cytaty z książki "Opowieści galicyjskie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W świątyniach najmniej fascynujące są obrazy i przedmioty. Zanadto przypominają resztę rzeczywistości. Próbują się z niej wyrwać i na powrót w nią zapadają, dowodząc daremności wszystkich wysiłków. Natomiast zamknięte w bryle powietrze, uformowana sklepieniem, ścianami i architektonicznym szczegółem przestrzeń stanowią najdoskonalsze odwzorowanie tęsknoty. Można wejść, czuć na skórze dotyk, lecz wszystko przepływa między palcami, można zatrzymać w płucach, lecz tylko na chwilę.
Noc, noc, noc, kowal Kruk opowiada przez sen historię bez końca, długą jak życie wszystkich ludzi, jakby chciał wyspowiadać się ze wszystkiego, co widział, co słyszał, wyspowiadać się ze wszystkich rzeczy dobrych, złych i obojętnych, bo życie najprawdopodobniej jest odmianą grzechu, o czym można zapomnieć w dzień, lecz noc nie zna litości (...) Serce wtedy ledwo bije, zamiera, ledwo przetacza truchlejącą krew i nawet najmniejsza kropla blasku nie rozcieńcza zgęstniałej z lęku materii i można tylko czekać, aż szyby pokryje granatowa farbka świtu. Tylko to można zrobić.
Poszliśmy z powrotem. Prowadziła mnie woń zmęczenia, aura smutku, jaką wydzielają ludzie, którzy nigdy nie płaczą, bo łzy opuszczają ich ciała razem z kroplami potu.
Czasami przysiadała pod drzewem i morzył ją sen. Starość w pewien sposób unieważnia noc i dzień. Pory wysiłku i odpoczynku następują o sobie w szybszym rytmie. Może to życie po prostu się spieszy.
Któregoś dnia spotkałem go w lesie. Siedział w swoim traktorze, przyciskał gaz do dechy i z wolna pogrążał się w bagnie. Z pijackim optymizmem wierzył, że wyrwie się z mulistej toni, choć błoto wlewało się już do gumiaków. - Spokojnie. Takie jest życie - powtarzał co chwilę. - Czasami się uda, a czasami nie.
Być może czas jest czymś podobnym do powietrza i odbicia rzeczy trwają w nim tak samo, jak dalekie obrazy miast i krajobrazów przynosi fatamorgana.
duszy czasem potrzebny jest chłód, a serca odrobina wytchnienia. A on przecież nawet gdy spał, patrzył, jak osacza go mrok.
Stare kobiety przesiadywały kiedyś w kościołach,bo wierzyły,że w ten sposób wykradają śmierci godziny,że ich ciała nie starzeją się,że zapach wosku,kadzidła i chłodnego kamienia jest zapachem wieczności.
Być może wyobraźnia i wiara nie mogą bez siebie istnieć, bo mają wspólną istotę – nie wymagają dowodu.
- Ksiądz ją znał?
- Tak jak tych wszystkich, których nie widzę w niedzielę. Czasem mi się zdaje, że znam ich lepiej niż tych, co przychodzą. Ale to złudzenie. Po prostu więcej o nich myślę, kiedy nie mogę spać.
Świat nie ma żadnych swoich kolein. Podskakuje jak piłka.
Tak będzie przez miesiąc albo i krócej,do najbliższej wypłaty,gdy czas się zatrzyma,by po kilku dniach na nowo ruszyć.
Wydziedziczeni żyją w teraźniejszości.Jeżeli posiadają jakąś przeszłość,to jest ona wspomnieniem,czymś równie nieokreślonym jak przyszłość.
W pejzażu odchodzącego świata,wśród szczątków maszyn,nieruchomych mechanizmów,pomiędzy zardzewiałym siewnikiem,a cichą i zimną kuźnią jego postać zachowała ruchliwość.Ma czterdzieści parę lat,lecz jest stary.Pamięta czasy raju.
Trudno odgadnąć ich myśli, lecz przemiany nie zachodzą przecież w myślach. Dotykają raczej uczuć, miejsc, gdzie rodzi się podziw albo zachwyt.
Ułożył twarz według jakiegoś skomplikowanego wyobrażenia o uśmiechu. Nie było w tym nic prócz wysiłku.
I jak zaczęła z wody wychodzić,taka mokra, oblepiona,to wszyscy zobaczyli,że to jest coś takiego,co się chłopcom po nocach śni.
Utopił się zaraz potem jak się najmłodsza urodziła.Mówili,że wracał do domu i w potoku mu się zasnęło.Nie było komu go obudzić.
Mężczyźni żyjący w tym baraku na końcu świata mówili, że Kościejny śpi z otwartymi oczami, że pewnie czegoś się boi. Ale to oni się bali i zamykali oczy, by nie oglądać mroku.
Rudy sierżant okrążał powoli rynek, lecz nie działo się nic. Pod sklepem siedziało dwóch i czekało na trzeciego, który miał mieć jakiś grosz. Dzień przelewał się z południa na zachód i tam gęstniał jak podgrzany na blasze kisiel.
Miał chłopięcą okrągłą twarz z mizernym szarym wąsem i 50 lat. Tłusty połysk mozolnego pijaństwa upodabniał ją do blaszanej maski.
Nie ma już kontrabandy, wszystkie trucizny na miejscu.
Za mało na świecie jest słów, by mówić przez 40 lat.
Świat nie ma żadnych swoich kolein. Podskakuje jak piłka.
Wykonywał te prawdziwie męskie zajęcia, których istotą jest wiodąca z nieskończoności w nieskończoność monotonia. Żadnej odmiany, trochę pieniędzy, wstawanie o świcie, dzięki temu trwa świat.
Bo życie jest koliste, posuwa się po okręgu i jeśli ktoś się nawet wyrywa, to na jego miejsce natychmiast pojawia się ktoś inny.
Archanioł nad ołtarzem dął w swoją trąbę. Z jego twarzy sypał się pył. Strużka lekkich jak powietrze drobinek wpadała w słoneczną plamę i drżała niczym złota nitka. To kołatek drążył Gabriela.