cytaty z książki "Sprzedawca arbuzów"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Do sklepu tuż przed zamknięciem przychodzi klient i prosi o połówkę arbuza. Sprzedawca tłumaczy, że jak przekroi owoc, to druga połówka do rana się zmarnuje. Klient nie ustępuje i prosi, by wezwać kierownika. Sprzedawca idzie po niego i mówi:
- Szefie, zaraz zamykamy, a jakiś palant prosi, by mu kroić arbuza.
W tym momencie kątem oka widzi, że klient podszedł i stoi tuż za nim, więc niezrażony wskazuje na niego i ciągnie:
- Na szczęście zjawił się ten dżentelmen i chce kupić drugą połówkę, więc mamy problem z głowy.
Arbuz sprzedany, klient wyszedł i kierownik mówi z podziwem do pracownika:
- Fantastyczne! Pierwszy raz w życiu widzę tak błyskotliwe zachowanie. Gdzie pan się tego nauczył?
- W Kanadzie. Parę lat tam mieszkałem. Same kurwy i hokeiści.
- Panie! Wypraszam sobie! Moja żona jest Kanadyjką!
- Tak? A w której drużynie szanowna małżonka grała?
Dopiero teraz rozumiem zasłyszane słowa, że dorastamy nie wtedy, kiedy buntujemy się przeciw rodzicom, lecz kiedy rozumiemy, że mieli rację.
Nagle pojmujemy, co miały na myśli babcie, gdy mówiły, żebyśmy spieszyli się kochać własne dzieci, bo tak naprawdę mamy na to dziesięć lat: potem pójdą własną drogą, a jeszcze wcześniej będą się wstydzić, kiedy zechcemy je pocałować czy przytulić przy znajomych.
(...) ja znam chyba tylko jednego takiego, kolegę Jasia, który nawet nie był specjalnie zrobiony, ale zgubiło go to, że w biały dzień ciął przez miasto, wioząc kolegę Wojtka na dachu 125p, (...), to mogło wytrącić z letargu poczciwych funkcjonariuszy, którzy nawet byli pełni zrozumienia i przyjęli wyjaśnienia kolegi Wojtka, że gorąc okrutny na dworze i w samochodzie duszno by mu było (a klimatyzacji chłopaki nie miały, (...), stąd miejsce leżące na dachu.".
U szczytu potęgi Andrzeja Leppera krążył taki niezbyt smaczny dowcip: jaki jest najlepszy przepis na sałatkę z buraków? Wrzucić granat na zebranie Samoobrony.".
Gdzieś w tyle głowy majaczy mi odpowiedź Jana Himilsbacha na pytanie, skąd czerpie znakomite riposty: "Po pijaku wymyślam, co mam powiedzieć na trzeźwo".
Polacy swoje chmur sięgające wkurwienie na rodzinę, pracę, na złe pensje, na szefa, lekarza, policjanta, sądy, prokuraturę, śmieciarzy, sąsiadów, nauczycieli dzieci, kioskarzy, fachowców, drogowców, złodziei, ruskich, mośków, szkopów, urzędników, skarbówkę - a więc ten cały kosmos wszechwkurwu - przerzucają na polityków, jakby to były jakieś jaszczury z kosmosu, a nie nasi wybrańcy.