cytaty z książki "Dziennik 1949-1956"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Napisałem dwie książki, które – być może – są warte tego, by czytelnik węgierski wracał do nich również w późniejszych czasach: Sindbad powraca do domu i Księgę ziół. Obie te książki napisałem „ja”, to znaczy nie pan Márai, zdolny pisarz, tylko ja, osobiście.

Otrzymujemy paczkę z Ameryki. (...) Ukradziono z niej tylko karton amerykańskich papierosów, czyli dziesięć paczek chesterfieldów. Wszystko poza tym nienaruszone. Papierosy ukradziono na poczcie ostrożnie, fachowo, jak wypada. Tyle im się należało. A drugi karton papierosów pozostawiono mnie, adresatowi, również jak wypada, bo on z kolei mnie się należy.

W rozmowie z M., niemieckim wydawcą, rzuciłem myśl, że może warto by wreszcie wydać książkę napisaną przez pisarza. Może ten eksperyment podziałałby na czytelników efektem nowości? Nie roześmiał się, tylko zamyślił. "Niezły pomysł - powiedział poważnie - niezły, ale ryzykowny".

Spróbuję teraz przez trzy miesiące nie zajmować się niczym innym – nawet światem – poza trzecią częścią Wyznań patrycjusza, Neapolem, morzem i wiosną.

Dla świata my, Węgrzy, jesteśmy barbarzyńcami. Anglicy, Francuzi lekceważą nas, jesteśmy tylko o krok przed ludami kolorowymi, również w literaturze. W Ameryce sytuacja jest cokolwiek inna, ale niewiele lepsza. We Włoszech nie lekceważą obcych, nas też nie.

Wszystko przepadło, wszystko. Ojczyzna, język, dom, sens pracy, przyjaciele, miłość, młodość. Pozostały szczątki, gnijące wspomnienia. Nareszcie jestem wolny.

Wszystko trzeba wytrzymać z wyjątkiem jednego: nikt nie może wymagać ode mnie, bym znosił towarzystwo bezczelnych, niekulturalnych i nikczemnych ludzi.

Wielki smutek. Nie tęsknię za ojczyzną, ale bez Węgier nic nie ma dla mnie prawdziwego smaku, sensu.

Czytam swój pisany w Szwajcarii i Neapolu dziennik z lat 48 i 49. Dużo „obserwacji” ze świata. Mało „obserwacji” siebie. A dziennik ma sens tylko wówczas, gdy piszący dziennik obserwuje samego siebie w świecie.

Ameryka jest jak piękna i bogata narzeczona, która co cztery lata z kimś się zaręcza. Teraz narzeczonym jest Eisenhower. Wkrótce odbędzie się ślub, a potem przyjdą dzieci i rachunek za elektryczność.

Thomas Mann przeprowadza się do Europy, pod Zurych. A więc wraca na obszar języka niemieckiego, żeby umrzeć.

Europę może połączyć na nowo trzech ludzi, jeśli im się to uda, trzech katolickich mężów stanu: de Gasperi, Adenauer i Schuman. Ci trzej katoliccy mężowie stanu próbują stworzyć teraz zjednoczoną Europę. Dość dziwny widok.

Pisać i czytać. Baudelaire miał rację: w długiej perspektywie życia praca dostarcza więcej rozrywki niż jakakolwiek rozrywka.

Przed ponad dwudziestu laty napisałem książkę pod tytułem Zbuntowani, która opowiada o buncie dzieci, obrażonych dzieci, które zwróciły się przeciw światu dorosłych. Dziś aktualne byłoby kontynuować tę książkę, napisać jej ciąg dalszy, który pokaże, jak obrażeni dorośli buntują się przeciw światu dzikich i niedobrych dzieci.

W dzienniku z 46 roku widać już proces oczyszczenia. Gniew znikł, wszystko jest wyraźniejsze, realniejsze. To był dobry rok. Napisałem drugą część Znieważonych, żyłem, byłem węgierskim pisarzem w zniszczonym kraju... Triumfalny rok, gdy tak patrzę nań z drugiego brzegu.

Pomiędzy dwoma obrazami Maneta ogromne okno w ścianie, widać przez nie cień wieżowców Manhattanu w zimowym świetle. W tym widoku, jak w całym naszym życiu, jest coś szalonego i wspaniałego.

Jak ubogi jest ten ogromny język angielski, z jego siedmiuset tysiącami słów, trzema czasami, koniugacją, zapożyczeniami, prymitywną syntaksą. O ileż bogatszy, inteligentniejszy jest węgierski!

János już nie tylko zaskakuje mnie swoimi pytaniami, ale nawet wprawia w zakłopotanie. Kiedy umysł zaczyna się interesować światem, nie zna granic. Ja już tylko „wiem” to i owo, podczas gdy on jest ciekawy. To inny, prawdziwszy rodzaj wiedzy.

Nigdy w życiu, w żadnej sytuacji nie miałem się tak dobrze, nie byłem tak ogrzewany i chłodzony, karmiony i obsłużony, jak obecnie, będąc jednocześnie beznadziejnie biednym.

Przeczesuję niemiecki rękopis Znieważonych i zdumiewa mnie, jak „lekką ręką” pisaliśmy w kraju.

Stary polityk, którego spotykam w poczekalni gabinetu dentystycznego, pyta mnie, dlaczego właściwie mieszkam w Ameryce. Odpowiadam mu, że dlatego, iż tylko tu mogę zachować nadzieję, że pozostanę węgierskim pisarzem. To dość dziwne, ale tak jest.

Zmarł Thomas Mann. Był to ostatni pisarz zachodni, który „zakończył dzieło życia”. Ale podobnie jak ten pisarz, który zakończył dzieło, skończył się świat, z którego pochodził.

Niewykluczone, że Francuzi utrzymają Algierię. Ale nie jest pewne, czy utrzymają Francję.

Wczoraj, pod dłuższej przerwie, Godot odezwał się dokładnie tak: wetknął głowę w drzwi, pokazał język, a potem zatrzasnął drzwi i uciekł ze śmiechem.

22 października 1956
W Warszawie – być może – drgnęła ziemia, a w Moskwie komuniści chwytają się nawzajem za gardło. Co pozostanie z tego wszystkiego, kiedy Kolos wreszcie dozna wstrząsu i zawali się na ziemię?

Pierwszego stycznia pierwsi goście - śmieciarz i kominiarz. Składa nam też życzenia kurwa z mieszkania na dole. Powszechnie uważa się tu, że pierwszego dnia roku takie życzenia „przynoszą szczęście”. Nie wiem, czy tak jest, ale to pewne, że w tych dniach z dużym i pełnym uwagi napięciem obserwuje się tu drobne zabobony i nie jest to objaw wariacji; człowiek od zarania śledzi „znaki”, chciałby wiedzieć, czyjego losem kieruje siła wyższa. Myślę, że tak.

Jakie potężne były Węgry! Mieszkało tam pięć tysięcy ludzi, którzy byli skłonni kupować książki. W Ameryce nie ma tylu. Dobre książki ukazują się tu w dwu, trzech tysiącach egzemplarzy i też się nie rozchodzą.

Krew świętego Januarego przywraca mnie do życia, dodaje sił. Praca już dawno nie sprawiała mi takiej radości. Chcę na nią przeznaczyć dość czasu, nie będę się więc do niej zabierać przed upływem roku. Niech ta krew do tego czasu wrze, bulgocze.
