cytaty z książki "Człowiek bez właściwości. T.1"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- No to może wygląda na matematyka?
- Tego nie wiem, bo przecież nie wiem, jak ma wyglądać matematyk.
- Powiedziałaś teraz coś bardzo słusznego. Matematyk na nic nie wygląda, to znaczy, że ma wygląd człowieka w ogóle inteligentnego, tak że nie wiąże się to z żadną ściśle określoną treścią. Z wyjątkiem księży rzymskokatolickich nikt już dzisiaj nie ma wyglądu takiego, jaki mieć by powinien, gdyż głową posługujemy się jeszcze bardziej anonimowo niż rękami. A matematyk to szczyt wszystkiego, to ktoś, kto już tak mało wie o sobie, jak ludzie, którzy w przyszłości zamiast mięsem i chlebem żywić się będą pigułkami, będą mało wiedzieć o łąkach, cielętach czy krowach.
W tym, co niestałe, jest więcej pierwiastków przyszłości, niż w tym, co stałe, a teraźniejszość jest tylko hipotezą, poza którą jeszcześmy nie wyszli. s.355.
W dwa tygodnie później była już od pół miesiąca jego kochanką.
s.39.
Prawdopodobieństwo dowiedzenia się czegoś niezwykłego z gazety jest bowiem o wiele większe niż przeżycie tego osobiście. Czyli innymi słowy, rzeczy bardziej istotne dzieją się dziś w abstrakcji, a tylko bardziej błahe w rzeczywistości.
s.95.
W rzeczywistości jednak życie składa się przeważnie wcale nie z czynów, lecz rozmów, z których przejmujemy nasze zapatrywania i argumentację "za" i "przeciw", oraz nagromadzonej bezosobowości tego, co się usłyszało i co się wie.
s.292.
(...) zanim intelektualiści odkryli w sobie pasję do faktów, jedynie wojownicy, myśliwi i kupcy, a więc ludzie chytrzy i gwałtowni, tę pasję odczuwali. W walce o życie nie ma miejsca na filozoficzne sentymentalizmy, lecz jedynie na pragnienie zniszczenia przeciwnika w jak najkrótszym czasie i najskuteczniejszym sposobem. Tu każdy jest pozytywistą. tak samo w handlu nie byłoby cnotą dać się nabierać, zamiast trzymać się tego, co pewne, przy czym zysk nie jest ostatecznie niczym innym niż psychologicznym i wynikającym z okoliczności pokonaniem przeciwnika.
s.432-433.
Wtedy wreszcie doszedł do punktu, do którego podświadomie go ciągnęło. Jego ojciec wyraziłby się o tym mniej więcej tak: […] „Kto może spełnić każdą swoją zachciankę, ten wkrótce nie wie, czego ma sobie życzyć.” Ulrich powtarzał to sobie z wielką rozkoszą i ta odwieczna mądrość wydała mu się koncepcją niesłychanie nową. Człowiek powinien być w swoich możliwościach, zamiarach i uczuciach najpierw krępowany przez przesądy, tradycje, trudności i wszelkiego rodzaju ograniczenia, jak wariat przez kaftan bezpieczeństwa, i dopiero wtedy to, co zdoła stworzyć, będzie może wartościowe, dojrzałe i trwałe. […] I tak człowiek bez właściwości wróciwszy do ojczyzny uczynił również drugi krok w kierunku podporządkowania się zewnętrznym okolicznościom i doszedłszy do tego punktu rozumowania, powierzył urządzenie swego domu po prostu inwencji dostawców w mocnym przeświadczeniu, że oni najlepiej uwzględnią tradycje, przesądy i ograniczenia.
(...) najwięcej bowiem wspólnej energii marnotrawi się wskutek uroszczenia, iż jesteśmy powołani do kurczowego trzymania się jakiegoś określonego osobistego celu. W społecznym organizmie, przez który przepływają różne energie, każda droga prowadzi do właściwego celu, naturalnie, jeśli zbyt długo nie zwlekać i nie zastanawiać się. Cele są wytyczone na krótką metę, ale i życie jest krótkie, W ten sposób wydobywa się z niego maksimum osiągnięć i niczego ponadto człowiek do szczęścia nie potrzebuje, gdyż to, co osiąga, kształtuje duszę, podczas gdy niespełnione pragnienia ją wypaczają. Dla uzyskania szczęścia nie jest ważne, czego się pragnie, ale czy się to osiąga.
s.40.
Jestem całkiem tego samego zdania co pani - dodał pośpiesznie Ulrich. - Do niczego chyba nie jestem mniej zdolny niż do wykorzystywania własnych możliwości.
Rzecz w tym, że się wcale nie kochali. Dawniej często grywali ze sobą w tenisa albo spotykali się w towarzystwie, wychodzili razem, przejmowali się nawzajem swoimi sprawami i w ten sposób niepostrzeżenie przekroczyli ową granicę, która oddziela kogoś zaufanego, przed kim przyznajemy się do pewnego chaosu w swych uczuciach, od wszystkich innych, którym chcemy imponować. Niepostrzeżenie tak się ze sobą spoufalili jak para, która się od dawna kocha albo już prawie przestaje się kochać, ale przy tym jakby pominęli samo uczucie miłości. Wykłócali się ze sobą, tak, że można było myśleć, że się nie znoszą, ale to ich zarówno od siebie odgradzało, jak i ze sobą łączyło. Wiedzieli, że brak jedynie małej iskierki, aby wybuchł z tego pożar. Gdyby różnica wieku była między nimi mniejsza lub gdyby Gerda była mężatką, łatwo staliby się :złodziejami z okazji", a z tego złodziejstwa po jakimś czasie zrodziłaby się namiętność, gdyż do miłości można dojść, tak samo jak do gniewu, robiąc odpowiednie gesty. Ale właśnie dlatego, że o tym wiedzieli, nie uczynili tego. Gerda pozostała panną i nawet złościła się gwałtownie z tego powodu.
s.444.
Człowiek bowiem największą część swojej próżności, której nie pozwolono mu nosić w sercu, nosi pod stopami, kiedy wkracza na potężne obszary ojczyzny, religii lub pewnej kategorii podatku dochodowego, a w braku takiej pozycji wystarcza mu to co każdy mieć może - znalezienie się na chwilowo najwyższym szczycie kolumny czasu, wznoszącej się z dna nicości, czyli fakt, że żyje się właśnie teraz, kiedy przeszłe pokolenia są już prochem, a przyszłych jeszcze nie ma.
s.322.
(...) w podświadomości, aby użyć tego szeroko stosowanego dziś słowa, albo raczej zgodnie z ich całą mentalnością, byli to ludzie, w których buzował pociąg do złego niczym ogień pod kotłem.
Naturalnie wygląda to raczej na uwagę czysto paradoksalną i profesor zwyczajny austriackiego uniwersytetu, w którego obecności chciałoby się to twierdzić, odpowiedziałby zapewne, że służy po prostu prawdzie i postępowi, a poza tym nie chce o niczym wiedzieć. Taka jest powiem jego etyka zawodowa. A wszystkie etyki zawodowe są szlachetne, na przykład myśliwi są dalecy od nazywania się rzeźnikami lasu, a wolą uchodzić za biegłych w sztuce myśliwskiej przyjaciół flory i fauny, tak samo jak kupcy hołdują zasadzie godziwego zysku, złodzieje zaś czczą boga kupców, wytwornego i łączącego wszystkie narody międzynarodowego Merkurego, uważając go również za swoje bóstwo. Nie należy przeto przywiązywać zbyt wielkiej wagi do wyobrażenia o jakimś działaniu w świadomości tych, którzy działania te podejmują.
s.430-431.
Kiedy Ulrich podziwiał budowlę z pełnym zrozumieniem dla jej architektonicznej subtelności, uświadomił sobie niespodziewanie żywo, że równie łatwo można by oddawać się nadal ludożerstwu, jak zachowywać tego rodzaju wspaniałe zabytki. Domy obok, firmament niebieski w górze i w ogóle niesłychana harmonia we wszystkich liniach i bryłach, które wzrok absorbowały i nim kierowały, wygląd i wyraz ludzi, którzy na dole przechodzili, ich książki oraz ich etyka, drzewa na ulicy...to wszystko bywa nieraz tak sztywne jak parawan i tak twarde jak ostra sztanca prasy, i nie można tego chyba inaczej wyrazić - tak kompletne, wykończone i gotowe, że obok tego czujemy się zbędną mgiełką czy przelotnym tchnieniem, o które Bóg nadal się nie troszczy. Wtedy Ulrich zapragnął być człowiekiem bez właściwości. Ale nie wygląda to wcale inaczej i u innych. W gruncie rzeczy w średnich latach swego życia już niewielu ludzi wie, w jaki sposób doszli do tego, czym są do swych przyjemności, światopoglądów, żon, usposobienia, charakteru, zawodu, sukcesów, ale czują, że niewiele się już da zmienić. Można nawet twierdzić, że zostali oszukani, bo nie da się nigdzie znaleźć dostatecznej przyczyny, że wszystko właśnie tak musiało się stać, jak się stało. Mogło bowiem stać się również zupełnie inaczej. Wydarzenia rzadko kiedy zostały spowodowane przez nich samych, najczęściej były uzależnione od przeróżnych okoliczności, od humoru, życia czy śmierci innych ludzi i niejako zaskoczyły ich w danym momencie.
s.181.
(...) różnica pomiędzy posiadaniem własnych przeżyć i właściwości a ich brakiem jest w gruncie rzeczy tylko różnicą postawy życiowej, w pewnym sensie dobrowolną decyzją lub wyborem stopnia pomiędzy tym, co ogólne, a tym, co osobiste.
s.207.
Gdyby tak można policzyć skoki naszej uwagi, sprawność mięśni ocznych, wszelkie wahania duszy oraz wysiłki, jakich człowiek musi dokonać, aby utrzymać się w ruchu ulicznym, to prawdopodobnie (...) wypadłaby wielkość, w porównaniu z którą siła potrzebna Atlasowi do podtrzymania globu ziemskiego byłaby znikoma, i wtedy można by też ocenić, jak olbrzymiego wyczynu dokonuje dziś człowiek, który nic nie robi.
Człowiek bez właściwości był bowiem na razie takim właśnie człowiekiem.
A cóż dopiero ten, który coś robi?
Gdyby głupota od wewnątrz nie była do złudzenia podobna do talentu, a z zewnątrz nie mogłaby uchodzić za postęp, genialność, nadzieję i ulepszenie, nikt chyba nie zgodziłby się być głupi i głupota w ogóle by nie istniała. Niestety jednak głupota ma w sobie coś niezwykle zniewalającego i naturalnego. Kiedy na przykład ktoś uważa, że oleodruk jest kunsztowniejszym osiągnięciem od namalowanego ręcznie obrazu, jest w tym coś z prawdy i łatwiej tę opinię udowodnić, niż to, ze van Gogh był wielkim atystą. Również jest rzeczą nader łatwą i opłacalną być dramaturgiem bardziej dynamicznym od Szekspira lub powieściopisarzem bardziej wyrównanym od Goethego. Prawdziwy komunał jest mimo wszystko bardziej ludzki, niż jakieś nowe odkrycie. Nie ma chyba żadnego pomysłu o większym znaczeniu którego by głupota nie potrafiła wykorzystać. Umie poruszać się we wszystkich kierunkach i przywdziać każdą szatę prawdy. Prawda natomiast ma tylko jedną szatę i jedną jedyną drogę i dlatego znajduje się zawsze w sytuacji mniej korzystnej.
s.80.
O duszy myśli się, przeczuwa ją i czuje jako pewnego rodzaju kompensację (...).Za młodu jest to wyraźnie uczucie niepewności we wszystkim co się robi, czy rzeczywiście to robić należy, na starość zdumienie, że tak mało się dokonało ze wszystkiego tego, cośmy zrobić zamierzali. Pomiędzy młodością a starością odczuwa się ją jako pocieszenie, że się jest morowym, chwackim i zdatnym osobnikiem, choć nie wszystko, co się robi, można w każdym szczególe usprawiedliwić, albo jako poczucie, że świat też nie jest taki, jaki być powinien, tak, że w końcu wszystko, co się nam nie udaje, można jeszcze jakoś wytłumaczyć. Niektórzy ludzie wreszcie sięgają myślą ponad to wszystko do Boga, o którym sobie wyobrażają, że nosi w kieszeni akurat tę cząstkę, której im brak. Inaczej rzecz ma się przy tzm tylko z miłością; w tym jednym wyjątkowym wypadku mianowicie dorasta brakująca druga połowa. Kochana istota wydaje się być właśnie tam, gdzie bez niej odczuwałoby się jej brak. Dusze zespalają się ze sobą, jeśli można tak powiedzieć, dos à dos i stają się przez to zbędne. Dlatego przeważna część ludzi po wygaśnięciu pierwszej wielkiej młodzieńczej miłości nie odczuwa już braku duszy, tak że rzekome szaleństwo spełnia zbawienne zadanie społeczne.
s.259-260.
(...) odniósł bardzo wyraźne wrażenie, że są predestynowani do wyrządzenia sobie nawzajem wielkich przykrości przez miłość.
s.129.
Całkowity człowiek nie stoi już naprzeciwko całkowitego świata, ale jakieś ludzkie coś porusza się w jakiejś nieokreślonej cieczy.
(...) Nie ma już uniwersalnego wykształcenia w stylu Goethego. Ale dlatego też każdej idei odpowiada dziś kontridea i każdej skłonności skłonność przeciwna. Każdy postępek i jego przeciwieństwo znajdują dziś w intelekcie najdowcipniejsze argumenty, za pomocą których można je zarówno poprzeć, jak potępić. Nie rozumiem, jak możesz bronić takiego stanowiska.
s.307.
(...) kilkoma łyżkami oleju rycynowego, danemu do zażycia jakiemuś idealiście, można ośmieszyć najbardziej niezłomne przekonania (...) s.437.
(...) dzisiaj bez filozoficznych argumentów jedynie zbrodniarze mają odwagę krzywdzić innych ludzi.
s.271.
Psychiatra nazywa zbyt wielką wesołość euforycznym rozstrojem, jak gdyby była rodzajem wesołej antyrozkoszy, a daje przez to do poznania, ze wszelkie superlatywy - zarówno, jeśli chodzi o niepokalaność jak i zmysłowość, sumienność, jak i lekkomyślność, okrucieństwo, jak i współczucie - dochodzą w końcu do stanu patologicznego. Jakżeż mało warte byłoby zdrowe życie, gdyby jego celem miał być tylko stan pośredni między dwoma krańcowościami! Jakże mizernie przedstawiałby się ideał takiego życia, gdyby polegał jedynie na wystrzeganiu się przesady w ideałach. s. 358.
Duch skrycie i śmiertelnie nienawidzi wszystkiego, co udaje, iż jest niezmienne, wielkich ideałów i praw, oraz ich zmniejszonego, zakrzepłego odbicia, jakim jest pogodzony z życiem człowiek.
s.214.
Dusza przedstawia spokojną przejrzystość pola po skończonej bitwie, gdzie polegli leżą cicho, tak że natychmiast można zauważyć, gdzie jakiś strzęp życia daje znać o sobie m to podnosząc się, to jęcząc. Dlatego człowiek dokonuje tego przejścia tak prędko, jak tylko się da. Jeśli dręczą go skrupuły wiary, jak bywa niekiedy w młodości, przechodzi niezwłocznie do prześladowania niewierzących. Jeśli onieśmiela go miłość, zamienia ją w małżeństwo. A jeśli porwie go jakaś inna pasja, uchyla się od niemożliwości bytowania w jej nieustannym ogniu w ten sposób, że zaczyna dla tego właśnie ognia żyć. To znaczy, że wiele momentów swojego dnia, z których każdy potrzebuje treści i zachęty, wypełnia nie tyle stanem idealnym, ile działalnością, aby ten stan idealny osiągnąć, czyli wypełnia je wieloma prowadzącymi do tego celu środkami, przeszkodami i ubocznymi epizodami, które mają stanowić dla niego rękojmię, że nigdy nie będzie potrzebował do swego celu dojść. Stale bowiem trwać w ogniu potrafią jedynie głupcy, obłąkańcy i maniacy. Zdrowy człowiek natomiast musi zadowolić się jedynie świadomością, że bez iskierki tego tajemniczego ognia życie wydałoby mu się niewarte tego, by żyć.
s.262.
Nauka porwanych natchnieniem rozpada się w proch w rozumie tych, co są pozbawieni daru natchnienia, i przeistacza się w swe przeciwieństwo i absurd, a mimo to nie wolno jej nazwać zbyt delikatną i nieprzystosowaną do życia, gdyż wtedy musiałoby się nazwać również i słonia zbyt delikatnym, gdy nie może wytrzymać w pomieszczeniu pozbawionym powietrza i nieodpowiadającym jego potrzebom życiowym.
s,361.
Człowiek bez właściwości składa się z właściwości bez człowieka. (...)
Czyż nie zauważono, że przeżycia uniezależniły się od ludzi? Wkroczyły one na scenę, do książek, sprawozdań laboratoriów i wypraw badawczych, do wspólnot ludzi o tych samych przekonaniach religijnych czy innych, którzy, którzy rozbudowują poszczególne rodzaje przeżyć kosztem innych, jak w jakimś społecznym laboratorium eksperymentalnym, przy czym, jeśli przeżycia te nie znajdują się właśnie w stadium roboczym, są jakby zawieszone w próżni. Kto może dziś jeszcze powiedzieć, że jego gniew jest naprawdę jego własnym gniewem, skoro tyle ludzi się doń wtrąca i lepiej się na sprawach rozumie niż on sam? Powstał świat samych właściwości bez człowieka, świat przeżyć bez tego, który je przeżywa, i wygląda prawie na to, że w idealnym wypadku człowiek nie będzie mógł już nic przeżyć prywatnie, a słodki ciężar osobistej odpowiedzialności rozpuści się w systemie wieloznacznych formułek. Prawdopodobnie rozkład antropocentrycznej postawy, która tak długo uznawała człowieka za punkt centralny kosmosu, ale już od kilku stuleci znajduje się w zaniku, wreszcie doszedł do naszego "ja". Przekonanie, że w każdym przeżyciu najważniejsze jest to, że się je przeżywa, a w każdym czynie, że się go dokonuje, zaczyna się wydawać przeważającej ilości ludzi dowodem naiwności. Zapewne są jeszcze tacy, co żyją całkiem subiektywnie i mówią: "Wczoraj byliśmy u tego i tego", albo "Zrobiliśmy dziś to i to" i choć te ich wypowiedzi nie mają poza tym jakiejś głębszej treści czy znaczenia, ludzie ci po prostu z nich się cieszą. Lubią oni wszystko, co ma styczność z ich palcami, i są na tyle integralnie prywatni, na ile jest to w ogóle możliwe. Świat staje się światem prywatnym w zetknięciu z takimi ludźmi i mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Być może są oni bardzo szczęśliwi, ale innym ludziom ten gatunek ludzki wydaje się już absurdalny, choć nikt nie wie dlaczego.
s.206 i 209.
Bo kiedy się kocha, wszystko staje się miłością, nawet jeżeli jest bólem lub obrzydzeniem.
s.217.
Umieć zakazać sobie czegoś, co szkodzi, jest dowodem siły żywotnej! Wyczerpanego natomiast nęci to, co szkodliwe! (...) Nietsche twierdzi, że oznaką słabości jest, jeśli twórca za dużo troszczy się o to, czy jego sztuka jest moralna.
s.66.
Każdy z nas posiada drugą ojczyznę, w której wszystko co się robi, jest niewinne.
s.164.
Klarysa głowiła się nad prasednem miłości. Było ono dwoiste: ukąszenia i pocałunki, zatopione w sobie spojrzenia i udręczone odwracanie oczu w ostatnim momencie. "Czy dobre współżycie zmusza do nienawiści? - pytała sama siebie. - Czy uporządkowane życie żąda brutalności? Czy spokój domaga się okrucieństwa? Czy ład doprowadza do zniszczenia go?" (...)
Z niepodobieństwa rzeczy podobnych, jak z podobieństwa rzeczy niepodobnych unoszą się dwa słupy dymu z baśniowym zapachem pieczonych jabłek i rzucanej w ogień choiny.
s.201.