieku wierzono w jej magiczne właściwości: miała konopiotka leczyć ciało i
oczyszczać duszę.