cytaty z książki "Hel 3"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Gdzie jest ta granica? Kiedy należy odłożyć kamerę i sięgnąć po karabin? Pokazać światu historię czy wziąć w niej udział?
Norbert po prostu przywykł, że w wojsku nic nie odbywało się w normalnych porach, na przykład w południe albo "po śniadaniu". Po prostu nie. Musiało być ciemno, zimno, daleko od domu i koniecznie należało przy tym zasypiać na stojąco.
W dzisiejszych czasach polityka to jest to, co pan je, styl życia, bezpieczeństwo, pogoda nad pańską głową, zdrowie, pańskie pieniądze.
-Uwielbiam benzopiren - oznajmił otwartej lodówce z pełnymi ustami. - Ten sam, którego tajemniczo nie zawierają produkty niemieckie, hiszpańskie i francuskie. Smak benzopirenu o zmierzchu to smak domu.
Coś się szykowało na mieście.
Podobno.
Siedział w podcieniu (...) i czekał, aż w tłoczącym się na uliczkach tłumie ktoś zrobi coś szalonego. Albo przerażającego. Albo w ogóle godnego uwagi. Cokolwiek.
Niech ktoś wysadzi się w powietrze, odbędzie pojedynek na miecze, albo przynajmniej załaduje dwukółkę tak, by uniosła osła na dyszlu.
Cokolwiek, co na chwilę przyciągnie uwagę otępiałych i na wpół zahipnotyzowanych pożeraczy MegaNetu i zapewni mu 5K wejść. Po przekroczeniu tej magicznej granicy ockną się śledzące programy sponsorów i na jego wyschnięte konto zacznie ciurkać strumyczek eurosów.
Jeśli politycy zmieniają priorytety, żołnierze zostają poświęceni.
Niektóre pytania będą debilne. Muszę je zadać, bo film będą oglądali ludzie, którzy wiedzą o świecie tyle, co zobaczyli w Necie. Mają w głowie szufladki oparte o stereotypowe skojarzenia i trochę propagandy, którą uważają za własne poglądy. Chcę, żeby zrozumieli, kim jesteśmy i co robimy. Jeśli ten film ma zadziałać, musimy im wytłumaczyć, co widzą.
Zajmujecie się jakimiś, kurna, pierdołami. Robota bez początku, bez końca, bez sensu, odtąd dotąd. Jakieś kwity, jakieś opłaty, żadnego celu, tylko jak w kołowrotku. I po co? Żeby zapłacić kolejne kwity? Na misji wszystko, co robisz, ma cel. I jest naprawdę, bo w każdej chwili możesz zginąć. To się czuje. Czujesz, że żyjesz. A wasze życie jest sztuczne. No, kurna jego mać, wirtualne. Wirtualne przyjaźnie, wirtualna miłość, wirtualni znajomi… Wszyscy łażą jak jacyś, kurna, lunatycy, bełkoczą coś pod nosem, machają łapami, coś im się wydaje, że robią, a tak naprawdę tego nie ma. Żyją w klatkach, jak zwierzęta w zoo. „Kłak, wełna, byle kicha pełna” i tyle. I ruszyć się nie ma gdzie, bo wszystko zakazane, nakazane, kontrolowane. Gdzie się nie ruszysz, czegoś nie wolno. Wszędzie kamery i przepisy. Nawet, kurna, spokojnie zjeść nie można ani się napić. Tu limity, tam zakazy, to niezdrowe, bo tak tamtego nie wolno, w najgłupszych sprawach. Co komu do tego, co lubię zjeść albo wypić? Tu wszystko jest naprawdę i żadnych pierdoł. Musisz mieć zaufanie do gościa, który stoi obok ciebie, bo obaj umrzecie. I on musi tak samo liczyć na ciebie. Nie ma ściemy. Nie zajmujesz się całymi dniami kwitkami i urzędami...
Miewał już podobne stany przygnębienia i wiedział, że jeśli zrobi to, na co ma największą ochotę, czyli zwinie się w kłębek pod kocem, będzie jeszcze gorzej. Demony, które go dręczyły, siedziały w jego głowie, a nie za oknem. Jeśli odetnie bodźce z zewnątrz, wypuści je na wolność.
Prawdę mówiąc, Norbert nie wierzył w prawdopodobieństwo. Bo jakie miał szanse znaleźć się w tym miejscu, co teraz? Tak z ręką na sercu?
...Jasne, że się boję. Każdy się boi, ale daje radę. A jak przeżyjesz, to, kurna, każdy haust powietrza to jest haj. Żyjesz każdym włosem na głowie. Nic się z tym nie równa. Bo, kurna, jest prawdziwe...
Gniewny radiowiec z bazy Ilmukah, pieszczotliwie zwany "DJ Momo", zamilkł zupełnie i nie dało się ustalić, czy przeżywa rozczarowanie klęską autodrona, czy znudził się bezskutecznym straszeniem wyśmiewających go ludzi czy też, jak twierdził Marker, "z wrażenia pękła mu żyłka pierdząca w mózgu i odwalił kitę".
Dzięki targowi wiochmenów miał dodatkowo biały wiejski chleb ze zbyt wysoką zawartością glutenu i jeszcze straszniejsze bułki, twaróg, żółty ser i masło, wszystko przekraczające normy zawartości tłuszczu, więcej benzopirenów i azotynów w pachnącej wiśniowym dymem kilogramowej szynce, ogórki kiszone w niebezpiecznej dla zdrowia solance, śliwowicę w dwulitrowej plastikowej butelce, która stanowiła jeden wielki kryminał, oraz drugą butlę ormiańskiej whisky. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze karton przemycanych"koziołków", koncentrat coli bez akcyzy via Turcja i ręcznie nabijany zbiornik sprężonego powietrza, bez certyfikatów BHP i bez gwarancji, że nie wykorzystywano do pracy dzieci. Nawet pomidory, ogórki, rzodkiewki, kalafior i jabłka, które kupił, wyhodowano bez kontroli, z pogwałceniem zasad głębokiej ekologii, poza obszarem zrównoważonej hodowli i z naruszeniem biotechnologicznego prawa autorskiego.
... MegaNetu nie obchodził żaden kontekst. Tę wielooką, tępą bestię obchodził wyłącznie iwent. Będzie mogła się gapić, a potem zmieni się w chór żab...
Żaby porechocą pół godziny, a potem będzie inny iwent.
Był iwenciarzem. Wyszukiwanie takich sytuacji i zamieszczanie ich było jego pracą. Tak jak dawnych dziennikarzy. Tylko że w tamtych czasach dobrze udowodniony materiał był już nie do zatrzymania – drukowano go na papierowym nośniku, a potem sprzedawano za grosze na każdym kroku. Istotna informacja miała swoją wagę. Wagę treści liter na papierze. Sprawdzano ją, potwierdzano, gazety miały swoją renomę. Wtedy mawiano „czarno na białym”, mając na myśli coś, co jest niepodważalnym faktem. Coś, czego nie można zignorować. Wtedy oburzeni ludzie z papierowymi gazetami w ręku obalali już rządy. Pojedyncze egzemplarze czasopism mogły przetrwać setki lat.
Teraz informacja była tylko elektronicznym pierdnięciem. Czymś, co mogło na chwilę przyciągnąć uwagę wielookiego potwora. Czymś, co jeśli nie zniknęło, to najwyżej było pretekstem do trwającej dwie doby pyskówki. A jeśli zniknęło, stawało się niebyłe niemal natychmiast.
Wiadomości licytowały się liczbą zarażonych i plątały w sprzecznych informacjach, najpierw choroba przenosiła się przez mięso i tran tuńczyków, potem wszystkich ryb, a potem siedziała we wszelkim białku i tłuszczu odzwierzęcym. Miała jakiś związek z grypą, przenosiła się drogą kropelkową albo atakowała zarażonych grypą sezonową. Można było zarazić się przez kontakt fizyczny. Przez kontakt wzrokowy. Przez MegaNet. Atakowała przede wszystkim starych, przede wszystkim młodych albo przede wszystkim dzieci.
Jak zwykle nie wiedział, co będzie dalej, ale zaczął już do tego przywykać.
W wolnym czasie robi to, na co ma akurat ochote. Moze to byc cale spektrum czynnosci: sport, prace domowe, dziurawienie puszek za pomoca wiatrowki, lektura, spozywanie napojow ozdobionych miniaturowymi parasolkami, gotowanie, ogladanie telewizji, dekorowanie swoja osoba kanapy, lezenie w hamaku i gapienie sie na liscie badz na wode.