cytaty z książki "Wściekły pies"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Więc spokojnie patrzy w przyszłość. Aż do rana, kiedy otwiera oczy: czas stoi, jest w tym samym miejscu, w którym był wczoraj i w którym był tydzień temu, są te same blizny, te same lęki (...) Woli sny, w których wszystko jest jasne.
Dlaczego ocenianie innych, sądzenie ich tak ci jest, człowieku, potrzebne? Cóż warte byłoby twoje życie, gdybyś nie osądzał innych?
Samobójstwo nie jest tchórzostwem ani ucieczką. Przeciwnie. Kiedy człowiekowi świat wydaje się piekłem, samobójstwo to akt odwagi i męstwa.
Świat istnieje, co niektórych irytuje, budzi w nich złośc.
Żaden sen - moi kochani - nawet najbardziej wstydliwy, grzechem być nie może. Sny są poza naszą wolą, zawsze niewinne. Bóg nie będzie z nich nikogo rozliczał.
Jezus nic o samobójstwie nie mówił, samobójców nigdzie nie potępiał.
Wystarczy przejrzeć ogłoszenia na gejowskich portalach : wielu mężczyzn szuka stałego partnera, szuka miłości. Tak jak i większość heteroseksualistów: kobiet i mężczyzn. Wszyscy szukamy miłości. My kapłani - również. Kiedy nie znajdujemy jej w Kościele, w naszej wspólnocie, wkraczamy w obszar grzechu, z którego ciężko się wraca.
Trzeba się zgodzić, że był jakiś boski plan, którego nie pojmujemy. Trzeba ufać Bogu Ojcu. Jemu przecież ludzie zabili syna. On zna ten ból. Ale czy na pewno? Czy boskie cierpienie po stracie dziecka było podobne do ludzkiego ? Może jednak Bogu było jakoś łatwiej, w końcu jest Bogiem i wiedział, że po trzech dniach wszystko się odmieni i syn powstanie z martwych?
Często śni mi się pies, jest agresywny, pianę toczy z pyska, warczy. Ale mnie nie gryzie. Rzuci się na mnie, kiedy zrobię krok. Więc stoję bez ruchu, bez oddechu. Udaję, że mnie nie ma, że nie istnieję. Nie przełykam śliny. A pies patrzy na mnie. I czeka.
Smutek pojedynczy, osobny, indywidualny. Przyjdzie do każdego, kiedy każdy po swojemu pojmie, jaki sens ma sprzeciwianie się śmierci.
Chcieli rozmawiać z tymi, którzy ocaleli. (...) Chcieli wiedzieć, by zbliżyć się - przynajmniej tak - do swych płonących dzieci. (...) Rodzice maturzystki, która miała siedzieć w środku, próbują zrozumieć, dlaczego ich córka spłonęła. Może nie żyje, bo ratowała koleżankę? Dobrze byłoby wiedzieć. Tylko o co chodzi? Bo pada pytanie: dlaczego niektórym z tych, co siedzieli bliżej przodu, udało się przeżyć? Lub krócej: dlaczego żyją? Pada odpowiedź: bo nie ratowali płonących kolegów. Uciekali, depcząc ciała naszych dzieci.
Świat dookoła mu nie odpowiadał. Chciał zostać kanalarzem, żyć pod ziemią.
Pojawia się napięcie , sadowi się gdzieś za mostkiem i stamtąd będzie Nie raz nie dwa , telepać całym ciałem. Albo delikatnie kłuć. Albo zabierać ślinę z gardła. Abo tylko zmiękczać nogi. Wtedy trzeba będzie usiąść gdzieś na ławce w parku, otrzeć pot z czoła i czekać aż przejdzie. Nie przejdzie. Napięcie staje się przyszłością, będzie non stop , do końca. Ale pierwszego dnia człowiek o tym nie myśli. Chce zasnąć od razu, na wieki wieków.
A On każe mi żyć!
Ja im w końcu rozbroję serca. Ale żeby był pokój, najpierw musi być krew, rany, blizny, potem pojednanie.