cytaty z książki "Sztuczki"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Siedziałeś odwrócony plecami, patrzyłeś w rzekę i pomyślałam, że na tym to chyba polega, ta cała dorosłość. Że może naprawdę tylko tyle zostaje, sznurek, kamyk, szkiełko schowane w małej skrzynce pod łóżkiem. Garść prochu tam, gdzie kiedyś stał nasz dom. I cisza. Bo w pewnym momencie świat po prostu przestaje być śmieszny”...
Najlepiej było, gdy ktoś umierał. Rzucaliśmy się wtedy na jego bezwładne ciało i obrysowywaliśmy je kredą. Dokładnie, cały kontur. Tak jak w filmach. Rysowaliśmy na czworakach, jedni zaczynali od stóp i łydek, reszta od głowy. Najlepiej do tego nadawała się ta biała kreda do pisania na szkolnych tablicach. Była twarda i dawała wyraźną, grubą linię, zupełnie jak w filmach. No i nie łamała się tak szybko jak te barwione, cienkie, ze sklepu. Ale tamtej zawsze brakowało, więc najczęściej trup wyglądał, jakby upadł na tęczę, tak się mieniła linia, bo przecież każdy miał inny kolor. Już ten trup wcale nie wyglądał jak trup. I nikt się go nie bał. Szturchało się go tylko co chwila, żeby już się nie ruszał. Bo kto widział falujące linie wokół nieboszczyka, nie może być. Potem takich obrysów w kształcie małych chłopców było pełno na każdym chodniku, dopiero deszcz je zmywał. A dorośli chodzili i pukali się w czoło. W klasy by pograli. A porysowaliby coś, narzekał Dziadek, ścierając kontur butem. Ale nie chcieliśmy. Woleliśmy umierać. Umieraliśmy namiętnie, ile nas było. Jedni po spadnięciu z niskiej gałęzi. Inni, gdy grali w nogę. To najczęściej. Albo w gumę. Wystarczył jeden nieostrożny ruch i już się wywalało na rowerze. Wystarczyło, że ktoś się przewrócił, a już dobiegaliśmy do niego z tą kredą – jak stado sępów. No, zupełnie jak w filmach.
Babcia moja Halina jest kobietą z azbestu. Jest twarda jak kamień i spokojna jak drzewo. Ale tamtego dnia siedziała na samym skraju kanapy i wykręcała w palcach chusteczkę. Tak, bo gdy Babcia umierała po raz pierwszy, martwiła się tylko o czystą bieliznę. Dobrze pamiętam ten dzień, gdy wróciłam ze szkoły i zamiast obiadu na stole były otwarte walizki.
TWÓJ DOM NIE MA DRZWI ANI OKIEN
Mieszkasz w miejscu, gdzie przecinają się wszystkie drogi. Mieszkasz przy rzece, w zakolu. Wystarczy pójść którąkolwiek ulicą, bo wszystkie drogi prowadzą prosto pod Twoje okno. Lub przejść przez siatkę i pobiec ścieżką wzdłuż krzewów i za drzewami, tak żeby nikt nie widział. Twój dom nie ma okien ani drzwi, nie ma żadnego wyjścia. Twój dom jest jedną długą ścianą, murem, o który uderzam pięścią.
Ale w pewnym momencie chcieliśmy pojechać dalej. Dotrzeć na sam koniec świata, za ostatni zakręt. Za rzekę, do samego jej źródła. Chcieliśmy sprawdzić, skąd biegnie. Nasza wioska stała u podłuża Bieszczad, chcieliśmy je przejechać. Najbardziej chcieliśmy wejść na wysoką górę, której szczyt majaczył w oddali, kiedy nie było mgły. Była jedną z granic. Nie wiedzieliśmy, czego, ale chcieliśmy ją przekroczyć.
A potem ławki pod sklepem i starzy, zmęczeni mężczyźni. Wchodziliśmy między nich jak w zboże, zbieraliśmy puste butelki i żaden z nich nie zwrócił na nas uwagi, falowali w jakimś tajemnym rytmie, jak kłosy na wietrze falowały ich ciężkie głowy, przysypiali, wygrzewając się w słońcu".
A szmaragd pokazałam ci dopiero, gdy już siedzieliśmy na moście; z nogami w powietrzu, z rękami w kieszeniach. Wziąłeś go ode mnie i trzymałeś w zaciśniętej dłoni. Powiedziałeś, że to nic specjalnego, stłuczka z tych wszystkich butelek, które twój ojciec przepił. Przykleił je do ściany, żeby pamiętać, jak wiele ich było. No i żeby się wstydzić. Powiedziałeś, że to chyba właśnie znaczy patrzeć przez dno butelki. Ale powiedziałeś to mrużąc oczy, z tym swoim krzywym, złośliwym uśmiechem, więc nikt ci nie wierzył. Kolejno braliśmy kamień. Gdy się patrzyło przez niego w słonce, wszystko wyglądało inaczej. Cała wieś była zielona, jakby budynki i drogi zostały zalane wodą. Ludzie dryfowali, zanurzeni w tym blasku jak wielkie, nieme ryby. I wszystko było zamglone, zupełnie inne. Jasne, ten dzień i wszystkie jego odcienie, nic więcej nie było ważne. Twoje odbicie rozmyte przez szkło, to miejsce, słońce.