cytaty z książki "Dwanaście srok za ogon"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Możesz już nie chodzić po bagnach i lasach, ale twój wzrok zawsze przykuje przelatujący dzięcioł. Nigdy nie pozostaniesz obojętny na połyskliwe piękno pierwszych wiosennych szpaków. Zawsze przystaniesz na dźwięk nieznajomego śpiewu. Nigdy nie przestaniesz obserwować.
Człowiek chroni się przed myślą, że zwierzęta czują. I że te uczucia są w jakiś sposób podobne do jego własnych [s.186].
Przeciwnicy polowań na ptaki zderzają się również ze spiżowym patosem słowa "tradycja". To właśnie owa "tradycja", kiedy zabraknie innych argumentów, ma uzasadniać sens strzelania do kaczek, gęsi, łysek. Przecież robili tak nasi dziadowie i ojcowie, zamach na ten zwyczaj to zamach na naszą tożsamość, historię i wartości. Na polskość. Powoływanie się na te idylliczne czasy, gdy polowanie było istotną częścią codzienności, to ignorowanie faktu, że nasz świat zupełnie już nie przypomina tamtego. Dziś dzikich ptaków praktycznie się nie je, drób hodowlany jest tak tani, że każdy może sobie na niego pozwolić. Strzelanie do ptaków to raczej rodzaj emocjonującego sportu [s. 188-189].
Przebudzenie to wysiłek, dlatego wiosna budzi się niechętnie.
Kładę się na krótko skoszonej, śmierdzącej chemikaliami trawie. Teraz drzewka pryska się właściwie codziennie, patronem sadowników jest Mendelejew. A jednak nie całe życie udaje się wytruć [s.78].
Ciekawym przykładem wandalizmu sankcjonowanego przez władze była rewitalizacja Ogrodu Krasińskich. Przywrócono "dawną oś widokową". Wycięto krzaki i kilkaset drzew, w tym nawet takie, które przetrwały zagładę miasta w powstaniu. Otworzył się widok na skwer Więźniów Politycznych Stalinizmu i wysoki mur chińskiej ambasady. Liczba gatunków ptaków zmniejszyła się o połowę [s.82].
Co roku wraca ich mniej. Polska nie jest już najważniejszą bocianią ostoją, więcej ptaków zatrzymuje się w Hiszpanii. Na Opolszczyźnie w ciągu zaledwie dekady populacja spadła o czterdzieści procent. Powodów jest wiele: środki owadobójcze, monokultury, melioracja, i zalesianie nieużytków [s.115].
Spychamy zwierzęta na tereny, dla których jeszcze nie znaleźliśmy zastosowania. Jesteśmy samolubni i krótkowzroczni. Smutnym symbolem tej polityki był dla mnie widok doliny Biebrzy wiosną 2015 roku. Środkowy basen rzeki to prawdziwe sanktuarium przyrody, miejsce występowania najrzadszych polskich ptaków. Od kwietnia na tutejszych łąkach tokują niedobitki cietrzewi (łownych jeszcze dwadzieścia lat temu), w maju na turzycowiskach rozbrzmiewa klekotanie dubeltów. Jest szósta rano, oślepiające słońce, a ja patrzę na ols, w którym żyje jedna z kilku polskich par orlika grubodziobego. Paręnaście kilometrów za lasem (co to za odległość dla ptasich skrzydeł?) błyska srebrnymi śmigłami farma wiatrowa. Masowy zabójca szybujących drapieżników czeka na kolejną ofiarę [s.192].
Widzi pani - tłumaczy Pii - pole z rosą. Zdaje się nic, a to bardzo trudno oddać taką szarość. Ludzie są idioci! Myślą, że tylko ten służy Bogu, kto się na klęczkach modli, a ja mówię, że wymalowanie takiego pola z rosą to jest służba Boża i może lepsza od innej."
[o malarstwie Chełmońskiego].
Bocian nie trafił na talerze, ale padł ofiarą medycyny ludowej. Janota odnotował, że wnętrzności ptaka były "lekarstwem na morzyska i na zapalenie nerek", tłuszczem "smarowano członki podagrą lub drżączką dotknięte", a serce "ugotowane w wodzie wraz z tą wodą zalecano na padaczkę". (...) Zjadano nawet bocianie kupy rozpuszczone w wodzie.
(...) para blisko ze sobą spokrewnionych najmniejszych ptaków Europy- mysikrólika i zniczka. Ten pierwszy ma wokół oka rozjaśnienie, które nadaje mu miły niewinny wygląd. Zniczek wygląda jak jego zły brat bliźniak. Szeroka biała brew podkreśla czarną, demoniczną kreskę prowadzącą przez czarne jak węgielek oko. Obrazu dopełnia szare pole poniżej. Ważący sześć gramów ptaszek wygląda jakby zarwał kilka nocy.