cytaty z książek autora "Sławomir Cenckiewicz"
Tradycja oręża polskiego jest tak wielka i tak stara jak nasza tysiącletnia historia. Są w niej zwycięstwa, są i klęski, ale nie może w niej być zdrady narodowej. Lepiej nie mówić o tradycji tam, gdzie oddziały formował nasz wróg i najeźdźca Polski. [gen. Władysław Anders - przemówienie radiowe z 25 II 1954r.]
1 września 1980r. Lech Wałęsa był juz zupełnie innym człowiekiem. Nagle dostał od losu to, o czym od zawsze marzył - władzę, sławę, a nawet większe mieszkanie niż wojewody. Później było coraz więcej pieniędzy, powodzenie u kobiet, spotkanie z papieżem, wywiady, pochwały ze strony "jajogłowych" i duchownych, okładki światowych gazet, spotkania na politycznym szczycie... Świat POM-u, stoczni, ZREMB-u i "Elektromontażu" przeminął. Imperatywem jego działania stało się więc trwanie, by tych wszystkich zdobyczy nie utracić. Trwanie za wszelką cenę na czele "Solidarności", którą z czasem zacznie utożsamiać ze sobą i swoim interesem. Szukał więc sojuszników, gdzie się tylko dało - w "Solidarności" i poza nią, w partii, wojsku, bezpiece, episkopacie, Watykanie i w Moskwie...
Próbowaliśmy rozmawiać z Wałęsą, poznać jego poglądy. Znaliśmy wielu robotników, ale Wałęsa był pierwszym, który nic nie czytał i niczym się nie interesował - wspomina Joanna Duda-Gwiazda. Odkryliśmy tylko mocno zakorzenione przekonanie, że racja zawsze jest po stronie siły, typową mentalność chłopaka z przedmieścia. Wałęsa był społecznym inspektorem pracy na wydziale w Stoczni i po wypadku w pracy zawsze uznawał winę pracownika, nigdy kierownika, bo, jak mówił, "kierownik straciłby autorytet", Zastanawialiśmy się, czego ten człowiek szuka w opozycji.
(...) przy całej przenikliwości Lecha Bądkowskiego i Janusza Kurtyki oraz wielu innych historyków, publicystów, od lat ostrzegających o szkodliwym działaniu mitu "naszej ikony" [Wałęsa], mam poczucie, że nie opisali oni problemu najważniejszego - ustawienia "złotego cielca" Wałęsy na miejscu będącym własnością "Solidarności", własnością narodu. Zastąpienie ostatnich dwustu lat narodowych dziejów bzdurą o "elektryku, co sam obalił komunizm". W polskie, narodowe uniwersum wpisany został agent "Bolek" -człowiek z teczki, produkt SB.
s.398.
Jego pozycja w WZZ oscylowała pomiędzy entuzjazmem, związanym z wielodzietną rodziną, a tolerowaniem jego obecności mimo nachalności i wybujałych ambicji, aż po wolę usunięcia z szeregów wolnych związkowców. Początkowo traktowany był jak zwykły nieudacznik, nierozgarnięty nieuk, który niczego nie czytał, mało przydatny krzykacz, drobny konfabulant i megaloman. Choć Komitet Założycielski WZZ był organizacją otwartą, więc współpracę z nim mógł podjąć każdy i zgłaszało się do niej wielu, czasem bardzo dziwnych ludzi, to w oczach niektórych działaczy, niemal od początku, uchodził za groźnego prowokatora i czynnego agenta z bezpieki.
Porzućcie wszelką nadzieję" - ten wers z Piekła Dantego powinien być umieszczony przed wejściem do wszystkich kinowych sal, w których film Wajdy [Wałęsa, człowiek z nadziei] będzie wyświetlany. Nie ma nadziei ani dla Wałęsy, ani dla twórców obrazu, którzy z piekielną zaiste zajadłością przez sto minut zmuszają widza do uwierzenia, że hulaj dusza, piekła nie ma. Z konfidenta SB można zrobić bezinteresownego ofiarnika, nie posiadającego nic poza roboczą kufajką. Z tchórza, który zawsze stawał po stronie silniejszego - jedynego, który wbrew uciekającym tłumom samotnie rzuca się na oddziały ZOMO. Z kapusia naprowadzającego SB na jej ofiary - bohatera skaczącego na pomoc miażdżonemu przez gąsienice czołgu koledze.
s.386-7.