cytaty z książek autora "Aneta Jadowska"
Tajemnice zawsze wcześniej czy później ugryzą w dupę.
Uratowałam kogo się dało, oddałam moce komu się dało i dalej, zdana sama na siebie i obecnego tu diabła, pokuśtykałam lizać rany. Och, wiem, mogło być gorzej, mogliście dać mi jakiś pierścień i wskazując na wschód, powiedzieć, że trzy tysiące kilometrów dalej jest Mordor, ale i tak łatwo nie było.
Zdaje się, że niezależnie od tego, co postanowiłam, już byłam mamunią dla dwóch wampirów. Nie ma jak świadome macierzyństwo.OK, można zaliczyć wpadkę, lekkomyślny sex, chwila zapomnienia, ale jak można nieświadomie adoptować dwa wiekowe wampiry? Moja matka byłaby zachwycona, gdybym zadzwoniła ze słowami: mamo, jesteś babcią, chłopcy są śliczni, mają nieco nietypowe potrzeby żywieniowe i są starsi niż cała rodzina razem wzięta ale polubisz ich na pewno.
Mówią, że czytanie rozwija empatię. Nie wspominają, że zwiększa też ryzyko powstania skłonności do dziwnych skojarzeń, nabawienia się niewyparzonego języka i otrzymania etykietki dziwaka. Cóż, wciąż warto.
- Nie wierz we wszystko co o mnie słyszysz. Chyba, że słyszałeś, że jestem wspaniała, wtedy muszę potwierdzić, że plotki nie są przesadzone.
- Co znowu? - warknął Joshua na widok pergaminu obwieszonego pieczęciami jak choinka bombkami.
- Dziadek się stęsknił. - Miron był szczerze rozbawiony nieszczęśliwą miną przyjaciela. Dziadek Joshui był szychą w Radzie Archanielskiej. Może o nim słyszeliście, na imię ma Gabriel, a na koncie jedno spektakularne zwiastowanie.
(...) wbiłam rękę w jego zmasakrowaną klatkę piersiową pod mostkiem i szarpnęłam w górę. Oto najkrótsza droga do serca mężczyzny.
Słabe istoty pozorują się na silniejsze. Tylko te silne mogą sobie pozwolić na udawanie słabości.
Niewykorzystane szanse palą bardziej niż nieudane podejścia.
Och, wiem, mogło być gorzej, mogliście dać mi jakiś pierścień i wskazując na wschód, powiedzieć, że trzy tysiące kilometrów dalej jest Mordor, ale i tak łatwo nie było.
Starszyzna do mnie? To tak jakby Święty Mikołaj przyniósł mi prezent osobiście, a nie przez mamusię.
Uśmiechnął się tak szczerze i radośnie, że po prostu mu przywaliłam. Odruch bezwarunkowy, nic na to nie poradzę.
- Sypianie ze mną ci służy. - Zaśmiałam się głaszcząc go po policzku. Zamrugał i zaśmiał się razem ze mną.
- Najwidoczniej. - Spojrzał na prokuratora i rzucił w jego stronę cynicznie: Nie wiem co bierzesz, Żamłoda, by mieć takie jazdy ale chciałbym poznać twego dilera.
Skarbie, wyniosłaś marudzenie do poziomu sztuki, nie potrzebujesz już nawet słów.
Wspinałam się na wyżyny politycznej poprawności i dyplomacji. Szczerze tęskniłam za czasami, gdy większość problemów dawało się rozwiązać wytrzaskaniem kogoś po pysku. Problemy, jak widać ewoluowały. Metody też, choć sentyment do tych prostych pozostał.”
Rzeczy niemożliwe od ręki, cuda w przeciągu trzech dni.
Zabawne, gdy tata mówił, że są religijni i konserwatywni, przez chwilę myślałam, że chodzi o ich zasady, wedle których muszą żyć. Zapomniałam, że dla takich jak oni to często oznacza raczej, że to inni mają żyć wedle ich zasad.
- z kim przyjaźniła się mama?
- Mama nie znala tego czasownika. - Skrzywił się. - Mama miała wrogów, często niezdających sobie nawet z tego, że zaliczyła ich do tej kategorii.
- Jakiś przykład, bym wiedziala, o czym pan mówi?
- wszyscy niekatolicy, premier, prezydent, zwolennicy lewicy, rozwodnicy, pary mieszane rasowo, homoseksualiści, Żydzi, Rosjanie, Niemcy, Ukraińcy, ekspedientki poniżej trzydziestego roku życia, dziwki, czyli właściwie wszystkie niemężatki, małe dzieci, rodzice małych dzieci, właściciele psów... To tylko najkrotsza lista, jaka przychodzi mi na myśl, mogłaby być znacznie, znacznie dłuższa.
Wyluzuj, Varg - wychrypiałam - może po prostu potrzeba ci kobiety? Znajdź jakąś, która nie ma na nazwisko .jpg.
Zresztą byłby słabym kochankiem, niewiele rzeczy można zrobić w sytuacji intymnej, jak sie ma metrowy kij w dupie.
(...) grzecznym dziewczynkom los się nie odpłaca.
Jeśli dziś myślicie, że jestem trudna w kontaktach, cieszcie się, że nie znaliście mnie, kiedy byłam nastolatką.
Nie zaprosisz mnie do domu? (...)
– Jasne. Bo urodziłam się wczoraj i od razu na główkę upadłam.
Tym razem czułam się dość dziwnie. Ostrożnie obserwowano nas zza uchylonych drzwi i okiennic. Nikt nie wychodził się przywitać, nikt nie machał entuzjastycznie, byśmy weszli i obejrzeli towar. Spojrzałam ostrożnie na Romana.
- To ty wprowadzasz tu taki popłoch? Mnie witają tu zwykle inaczej – powiedziałam ostrożnie.
- Cóż – wyszczerzył kły w przerysowanym uśmiechu złego gościa – nie wiedzą, czemu właśnie ze mną idziesz... Może skończysz jako mój posiłek? Może się zapomnę i skończy się to zimnym ciałem słodkiej wiedźmy? A może coś przeskrobałaś i prowadzę cię do karceru? Kto wie... nie widywano nas dotąd razem. I na wszelki wypadek lepiej nic nie widzieć, nie rozmawiać z nami, bo jeszcze nie daj Pani Magii Wszelakiej, przyszłoby im zeznawać? To praktyczny lud, jeśli wpakowałaś się w kłopoty, to twój problem, nie ich. Jeśli jutro zawitasz tu cała i zdrowa, znów będą mili i chętnie ci pokażą swoje produkty... Co najwyżej będą plotkować, co tu dziś ze mną robiłaś.
- Jednym słowem właśnie psujesz mi reputację? – parsknęłam.
- Jakbym miał wiele do zepsucia. Prowadzasz się z tym swoim diabłem i aniołem, dla większości mieszkańców tego grodu, gdybyś zaczęła się teraz prowadzać ze mną, znaczyłoby, że odzyskałaś poczucie przyzwoitości.
- Wasza Kąśliwość, cóż to za zaszczyt - powiedziałam.
Roman był wampirem ze Starszyzny, nie znosiłam go, mentalnie zatrzymał się w średniowieczu i tak już chyba zostanie. Wydawało mu się, że miejsce kobiety jest przy palenisku albo w legowisku, i tyle.
Przecież nie zamierzałam rzucić mu się na szyję i łkając, zapewnić, że ulżyło mi, że nic mu nie jest. Jego ego rozrosłoby się po czymś takim do rozmiarów małej kolonii. Miałoby własnych poddanych i system podatkowy.
Z tą strefą Schengen czasami państwa migają za szybą jak miasteczka na Śląsku, zagapisz się i jesteś w następnym.
Czy pan ma broń? Ja bym chętnie pomacała… To takie seksowne, mężczyzna z bronią. Niby nie kawalerzysta, ale co mi pozostaje, jak kawalerii pod oknem już nie uświadczysz?
Moja rodzina jest jak trufle. Rzadka, bezcenna i w dobrym stylu, ale w nadmiarze potrafi zabić smak nawet najbardziej wykwintnej potrawy. I ma zaskakująco wiele wspólnego ze świniami.
Heh, czyli wygląda na to, że tylko ja mam tu wartość bojową komara widliszka?