cytaty z książki "Wybieraj wystarczająco dobrze"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wycofanie się jest bardzo częstym elementem obronnym. Wydaje się łatwiejsze niż próba zmiany czy nawet rozmowy. A przecież niekoniecznie trzeba się od razu umawiać na tak zwaną poważną rozmowę - to wielu przerasta. Czasem wystarczy coś powiedzieć mimochodem i zobaczyć, co się wydarzy.
- [...] teraz myślę, że ta strategia [satysfakcjonalisty] pozwala mi oszczędzić energię i czas na te sfery życia, w których moja decyzyjność jest kluczowa, na przykład te związane z pracą czy dziećmi.
- O to chodzi. Wie pani, co w wywiadzie zapytał prezydenta Obamę słynny dziennikarz Michael Lewis? "Panie prezydencie, dlaczego ciągle ubiera się pan tak samo?". A prezydent odpowiedział: "Czy ma pan pojęcie, ile ważnych decyzji muszę podejmować od wstania z łóżka do momentu, kiedy kładę się spać? Nie chcę dodatkowo zastanawiać się nad kolorem koszuli". [...] Satysfakcjonaliści tak właśnie często sobie radzą: delegują wybór na innych. Ja to nazywam strategią "Wybierz, kiedy wybierać".
W psychoterapii jest takie powiedzenie: albo ekspresja, albo depresja.
Odpoczynek stał się dzisiaj czymś trudnym również dlatego, że bycie zabieganym jest po prostu modne. Zabieganie podnosi prestiż społeczny, świadczy o tym, że coś znaczę, że mnie potrzebują, relaks z prestiżem specjalnie się nie wiąże. Jeszcze nie, bo to się zaczyna zmieniać.
- To jaka strategia jest lepsza?
- Zgoda na to, co "wystarczająco dobre". Ludzi, którzy w taki sposób dokonują wyborów, nazywamy satysfakcjonalistami. Nie poświęcą miesiąca na gorączkowe przeglądanie ocen hoteli w internecie, żeby wybrać miejsce na wakacje. To maksymaliści tak robią, a potem są tak wyczerpani rozważaniem wszystkich za i przeciw, że często nigdzie nie jadą. A jeśli nawet pojadą, to przez dwa tygodnie się męczą, bo przecież gdzie indziej na pewno byłoby lepiej.
- Zerwanie więzi jest dla takich osób rodzajem ratunku?
- Nie w sensie życia, chociaż i tak się dzieje. Ale w sensie ochrony elementarnej godności, szacunku do siebie, poczucia własnej wartości, a przede wszystkim - kondycji psychicznej. Osoby, które decydują się na ten krok, mówią, że kontakt z rodzicem, który bez przerwy je odrzuca, powoduje chaos emocjonalny.One nie wiedzą, co mają myśleć, kto ma rację, czy mają prawo się tak czuć. Po takim kontakcie czują się wręcz "chore" i muszą długo dochodzić do siebie. W grupie, w której pracuję z takimi osobami, ktoś powiedział, że po każdej wizycie u rodziców czuję się, jakby mu upuszczano krew. Coś w tym jest. Wycofanie się z takiej destruktywnej relacji sprawia, że przestajemy żyć w napięciu, w ciągłym oczekiwaniu, że może rodzice wreszcie mnie usłyszą.
Uczymy ludzi także odmawiania i odpuszczania. Bardzo wielu tego nie potrafi. Szczególnie trudno jest odmawiać swoim szefom, partnerom i dzieciom. To ważny mechanizm prowadzący do nadużywania siebie i wyczerpywania energii życiowej.
Ale jeśli coś nam się w życiu naszej przyjaciółki nie podoba, to powinnyśmy podjąć taki wysiłek - bo jeśli nie my, to kto jej ma o tym powiedzieć? Może przez moment będzie jej przykro, może ją to zaboli, ale wartość z usłyszenia prawdy od kogoś, komu na nas zależy, kto nas - jak to pani mówi - kocha, jest większa niż chwilowe zranienie.
- Tylko jak to powiedzieć, żeby nie zranić?
- Kiedy moja przyjaciółka przeżywa jakieś problemy z córkami, wtedy pytam ją: "Chcesz, żebym ci powiedziała, co o tym myślę? Bo jeśli nie, to OK. To jest twoje życie, ja jakoś wytrzymam".
- Czyli nieprawdą jest, że to, co cię nie zabije, to cię wzmocni?
- Raczej jest tak, że to, co cię nie zabije, to cię po prostu nie zabiło. I tyle.
Bo bycie w kontakcie ze sobą może się okazać bolesne - mogę się wtedy skonfrontować z uczuciami czy myślami na swój temat, na temat bliskich czy świata, które niekoniecznie są przyjemne. [...] W grupie łatwiej od siebie uciec. Uciekać od siebie można nawet przez całe życie, tylko że to kompletnie nierozwojowe.
Bardziej czujemy się autorami naszego życia niż poprzednie pokolenia i w związku z tym więcej mamy do siebie pretensji, że nie wychodzi tak, jakbyśmy chcieli.
Życzę Państwu wystarczająco dobrych wyborów - bo te najlepsze tak naprawdę nie istnieją.
- Bo kiedy myślę, że mam umrzeć, to tracę poczucie, że jestem kimś wyjątkowym?
- O tak. To przerażająca myśl, że jest się takim jak reszta.
Ja to nazywam strategią maksymalizowania. Ta strategia mówi: "To, co wybiorę, ma być najlepsze z możliwych". Ale to nie ma sensu, bo jak wybrać coś takiego w świecie nieograniczonych możliwości. Skąd będzie wiadomo, że wybrałeś właśnie "to"? Kto ma o tym decydować? Do czego to porównywać?
Tylko że każdy człowiek w jakimś momencie okaże się zawodny - będzie miał swoje sprawy, swoje obowiązki, nie będzie stuprocentowo dyspozycyjny, coś w nas skrytykuje.
- Jaką jeszcze funkcję może pełnić lojalność?
- Umożliwia nam powstrzymanie się od natychmiastowego zdewaluowania czy porzucenia obiektu, z którym jesteśmy związani, jeśli coś w tej relacji zaczyna szwankować.
- Obiektu?
- Bo wiążemy się przecież nie tylko z pojedynczymi osobami, ale również z małymi grupami, jak rodzina, większymi grupami, jak naród, instytucjami, organizacjami, wartościami. Słowo "obiekt" mieści je wszystkie.
Jeśli człowiek kierowałby się tylko impulsami, to nawet drobne rozczarowanie powodowałoby natychmiastowe odrzucenie obiektu i szukanie następnego.
- Są i tacy.
- To prawda. Lojalność skłania jednak do przeczekania lub zaakceptowania niedoskonałości.
W bliskich relacjach ludzie też obserwują, wspierają, zamiast zrywać, kiedy tylko coś pójdzie nie po ich myśli. Czasami nazywamy to miłością, ale niekiedy lojalność jest lepszym wytłumaczeniem.
Podzielę się osobistym doświadczeniem. Zarzucono mi kiedyś nielojalność wobec kobiet. Powiedziałam gdzieś, że żyjemy obecnie w okresie przejściowym, w którym kobiety oczekują od mężczyzn, żeby pełnili funkcje tradycyjnie kobiece (karmienie, przewijanie niemowląt, gotowanie, sprzątanie itd.), a przy tym byli ciepli i uczuciowi, natomiast w dalszym ciągu zwracają się do mężczyzn w sprawie zmiany opon, naprawy kranu, większych zarobków czy obrony przed zagrożeniem. W rezultacie wielu mężczyzn czuje się zdezorientowanych i słabo to znosi. Według niektórych polemistek wykazałam się skrajną niesolidarnością. Nie dlatego, że napisałam nieprawdę - tego mi nie zarzucano - tylko dlatego, że zaszkodziłam "sprawie kobiecej".
Ludzie wychowani w rodzinach, które je ranią czy frustrują, nie tolerują wieloznaczności. Nie są w stanie znieść, że rodzic może być jednocześnie i dobry, i zły. [...] Zło albo głęboko wypierają, albo obwiniają o nie siebie.
Ale warto [...] pamiętać, że większość rodziców stara się dbać o dzieci najlepiej, jak potrafi, choć to niekoniecznie się przekłada na bycie "wystarczająco dobrym rodzicem" z powodu ich własnych ograniczeń i problemów.
- Dlaczego dajemy się przygnieść przez poczucie winy i odpowiedzialność?
- Bo w sytuacjach, o jakich rozmawiamy, często mechanizm jest taki, że to dziecko bardzo wcześnie zamienia się rolami z rodzicem i zaczyna być rodzicem swojego rodzica.
- Kiedy to się dzieje?
- Już w pierwszych miesiącach życia, kiedy ta relacja się dopiero kształtuje. Zwykle są to takie sytuacje, gdy rodzic jest nieempatyczny, ślepy na potrzeby dziecka. Z różnych powodów - bo jest chory, depresyjny, bo jest zajęty piciem albo skoncentrowany przede wszystkim na relacje małżeńskiej z alkoholikiem. W każdym razie on nie ma już w sobie przestrzeni, żeby empatycznie reagować na płacz dziecka, żeby zobaczyć, co temu dziecku jest potrzebne, co ono tak naprawdę mówi, co lubi, jakie w ogóle jest. Karmi je nie dlatego, że ono jest głodne, ale dlatego, żeby uspokoić siebie i mieć poczucie dobrze wykonanego obowiązku. Takie dziecko szybko uczy się zgadywać i zaspokajać potrzeby rodzica, bo wie, że bez niego nie przeżyje. Dostraja się do niego i staje się przedwcześnie dojrzałe. Rezygnuje z bycia dzieckiem, żeby zapewnić sobie, rodzicom i całemu rodzeństwu, podstawowe bezpieczeństwo - a to przecież nie jest rola dziecka.
[...] Bo w takich dysfunkcyjnych relacjach ten taniec jest trudno przerwać, pracowało się przecież nad jego choreografią latami.
Kiedy te emocje się w nim przewaliły, zaczęło do niego wracać to, co dobre. Te chwile dumy z ojca, ale też to, że ojciec był oczytany, inteligentny, mimo że był jednocześnie przemocowcem i alkoholikiem.
I choć rozsądek podpowiada, że ludzie prędzej dzielą się tymi wyborami, którymi mogą się pochwalić, to wcale nie uspokaja - lawina porównań już ruszyła, chociaż nie lubimy się do tego przyznawać.
- Czy opowiadanie o związku poza nim to zawsze przejaw braku lojalności?
- Powiedziałabym tak: dobrym sposobem oceny jest spojrzenie z perspektywy osoby, wobec której chcemy być lojalni. Czy mój mąż chciałby, żebym o naszych problemach informowała przyjaciółkę? A kolegę z pracy? Czy mój przyjaciel chciałby, żebym poszedł do wspólnego szefa i rozmawiał o jego aktualnych kłopotach? Lojalność jest bardzo związana z zaufaniem. Brak lojalności to zaufanie narusza, czasami nieodwracalnie.
Często pacjenci, kiedy zaczynają już opowiadać o swoich rodzinach, czują się przytłoczeni winą. Przychodzą na kolejną sesję i mówią: "Ja już nie chcę więcej rozmawiać o rodzicach. To jest nielojalne wobec nich". Wtedy właśnie używają tego słowa. Działa wewnętrzna cenzura: "Ja mogę dopuścić myśl, że w moim domu działo się coś złego czy bolesnego, ale nikomu o tym ani słowa". W tym przypadku lojalność oznacza, że problemów nie wynosi się na zewnątrz, a o rodzicach nigdy nie wolno powiedzieć czegokolwiek, co postawiłoby ich w złym świetle.
- Może bliskość przyjdzie później?
- Może. Byle nie za późno, bo podstawową potrzebą ludzką i najważniejszym bodźcem rozwojowym jest jednak więź z drugim człowiekiem. Coraz więcej badań na to wskazuje, również na poziomie neurologicznym.
- [...] Ale ta relacja nigdy nie będzie taka, jaką ją sobie wymarzyliśmy.
- Co pomaga nam zaakceptować to, że ten rodzic się już nie zmieni?
- Dostrzeżenie, że on być może nie potrafił inaczej, że może sam był ofiarą nadużyć. Tak samo jak on krzywdził nas, jego krzywdziła na przykład matka, a wcześniej matka matki. Takie wzorce często są przekazywane z pokolenia na pokolenie nieświadomie. Nie chodzi o to, żeby tego rodzica usprawiedliwiać, tylko żeby zobaczyć go w całym kontekście.
Kłopot z wyborem dotyczy nie tylko ludzi młodych. Przeżywają go i czterdziestolatki, i starsi. Nawet ci, którzy już podjęli decyzję i się zaangażowali - w związek, pracę, inne zobowiązanie - często przeżywają dziś żal za tym, z czego zrezygnowali, oraz frustrację, że być może to, co mają, jest gorsze od tego, co mogliby mieć.
Im więcej masz do wyboru, tym bardziej jesteś nieszczęśliwy. Uspokój się i doceń to, co masz. Inaczej zwariujesz.