cytaty z książek autora "Rachel Reiland"
Bardzo cierpiałaś i teraz trudno Ci komuś zaufać, trudno uwierzyć, że komuś może na Tobie zależeć, ponieważ sama siebie nienawidzisz. Z jednej strony chciałaś, żeby ludzie uwierzyli, że jesteś silna. Ale w głębi duszy pragnęłaś, żeby ktoś przeniknął przez tę warstwę ochronną i dowiedział się, co tak naprawdę czujesz. Bałaś się jednak, że nikt na świecie nie jest w stanie Cię zrozumieć lub, co gorsza, że wszyscy się od Ciebie odwrócą.
Jeśli mój umysł znowu zaczynał się gdzieś błąkać, znajdowałam sposób, by go zagłuszyć. Znaleźć sobie jakieś zajęcie. Upić się. Uprawiać seks. Cokolwiek, byle tylko uciec z tej komnaty tortur, jaką był mój umysł.
Potrzebujesz ludzi, i to tak bardzo, że Cię to przeraża. Odpychasz ich, żeby się za bardzo do Ciebie nie zbliżyli, a potem tego żałujesz. Twierdzisz, że nie chcesz, żeby ktoś Cię zrozumiał, ale to nieprawda. Bardzo tego pragniesz. Wydaje Ci się tylko, że nikt nie jest w stanie Cię zrozumieć, a nie zniosłabyś kolejnego zawodu.
(...) istnieje pewna ciekawa teoria grzechu pierworodnego, o której chciałem ci opowiedzieć (...) – niektórzy teologowie uważają, że w przypadku Adama i Ewy nie chodziło o zjedzenie zakazanego jabłka, tylko o znęcanie się nad dzieckiem.
- Znęcanie się nad dzieckiem?
- Tak. Czy sądzisz, że inny grzech byłby w stanie przechodzić z pokolenia na pokolenie? Wykorzystywanie dzieci – znęcanie się i molestowanie seksualne – trwa przez wieki. Dzieci, nad którymi się znęcano, stają się okrutnymi mordercami. Zaczynają dręczyć swoje dzieci i tak dalej. Taki grzech może rozchodzić się niczym fale na wodzie do dwudziestego albo trzydziestego pokolenia.
- Ciekawa teoria.
- I ma też praktyczne konsekwencje. Ponieważ wszyscy pochodzimy od Adama i Ewy, więc jesteśmy ze sobą powiązani niczym rodzina. Jeśli kogoś krzywdzimy, krzywda nie zatrzymuje się na tej osobie, ale idzie dalej. Ból łatwo się rozprzestrzenia. (...)
- To straszne! A gdzie jest koniec tego łańcucha?
- (...), może nim być miłość. Dobre uczynki. (...)
Nikt nie bał się mnie bardziej niż ja sama.
Twoi rodzice nie dostrzegli w Tobie prawdziwej wartości. Nigdy nie stałaś się brylantem i nie mogłaś zobaczyć własnego piękna. Ukryłaś się więc w brudzie, ponieważ uznałaś, że taka właśnie jesteś.
- Nie potrzebuję Cię!
- Tylko tak mówisz, ale wcale tak nie myślisz. Potrzebujesz mnie tak bardzo, że Cię to przeraża. Boisz się, że Twoje pragnienie jest tak wielkie, że albo mnie zgniecie, albo przed nim ucieknę.
Być może zrobiłaś coś, czego teraz żałujesz, albo coś, czego powinnaś żałować. Ale zapłaciłaś za to wysoką cenę i ukarałaś siebie bardziej, niż na to zasługujesz.
Słowa mają swoją moc. Kiedy się je wypowie, nie można ich cofnąć.
Miłość jest znacznie potężniejsza niż nienawiść. - doktor Padgett.
Za każdym razem, kiedy podnosimy kamień, by pokazać te bolesne uczucia, one jak karaluchy starają się ukryć pod następnym kamieniem. Ale pewnego dnia nie będzie więcej kamieni, Rachel. Kiedyś odrzucimy ostatni. Nie mając gdzie się skryć, te karaluchy, Twoje uczucia, będą musiały się poddać. A wtedy będziesz żyć tak, jak na to zasługujesz.
Czarno-białe myślenie polegało na opieraniu się w swych sądach na całkowitych przeciwieństwach - naturalnych u małych dzieci, ale niepokojących u dorosłych. Uważałam ludzi za całkowicie dobrych lub całkowicie złych. Gdy uznawałam, że są dobrzy, windowałam ich na piedestał. Nie mogli zrobić nic złego i kochałam ich całym swoim jestestwem. Jeśli byli źli, nienawidziłam ich i zwalczałam.
W przeszłości zapewne zerwałabym związek, jak tylko okazałoby się, że od kogoś zależę. Wówczas mogłabym utrzymywać iluzję, że jestem niezależna i nikogo nie potrzebuję.
I że lepiej zrozumieją Państwo, jaką radością i darem jest życie bez tego rodzaju zaburzeń.
Nie miałaś wyjścia, Rachel. Musiałaś tak robić. Miałaś mnóstwo problemów i musiałaś sobie z nimi radzić, a alkohol, narkotyki i seks to był Twój sposób na życie. Zły? Destrukcyjny? Tak, ale nie miałaś innego wyboru.
Moje milczenie, a potem omijanie tematu nie brało się z chęci uniknięcia upokorzenia, ale zwiększenia go. Czerpałam pewną przyjemność ze swego wstydu.
Jesteś tylko jedna, Rachel. Tylko jedna. Niepotrzebnie dzielisz siebie na fragmenty. Dokonujesz dysocjacji.
To się nazywa bezwarunkowa akceptacja i miłość, na którą zasługuję każde dziecko i której potrzebuję, żeby się w pełni rozwinąć. Coś, czego nigdy nie dali Ci twoi rodzice.
To nie była decyzja dziecka, które szuka schronienia, ale dorosłej, która chce przetrwać.
- Część Ciebie chciałaby się wycofać z terapii, móc ją zakończyć, mieć ją z głowy - zauważył. - Ale druga część nie może sobie nawet wyobrazić jej końca.
Jestem zbyt pochłonięta sobą i za bystra. Mój umysł powinien dostać ktoś przyzwoity, kto zrobiłby z niego lepszy użytek.
Radio może być nastawione na cały regulator, ale muzyka, którą usłyszysz, będzie zupełnie inna.
I byłam prawie przekonana, że jeśli ktokolwiek może mnie kochać, to właśnie ten człowiek.
Próżne modlitwy do Boga, który kochał wszystkich poza mną.
Ja byłam prymuską w szkole średniej, stypendystką National Merit, kapitanem akademickiej drużyny w hokeju na trawie, studentką wyróżnioną przez dziekana Saint Robert. Teraz pracowałam jako kelnerka w barze. Podtykałam pod nos importowane piwo aroganckim biznesmenom i uśmiechałam się, kiedy dostawałam marne napiwki. Nienawidziłam prawie wszystkich. Nienawidziłam siebie. O wschodzie słońca paliłam trawkę w zamkniętym barze, podczas gdy moje dawne koleżanki brały prysznic, a potem jechały do pracy, która mnie się należała. Miałam dwadzieścia cztery lata.
Nie wiedziałam, gdzie chcę dotrzeć, ale po drodze zauważyłam, że zmierzam w kierunku zachodnim. Zrozumiałam, że biegnę do West Side. Przy odrobinie szczęścia trafię w najgorsze okolice. Jeśli będę miała jeszcze więcej szczęścia, Bóg, w którego nie wierzyłam, zlituje się i pozwoli mi stać się kolejną ofiarą przestępstwa.
O tym, jak czułam się zakłamana, gdyż miałam wielu przyjaciół, którzy mnie lubili, ale gdyby mnie naprawdę poznali, to uciekliby gdzie pieprz rośnie. I słusznie.
Opowiadałam o tym, co się stało, z tą samą fałszywą zuchwałością, którą pamiętałam jeszcze ze szkoły. James Dean w spódnicy. Nigdy nie daj po sobie poznać, że się boisz.
Kto, jeśli nie chore, pokręcone i żałosne indywiduum mogło chcieć się wyrzec swojej wolności?
Nawet ja musiałam przyznać, że moja gwałtowna lojalność wobec rodziców nie wynikała z tego, że się nade mną nie znęcali, tylko wręcz odwrotnie.