cytaty z książek autora "Marcin Kydryński"
Jak wiemy, przekonanie o oryginalności własnych myśli jest dziś już wyłącznie wynikiem nieoczytania.
Gdzie tkwi ten próg empatii, za którym człowiek dostrzega i rozumie, że zabija. Za którym okazuje się, że nie ma żadnej różnicy między życiem owada i życiem ptaka. Między życiem ptaka i ukochanego psa. Między życiem ukochanego psa i obcego człowieka. Między życiem dwóch ludzi, z których jednym jestem ja sam. Impuls między którymi nerwami w mózgu jest konieczny, by uświadomić sobie tę najprostszą z prawd?
W podróży należy akceptować wszystko, a oburzenie zostawić w domu.
Do pobliskiej Café Mindelo płynie Miss Lizbony, czarna Kabowerdyjka, wysoka i lekka jak orchidea. Z daleka widzę światło jej tlenionych prawie na biało włosów. Chwilę potem odsłonięty wysoko brzuch, twardy jak pień hebanowego drzewa i wiotki jak nadgarstek. Ten brzuch nigdy nie zazna pieroga ni bigosu. Dziewczyna ani drgnie na obcasach jak szczudła. Jest w jej paradzie coś tak bezczelnego, że każdy turysta przy pobliskim stoliku, bez względu na płeć, czuje nieomal fizyczny ból. Miss sunie oklaskiwana przez smagłych cwaniaczków w kawiarni. Nie odpowiada na uśmiech, pewna swojej władczej urody.
Nie wie, że ja wiem. Wiem, ile czasu zajęło jej przygotowanie tej fasady. Ile zadała sobie pytań, ile miała wątpliwości w wyborze każdego detalu. Ile razy rozpaczliwie rezygnowała, bo lustro miało inne zdanie. Wiem, że każdego dnia jej życia będzie już tylko trudniej, aż w pewnej chwili, wcale nie tak odległej, przejdzie ulicą zupełnie niezauważona.
Mój uśmiech dla niej nie jest więc zaproszeniem do alkowy, czego wydaje się pewna. Jest uśmiechem współczucia z samego dna serca, czego dzisiaj jeszcze nie potrafi zrozumieć”.
Biegnę, kiedy wstaje świt
Biegnę brzegiem morza, boso.
Biegnę w pulsie mojej krwi.
Biegnę z wiatrem mego losu.
Biegnę lekko i bez planu.
Biegnę długo, biegnę chciwie.
Biegne w rytmie oceanu.
Biegne wdzięczny i szczęśliwy.
Szczęśliwy, bo słyszę głos. Głos wiatru, piasku i fal.
On uspokaja mnie, że własnie tak miało być.
I mam nie pytać już. Bo tylko tak mogło być.
Tylko tak.
Bo pamięć ma ten szczególny dar, że otula nawet mroczną przeszłość miodowym światłem, rozgrzesza, użycza czaru.
Sam myślę o Bieli jak o notatkach na marginesach książek, które zawsze mam ze sobą w podróży, bo lubię rozmawiać ze znacznie mądrzejszymi od siebie. Książki są dla mnie najważniejsze. A nie ludzie? - ktoś spyta. Książki to są ludzie, przecież. Wydestylowani do samej istoty rzeczy.
Są książki, które ważą i znaczą, w życiu każdego z nas inne. Ale zdarzają się tytuły, które spajają pokolenia. Może warto użyć tu czasu przeszłego: były. Dziś w czasach nadprodukcji pisma, do czego z zakłopotaniem przyłączam się teraz i ja, trudno znaleźć historie trudne dla całych społeczności.
W życiu, (...), z dwóch możliwych dróg warto wybrać tę najtrudniejszą. O tym, kim byliśmy, powiedzą w równym stopniu nasze czyny, jak zaniechania.
Nie jestem bibliotekarzem, antykwariuszem, literaturoznawcą, lecz zaledwie chętnym czytelnikiem. Wdzięcznym za wzruszenia; za tę, jak wymagał Nabokov, iskrę rozkoszy biegnącą wzdłuż kręgosłupa, gdy trafi się na olśniewające zdanie. Dwa, trzy słowa, które jakby od wieków czekały, by się złączyć w ten jeden jedyny sposób. Z oczywistych względów te zdania muszą dla mnie też być muzyką. Powinny brzmieć, układać się w muzyczne frazy. Niewielu to potrafi”.
Jak wiemy, przekonanie o oryginalności własnych myśli jest dziś już wyłącznie wynikiem nieoczytania.
Nastrój wieczoru może odmienić nas tak silnie, jak mundur, na który zamieniliśmy piżamę, jak sędziowska toga, dla której porzuciliśmy dżinsy. Stajemy się inni. Sentymentalne wieczory to przyjemne, niegroźne chwilę. Pozwólmy im trwać, nim pierzchną.
O mieszkańcach Burkina Faso mawia się, że połowa z nich to Muzułmanie, połowa Chrześcijanie, a 100% to Animiści.
Czemu więc teraz, po wiekach umiarkowanych wędrówek, wiercimy się tak intensywnie? Zapewne z wszystkich wspomnianych powodów i jeszcze jednego, dla mnie najważniejszego: mamy świadomość znikania. To sytuacja paradoksalna. Wędrujemy, by w ostatniej chwili zdążyć, nim to, czego pragniemy doświadczyć, zmieni się i zniknie bezpowrotnie. Ale wędrując, gwałtownie przyśpieszamy ten proces.
A nam, wpatrzonym w twarze unieśmiertelnione na pocztówkach słanych przed stuleciem, pozostaje namysł: jak to się stało, jakiej trzeba było pychy, by w palecie barw postawić biel przed innymi kolorami?".
Jak udowodnię, że zasługuje na życie, które mi ofiarowano?
Ciekawe, że takie myśli nachodzą nas w sytuacjach, gdy byliśmy o włos i o mgnienie. O,, mało brakowało,,. A powinny każdego dnia. Za korporacyjnym biurkiem. Z dzieckiem przy piersi. Albo w kawiarni, na modnym warszawskim placu Zbawiciela.
Lubię to nieskrępowane podejście do życia, nieskażone przekleństwem specjalizacji.