cytaty z książki "Zamiast wychowania. O sile relacji z dzieckiem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wszyscy mamy ten sam problem, który można określić następująco: kocham cię, ale jak mam postępować, żebyś i ty poczuł, że cię kocham?
Kiedy zawsze dajemy dzieciom to, czego chcą, wtedy nie dostają one tego, czego naprawdę potrzebują: swoich rodziców.
Kiedy więc widzę, że jakiś ojciec zranił swojego syna czy córkę, a potem mówi: "Zrobiłem to tylko dlatego, że go kocham", to chciałbym zwrócić mu uwagę na fakt, że wprawdzie jego miłość jest bez zarzutu, ale jego postępowanie nie zostanie przyjęte przez dziecko jako miłość.
Dla mnie osobiście pochwały są smutne.
Kiedy ktoś przykleja mi pozytywną etykietkę, wewnątrz chce mi się płakać, bo uświadamiam sobie, jak mało czuję się naprawdę dostrzeżony.
Kiedy "Nie" płynie wprost z twojej integralności, wtedy jest to przyjazne "Nie": "Wiem, że chciałbyś, żebym z tobą poszła, ale mimo to zostanę. Jestem dzisiaj zbyt zmęczona". To samo można jednak powiedzieć w nieprzyjazny sposób: "Nie. Jak w ogóle możesz mnie o to pytać, przecież widzisz, że jestem zmęczona?". W obu wypadkach mówisz "Nie", ale w obu brzmi to inaczej.
To szokujące, jak mało czasu mija od chwili, w której zauważymy, że dziecko ma problem, do chwili, w której uznajemy, że dziecko jest problemem.
Uważam, że głęboka prawda tkwi w piwiedzeniu: oceniając swoje dzieci jako złe, sprawiasz, że stają się złe.
Wielu rodziców twierdzi, że dobrze znają swoje dzieci.
Nie mają wobec nich koniecznej otwartości.
Myślą:
"Znam swoje dziecko lepiej niż ono samo zna siebie - i właśnie dlatego mogę je wychowywać i nim kierować".
W rzeczywistości znają tylko najbardziej zewnętrzną warstwę ich osobowości, a i ta składa się w przeważającej większości z ich rodzicielskich projekcji.
Jeśli nie pomożemy dziecku wyrażać swojego sprzeciwu w słowach, zacznie wyrażać go całym swoim zachowaniem.
Zawsze kiedy mówimy komuś "Nie", mówimy "Tak" swojej własnej integralności.
Niestety, podłoga jest lepszym wychowawcą niż niejeden rodzic, bo kiedy trzylatek wspina się na wysokie krzesło, to podłoga nauczy go, że upadek może bardzo boleć. Podłoga nie skrytykuje go i nie obwini, co, niestety, często robią rodzice: "A nie mówiłem, żebyś nie wchodził na to krzesło! Jesteś niegrzeczny, nie słuchasz taty!". Takie słowa są zupełnie zbyteczne, bo bardziej bolą niż sam upadek. Zostawiają dziecko z piętnem "zła", "niegrzeczności".
Najgorsze jest to, że oni nie pozwalają nam się złościć." Na co dziennikarz zapytał: "Ale naprawdę nie wolno wam się złościć?" - "Tak. A przecież kiedy mam jakiś powód, to chciałabym się złościć". Kamera jeszcze przez chwilę zatrzymała się na jej twarzy i po kilkunastu sekundach dziewczynka dodała coś, co zrobiło na mnie największe wrażenie: "I sami decydują o tym, czy mój powód jest dobry, czy nie".
Jeden z duńskich specjalistów przeprowadził kiedyś badanie z udziałem dzieci w wieku od trzech do sześciu lat. Wynikało z niego, że dziewięćdziesiąt procent dzieci ocenia, iż rodzice krzyczą na nie przez osiemdziesiąt procent wspólnie spędzanego czasu. Rodzice natomiast stwierdzili, że jest to najwyżej dziesięć procent czasu. Badacz zastanawiał się nad tą rozbieżnością: co dzieje się w ciągu tych pozostałych siedemdziesięciu procent czasu, kiedy dzieci czują się łajane, a rodzice nawet tego nie zauważają. Doszedł do wniosku, że "krzyczenie" musi co innego oznaczać dla dzieci, a co innego dla dorosłych. Ci ostatni rozumieli przez to "podnoszenie głosu i gniewne spojrzenia", natomiast dzieci wskazywały także na wiele innych zachowań dorosłych, poprzez które czuły się oceniane i krytykowane.
To piękne, jak w ciągu pierwszych miesięcy życia niemowlęcia rodzice usilnie starają się dowiedzieć, kim ono jest: dlaczego płacze, dlaczego się uśmiecha, czego chce? Naprawdę interesują się tym, czy czuje się dobrze, czy źle. Zwracają uwagę na wszystkie jego reakcje. Ale nagle po upływie tych pierwszych miesięcy tracą całe swoje zainteresowanie i zaczynają dziecko definiować, oceniać i korygować.
Wszystkie istoty ludzkie mają tę samą elementarną potrzebę: być dla kogoś wartością. Nie chodzi o to - jak może sądzą autorzy amerykańskich podręczników - żeby być kimś fantastycznym i wyjątkowym, lecz aby doświadczyć, w jaki sposób jesteśmy wartościowi dla osób, które nas otaczają.
[do dziecka:] "Zobacz, przez ostatnie dwa tygodnie ciągle się na ciebie wściekałem, kiedy zrobiłeś to i to. Nie wiem, jak mógłbym to zmienić. Czy możesz mi pomóc?".
Nie znam dobrych ani złych rodziców, ale poznałem wielu, którzy dali z siebie wszystko, żeby być dobrymi rodzicami.
Dzieci są jak barometr, który pokazuje informację na temat klimatu w rodzinie.
Jeśli w swoich rodzinach czuliśmy się wartościowi z jakiegoś określonego powodu, to dla naszych przyjaciół i kolegów z pracy jesteśmy cenni z zupełnie innych względów.
W różnych relacjach i systemach pojawiają się zupełnie inne potrzeby.
Świetnie jest być pewnym siebie i wierzyć w swoje umiejętności, ale na poziomie egzystencjalnym niewiele to daje.
Jeśli nie masz prawdziwego poczucia własnej wartości, to niezależnie od swojej pozycji i umiejętności zawsze będziesz czuć, że czegoś ci brakuje.
(...) ne mam nic do zarzucenia grzecznym dzieciom. Jednak jeśli potem nagle zaczną sprawiać problemy rodzicom, to trzeba to potraktować z szacunkiem jako bardzo ważną informację na temat całej rodziny.
Bardzo miło jest rozkoszować się swoim dzieckiem, kiedy jest zadowolone i szczęśliwe, ale gdy sprawy nie wyglądają cukierkowo, to jako rodzic powinnaś zadać sobie pytanie: Co moja córka czy syn chce mi w ten sposób przekazać? Co takiego wyczuwa w naszej rodzinie, czego ja sama nie zauważam? Oczywiście, wszyscy życzymy sobie zadowolonych i współdziałających dzieci, ale jeśli nagle przestaną takie być, to możemy pomóc im i sobie tylko pod tym warunkiem, że będziemy gotowi pracować nad sobą. Czyli zamiast "naprawiać" córkę, która "nie funkcjonuje należycie", przyglądamy się całej naszej rodzinie i wszystkim naszym relacjom.
Często zdarza się, że dzieci sprawiają kłopoty w szkole albo przedszkolu, a w domu nie. Skąd to się bierze?
Jeśli rzeczywiście rodzice twierdzą, że nie mają żadnych problemów z takim dzieckiem w domu, może to znaczyć, że mało ze sobą rozmawiają albo nikt nie ma czasu, żeby dowiedzieć się, co się z nim tak naprawdę dzieje. Najwidoczniej jest ono nieszczęśliwe, ale nie potrafi tego zwerbalizować i powiedzieć: "Nie chcę, żebyśmy w ten sposób żyli w naszej rodzinie".