cytaty z książek autora "Anne Fadiman"
Założenie książki zakładką odpowiada wciśnięciu klawisza stop, zaś odłożenie jej grzbietem do góry - klawisza pauza
Shaw natrafił raz w antykwariacie na jedną ze swoich książek z dedykacją "Iksowi z wyrazami szacunku, George Bernard Shaw". Kupił książkę i zwrócił ją Iksowi, dodawszy linijkę "Raz jeszcze wyrazy szacunku, George Bernard Shaw".
Przez następnych trzydzieści lat dojrzewała we mnie świadomość, że tak jak człowieka można kochać na więcej niż jeden sposobów, tak istnieje więcej niż jeden sposób kochania książek. Pokojówka wierzyła w miłość dworską. Fizyczna istota książki była dla niej święta, jej forma nierozdzielna z treścią; kochanek winien jej platoniczne uwielbienie i szlachetne, acz z góry skazane na niepowodzenie wysiłki zachowania po wieczne czasy stanu nieskazitelnej czystości, w jakim książka opuściła księgarnię. Rodzina Fadimanów wierzyła w miłość zmysłową. Dla nas święte były _słowa_ książki - ale służące im papier, tkanina, karton, klej, nici i farba drukarska stanowiły zaledwie naczynie, i wolno było obchodzić się z nimi tak rozpustnie, jak dyktowała żądza lub pragmatyzm, bez obawy popełnienia świętokradztwa. Bezlitosne używanie nie świadczyło o braku szacunku, lecz o zażyłości.
Każde nowe poszukiwanie to wyprawa do Indii, tropienie zakopanego skarbu, podróż do kresu tęczy i bez względu na to, czy u celu wędrówki wychynie kufer złota, czy jedynie wyborna książka, po drodze czekają nas zawsze cuda.
Zwykły czytelnik, mówiła (virginia Woolf), "różni się od krytyka uczonego. Jest gorzej wykształcony, a natura nie odbarzyła go tak szczodrze. Czyta raczej dla własnej przyjemności, niż po to , by przekazać wiedzę czy korygować czyjeś opinie. Przede wszystkim kieruje nim instynkt stwarzania sobie jakieś całości ze wszystkich drobiazgów, na jakie natrafi".
Jak wielu ludzi o wysokiej tolerancji na bałagan, George darzy przedmioty martwe elementarnym zaufaniem. Wierzy, że jeśli coś mu będzie potrzebne, to się na pewno zjawi, zazwyczaj więc się zjawia. Ja, przeciwnie, wyznaję pogląd, że książki, mapy, nożyczki i taśma klejąca są niesolidnymi wagabundami, objawiającymi niepoprawną skłonność do oddalania się w nieznanym kierunku, jeśli nie zadbać, by pilnowały ściśle przydzielonego im miejsca. Przeto moje książki muszą zawsze przestrzegać surowej dyscypliny.
Co romantycznego może być w facecie, który chciał gdzieś dotrzeć i faktycznie tam dotarł?
(...) istnieje pewien rodzaj dzieci, dla których "wybudzenie się" z książki jest niczym wynurzenie się z otchłani snu po mozolnym przepłynięciu warstw świadomości ku jawie mniej realnej niż pozostawiony za sobą stan ułudy.
Książki napisały historię naszego życia, a w miarę jak gromadziły się na półkach, same stawały się jego rozdziałami.
Ja i mój mąż George uwodziliśmy się nawzajem książkami i wraz z zaślubinami naszych dusz nastąpiły też zaślubiny naszych bibliotek.
Próbowałam mu [mężowi] tłumaczyć, że etos polarny ma w sobie ten sam urok co ciało Katharine Hepburn (a wiem, że ceni je wysoko), które Spencer Tracy tak scharakteryzował w "Pacie i Mike'u": "Niewiele na niej mięsa, ale ta odrobina, którą ma, jest palce lizać
(...) znajomi odnajęli na kilka miesięcy swój dom pewnemu dekoratorowi wnętrz. Po powrocie odkryli, że wszystkie książki zostały poprzestawiane według koloru i formatu. Wkrótce potem ów dekorator zginął w wypadku samochodowym. Muszę wyznać, że zebrani przy stole jednomyślnie orzekli, iż sprawiedliwości stało się zadość.
[o półkach]"Same były dziełami sztuki, mozaikami od podłogi po sufit, złożonymi z wielobarwnych prostokątów...
Epoka wiktoriańska ze swoją atmosferą zmierzchu imperium zawsze budziła w moim sercu niewypowiedziane wzruszenia, a któż mógłby być bardziej wiktoriański od odważnych, sumiennych, pełnych optymizmu, poświęcenia i patriotycznych uczuć, prawych, szlachetnych i w najwyższym stopniu nieżyciowych mężczyzn, którzy gęsto zapisali swoimi nazwiskami mapy Arktyki i Antarktydy, ale nie potrafili przepłynąć Przejścia Północno-Zachodniego i przegrali wyścigi do obu biegunów. Komu, oprócz Anglika, porucznika Williama Edwarda Parry'ego, przyszłoby do głowy wymachiwać flagą z wymalowaną na niej gałązką oliwną, by zapewnić o swoich pokojowych zamiarach Eskimosów z zachodniego wybrzeża Grenlandii, którzy nigdy nie widzieli na oczy nie tylko gałązki oliwnej, ale nawet żadnego drzewa? Któż jeśli nie Anglik, legendarny sir John Franklin, zdołałby umrzeć z głodu i szkorbutu wraz ze sto dwudziestoma dziewięcioma swoimi ludźmi w obfitującej w zwierzynę kanadyjskiej części Arktyki, która przez kilkaset lat żywiła kolonię Eskimosów? Kiedy później odnajdowano zwłoki oficerów i członków wyprawy Franklina, wiele mil od pozostawionych przy brzegu okrętów, wyszło na jaw, że wprawdzie nie wzięli ze sobą strzelb, ale za to nie zapomnieli zabrać tak niezbędnych przedmiotów, jak srebrne sztućce z monogramem, plansza do tryktraka, papierośnica, szczotka do ubrań, puszka pasty do polerowania guzików oraz egzemplarz "Wikarego z Wakefield". Ci ludzie okazali się może ofermami i nieudacznikami, ale na Boga, byli dżentelmenami w każdym calu.
Amerykanie wielbią sukces.Anglicy heroiczną klęskę.
Blurb to zwięzła reklama w szczególnie podniosłym tonie, umieszczana w książce na skrzydełku lub czwartej stronie okładki, w edytorstwie polskim znanej wdzięcznie "dupką". [z Dopowiedzeń Jana Gondowicza w książce].
W marginesach nauczyłam się widzieć gminne pastwisko literatury, gdzie żerować może każdy - im gęściej, tym weselej. W istocie czuję się nieswojo tylko wobec książki o nierozciętych stronach.
Rozproszenie książek przypominało kremację ciała i rozsypanie prochów na wietrze. Ogarnął mnie wielki smutek. Uświadomiłem sobie, że książki biorą wartość ze sposobu, w jaki współistnieją z innymi książkami, jakie ktoś posiada, i tracąc swój kontekst, tracą zarazem znaczenie.