cytaty z książek autora "Krzysztof Piskorski"
Czas zabrał wszystkich, uśmiercił ich albo zniszczył. Jak on nienawidził tej prymitywnej siły, która potrafi tylko iść naprzód, depcząc wszystko co piękne. Czy była na świecie sprawa szlachetniejsza od walki z czasem, z tym ohydnym nadzorcą niewolników, w takt bębnów, którego żyła ludzkość ?
...A może dlatego, że przeczytała w życiu zbyt wiele książek. Już dawno odkryła, że kiedy przeżywa się tysiące innych żyć, nawet fikcyjnych, łatwiej jest wcisnąć się w głowę każdego człowieka; zrozumieć, co go napędza. Pojąć motywacje kata i ofiary. Ryczącego w świętym szale biskupa i kradnącej portfele nierządnicy.
Gdy Polacy zbili się w grupkę naprzeciw pełnego wybitych okien, cichego grobu, w który zmienił się pałac Tuileries, zajęli się tym, co potrafili najlepiej.
Zaczęli się kłócić.
Prawdziwego człowieka poznać można po stosunku do codziennych spraw,po dyscyplinie mentalnej. Bo życie to, w ogólności, ciągła próba woli. Zwierzęta robią, jak im instynkt podpowie, chce pić - pije, chce się parzyć - parzy się. Ale cywilizacja stoi tym, że ludzie zmuszają się, by robić to, co rozum podpowiada, nie to, na co mają chętkę.
Życie pozbawione wątpliwości jest niewarte przeżycia.
Ludzie -rzekł Byron- są w stanie zaskakująco wiele nie rozumieć, jeśli od tego niezrozumienia zależy ich praca, dochód, albo spokój umysłu.
Bo tym właśnie jest nauka: odpowiadaniem na pytania jakich wcześniej nie umieliśmy zadać...
- Widział pan kiedyś Mechanicznego Turka? Tego, co gra w szachy i potrafi ograć człowieka?
- Proszę pani, Turek okazał się wielkim oszustwem. Pod maszyną siedział karzeł, wyborny szachista.
- Załóżmy jednak, że ktoś by taką maszynę zbudował. A potem zmienił tak, żeby miast grać w szachy, chodziła po salonach, tańczyła i grała w pikiety. Czy myśli pan, że wielu obecnych poznałoby takiego pozoranta? Bawię się tą myślą, bo wydaje mi się, żeśmy tak mocno zamknęli się w gorsecie powtarzalnych zwyczajów, że byle zręczny automat mógłby zastąpić każdego z towarzystwa, tak że inni by nic podejrzanego nie dostrzegli. Wręcz byłby lepszy od żywej osoby, wolny od wszelkich faux pas. Proszę się nie śmiać, wiem nawet, jak by to mogło działać: mogłyby nim sterować takie bloczki drewniane z dziurkami jak maszyną tkacką systemu Jacquarda. Ktoś opowiada dowcip – zaśmiej się. Ktoś się kłania – odkłoń się. To można rozrysować na karcie w postaci grafu, a potem przenieść na dziurkowane drewno…
- Sądzi pani, że wszystkich ludzi tak się da? Rozpiąć na papierze w postaci grafu?
- A pan naprawdę sądzi, że na tym balu są jacyś ludzie nieprzewidywalni?
Podobnie bowiem było w ciemnych wiekach, kiedy to dla prostego chłopa nie istniało słowo "naród", rycerz zaś służył swemu panu lennemu, oraz dynastii, z którą ów wiązał akurat interesy. I znów mało kto wtedy by zrozumiał, że za pięćset lat ginąć się będzie nie z imieniem króla na ustach, nie dla lennego pana, dobroczyńcy i opiekuna, ale za abstrakcję, za ogół wszystkich ludzi tego samego języka i tradycji, zwący się narodem. (...) Przecież za dwieście lat równie dobrze mogą nas uznać za dzikusów z ciemnego wieku, którzy mordowali się za barwy sztandarów oraz wyrysowane na mapach granice. Mnie też to smuci i przeraża, ale coś mi mówi, że oni nas nie zrozumieją. Walczymy za pokolenia, dla których "naród" czy "patriotyzm" będą obcym językiem starożytności, słowami, co kojarzą się źle - z krwią, wojną, pompą i zadęciem. Nasze poświęcenie wyda im się śmieszną grą dziwnych ludzi z ciemnych kart historii.
Historie mają bowiem do siebie to, że można je spisać z więcej niż jednego punktu widzenia. Są ja wielościan z kolorowego szkła, do którego można zajrzeć przez każdy z boków i za każdym razem zobaczymy co innego.
To właśnie jest prawdziwa nauka. A najpiękniejsze w niej momenty to te, w których jakieś fakty niepowiązane, tajemnice i sekrety siła umysłu, splata nagle w jedną tkaninę. W piękny pled będący idealnym odbiciem rzeczywistości, który możemy do woli rozdzielać z powrotem na pojedyncze nici i splatać na nowo, by poznać sekrety ustroju świata...
Y’Barratora jęknął. Przetoczył się na krawędź łóżka i zsunął nogi na podłogę, stękając z bólu. Wydawało się, że nie ma na ciele miejsca, które nie byłoby obdarte, lub potłuczone.
Krew. Przeszywany kaftan cały nią przesiąkł. Szermierz przesunął dłonią po materiale, czując chropowatą fakturę skrzepów. Szukał rany, ale po chwili przypomniał sobie, że krew nie była jego.
W jego wciąż zamglonym umyśle powrócił obraz wykrzywionej z bólu twarzy, ale zepchnął ten obraz w ciemność. Siedział długo na krawędzi łóżka, z nozdrzami pełnymi woni posoki, skupiając całą uwagę na tym, aby nic sobie nie przypominać, o niczym nie myśleć, by w głowie panował tylko spokojny szum. I aby się nie wyrzygać.
Wpatrywał się w cień na podłodze i wydawało mu się, że ten kpiąco pokiwał głową.
- Nieskończoności. Zastanawiałeś się nad nimi czasem? Przerażają, są nieludzkie, poza naszym rozumowaniem i miarami. Znałem człowieka, który przestał wierzyć w życie pośmiertne, kiedy w pełni zrozumiał nieskończoności. Wyobraź sobie, że istniejesz przez wieczność, że milion razy pomyślisz każdą możliwą myśl, milion razy doznasz każdego możliwego uczucia - i co? Te twoje przeżycia to wciąż nic, pyłek ledwie, takich pozornych nieskończoności czeka cię jeszcze nieskończoność, a i ona będzie pyłkiem wobec całości. Tylko rzeczy, które mają koniec, mają też sens. Tylko rzeczy skończone mogą dać spełnienie.
Dalmont otarł pot z karku, w myślach przeżywając własną egzekucję. Najpewniej go zetną; bezbolesna i czysta śmierć, jeśli wierzyć pismom doktora Guillotine’a. Ale Maurice wiedział, że istniały też inne badania - prywatne dochodzenie pewnego paryskiego kata, który prosił skazańców, by po dekapitacji dawali mu znaki mruganiem tak długo, jak tylko zachowają świadomość.
Wielu mrugało pół minuty.
Jak to jest poczuć upiorną lekkość, gdy ciało, które się czuło przez całe życie, zostaje oddzielone lodowatym ostrzem gilotyny? Jak to jest potoczyć się po brudnych deskach, bryzgając krwią z rozerwanych tętnic, i patrzyć szklącym się wzrokiem w nienawistne gęby miejskiej biedoty i pijanych gapiów? Jak to jest krzyczeć, gdy gardło ma się rozpołowione, a struny głosowe trzepoczą, pozbawione punktów zaczepienia?
A ludzie nie żyją przecież samotnie, wszyscy są częścią wielu układów, rodów, stronnictw, mają przyjaciół. Od każdego z nas rozchodzi się we wszystkie strony całą pajęczyna. Wycinasz człowieka z serca tej pajęczyny, a ona zaczyna się pruć. Nitki rozchodzą się na boki: rodzina w żałobie, osierocone dzieci, pragnący zemsty bracia, zranieni kochankowie.
Znajda czytał, że dla heglistów świat to ciągła walka, ścieranie się tez i antytez, z których powstaje synteza. Teraz dopiero w pełni poczuł, że to nie walka, a wielkie krwawienie, że obie siły, które się ścierają, wychodzą z bitwy słabsze, poranione, a ich dziecko jest pokracznym karzełkiem, w niczym niepodobnym do rodziców.
- Nie mam. Mam za to dwa kilo dynamitu.
- To w sam raz tyle, żeby wysadzić swój pusty łeb.
Wielki poeta Al'Dini napisał kiedyś, że każda opowieść kończy się śmiercią, jeśli ciągnąć ją odpowiednio długo. Wiedźma wiedziała, że to nieprawda. Jedynie bohaterowie ginęli, historia zaś nie umierała nigdy, meandrując w przyszłość, poza zasięg ludzkich przewidywań.
Całe życie zmieniało się przed oczami Znajdy w szalony wir przypadkowości, nad którym nikt nie ma władzy, który z jednej strony wsysa noworodki prosto z matczynego łona, a z drugiej – pluje w grób zbutwiałymi kośćmi.
Obita i posiniaczona, kompletnie niewyspana, cuchnąca wydzielinami humanoidalnego stwora, pędziła o świcie do pracy.
Z jednej strony wydawało jej się to zupełnie abstrakcyjne.
Z drugiej, los reszty kobiet w jej wieku bywał zaskakująco podobny.
W Ocalonej Krainie mawiano, że fortuna jest jak kurtyzana, która śle uśmiechy to jednemu, to drugiemu.
Przecież nie do pomyślenia było, aby wskazówki zegara zawsze wędrowały w tym samym tempie, niezależnie od tego, czy obserwatorowi śpieszy się, czy nie!
Między wiernością dawnym uczuciom a szkodliwą obsesją jest cienka granica...