cytaty z książki "Madame"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Gdyby nie było kiczu, nie byłoby wielkiej sztuki. Gdyby nie było grzechu, nie byłoby i życia.
Nieraz już w życiu przekonałem się, jak wiele mogą zdziałać słowa. Odkryłem ich czarodziejską moc. Potrafiły nie tylko zmieniać rzeczywistość, potrafiły ją tworzyć, a w szczególnych przypadkach - nawet ją zastępować.
- Dziękuję panu za wszystko. Zwłaszcza za zaufanie, jakim mnie pan obdarzył.
– Za to się nie dziękuje. Tego się nie zawodzi.
Widzicie? Można i tak - prowadzić lekcję, uczyć. Co tam - uczyć! Szybować. Można w ten sposób żyć! Można być takim człowiekiem! - Oczywiście, nie wszystkim dana jest taka szansa. Niemniej, trzeba próbować. Trzeba próbować szczęścia. Jak? Wskazanie jest proste: uczyć się obcych języków, w ogóle - sztuki słowa! Jeśli będziecie m ó w i ć - płynnie, inteligentnie - wasz szary, ubogi świat stanie się barwny... barwniejszy. Bo wszystko pochodzi z języka. Bo wszystko od niego zależy. Bo, jak powiada "Pismo", na początku jest Słowo.
Szczęście nie polega na tym, że jest się kochanym, jest to zmieszane ze wstrętem zadowolenie próżności. Szczęściem jest kochać i chwytać drobne, zwodnicze zbliżenia do tego, co się miłuje.
Jeśli nie jest się królem", pomyślałem ze smutkiem, w którym migotał jednak mały płomyk nadziei, "i jeśli nie ma się nawet natury bohatera, a jednocześnie się nie jest li tylko zjadaczem chleba, lecz kimś kto marzy i tęskni za nie wiadomo czym, i nieustannie błaznuje, bo nie potrafi zwyczajnie wyrazić żadnego uczucia, to wtedy, by się spełnić i znaleźć ukojenie, trzeba zostać artystą - źrenicą świata i magiem.
Nie, to nie było to! To było "ziemskie", zwykłe. Nie miało tamtej gorączki i nie miało - poezji. Nie miało też wiele wspólnego z tym, co nazywa się szczęściem.
Była to alegoria wzgardy i odrzucenia. Mówiła, że brak wzajemności jest czymś nieodwołalnym. Nic nie zdoła jej wzniecić, jeżeli sama nie płonie. Ani zaklęcia, błagania, ani groźba i gwałt. Te dwie cząsteczki ludzkie nie łączą się ze sobą, nie mogą się połączyć. Im jedna bardziej przyciąga, tym druga bardziej odpycha. - Niespełnienie. Nieszczęście. Samotność spotęgowana.
Czasami… kicz bywa całkiem miły. Nie trzeba się go wyrzekać. Gdyby nie było kiczu, nie byłoby wielkiej sztuki. Gdyby nie było grzechu, nie byłoby i życia.
Otóż mnie tutaj nie ma, bo jestem samym zwierciadłem, w którym odbija się świat. Jestem czystą źrenicą, ironią, artyzmem, sztuką, a to jest - poza życiem.
Kto przeżywa tak miłość? Kto odchodzi od zmysłów,szaleje, chciałby umrzeć, gdy pała afektem ku komuś? Dziewczyna? Wolne żarty! Dziewczyna jest w miłości spokojna, opanowana. Bo miłość to jej królestwo i naturalny stan. Kobieta, kiedy kocha, wie dobrze, czego chce i śmiało ku temu zmierza. Chce począć i urodzić. Chce życia, a nie śmierci. Natomiast żywioł męski, zraniony strzałą Amora, tak właśnie reaguje jak Małgorzata Goethego.
Polacy są tak drażliwi na punkcie swojej wartości, bo czują się niepewni. Gdyby byli tak dobrzy, za jakich pragną uchodzić, po pierwsze, ich historia byłaby całkiem inna, a po drugie, nie podkreślaliby w kółko swoich osiągnięć i zasług.
Cały świat to scena, a ludzie na nim to tylko aktorzy. Każdy z nich wchodzi na scenę i znika, a kiedy na niej jest, gra różne role w siedmioaktowym dramacie żywota...
Tak, to była choroba (...) rodzaj choroby nerwowej. Polegającej na głodzie: strachu i zagrożenia. Ludzie, dotknięci nią, w istocie, chcą się bać. To działa jak narkotyk. Kiedy nic się nie dzieje, stwarzają sytuacje, by urojony świat znów zyskał potwierdzenie. (...) Wyjątkowa odwaga, odpowiedzialność za innych, ostrożność i dyscyplina - wszystko to się stopiło w skrajną nieobliczalność. W szukanie śmierci, zguby.
Wstyd - oto tyran mej duszy, nieprzyjaciel poznania, wymuszający na mnie działanie pod pseudonimem w konspiracyjnym przebraniu.
Przyczyną tej niemocy był lęk przed odtrąceniem, przed odruchem niechęci na widok mojej osoby, przed upokarzającym poczuciem odrzucenia - że ją męczę lub drażnię, że jestem dla niej zawadą; i było to tak silne, że wolałem nic nie mieć, ale za to gwarancję, że nie poniosę klęski, niż narażać się na nią, choćbym miał odnieść zwycięstwo.
w lodowej górze logiki tkwił wulkan namiętności; (...) w jasnej, chrześcijańskiej duszy otwartej na nadzieję i niebiańską pogodę panował posępny mrok skrajnego pesymizmu.
Przesadnie ostrożna rozwaga to nie najlepszy doradca. Błogosławiona mgła! Jej powinieneś zaufać, jeśli chcesz dojść do czegoś. Nic nie ma bez ryzyka. Bez grzechu nie ma życia.
Ulotne dźwięki o umownym sensie mogą być z krwi i kości. Nieraz już w życiu przekonałem się, jak wiele mogą zdziałać słowa. Odkryłem ich czarodziejską moc. Potrafiły nie tylko zmienić rzeczywistość, potrafiły ją tworzyć, a w szczególnych przypadkach – nawet ją zastąpić.[…] O tak, nie darmo księga, która wysuwa twierdzenie, że na początku wszystkiego było i zawsze jest Słowo, uchodzi za księgę świętą!
Jak morduje się kogoś, komu niby się sprzyja? (...) Atakuje się umysł, wywołuje się obłęd.
To wszystko jest czymś innym, gdy bierze się to pod lupę, i innym – pod mikroskopem, i jeszcze, jeszcze innym – w świetle fizyki cząsteczek. Gdzie kończy się spojrzenie? Czy jest granica poznania?
Całym swoim jestestwem mówiła „nie” temu światu. Wyglądem, manierami, językiem, inteligencją. Była niemym wyrazem, że tkwimy w bagnie i w bzdurze, a można żyć inaczej.
Tu chodzi mi tylko o impuls, o tę nagłą reakcję. O to coś, co czasami każe nam wstać i wyjść, albo wykonać coś, choć miałoby to kosztować nawet najwyższą cenę.
Przyszła w ostatniej chwili, bodaj po drugim dzwonku. W jej zachowaniu jednak nie było nic z pośpiechu, który cechował innych przybyłych w tym samym czasie. Ci wpadali do środka jak burza, z rozwianym włosem, i gnali na oślep do szatni, zdejmując okrycia w biegu; ona zaś - w zgrabnym kożuszku, z barwną chustą na szyi i w botach na obcasie z cholewkami do kolan - weszła spokojnie, godnie, zgoła majestatycznie, a bilet wyjęła z torebki (tej samej, którą miała na wernisażu w Zachęcie) nie wcześniej niż dopiero w przejściu do foyer, gdzie stały bileterki. Robiła wrażenie osoby o niezachwianej pewności, że spektakl nie zacznie się bez niej.
W głowie roiło mi się od obrazów zadymionych studenckich klubów i piwnic, całonocnych, narkotycznych jam session i opustoszałych ulic wciąż jeszcze nie odbudowanej, zrujnowanej Warszawy, na które o wczesnym świcie wynurzali się z owych "podziemnych schronów" śmiertelnie znużeni i osobliwie smutni jazzmani. Cała ta fantasmagoria zniewalała jakimś trudnym do określenia czarem i wzbudzała pragnienie, by przeżyć coś podobnego.
Stała na tle kartoteki zwrócona do mnie tyłem. Wysoka, elegancka, o regularnej kompleksji i harmonijnych ruchach. Nawet tak błahą czynność jak wysuwanie szufladek i wertowanie fiszek wykonywała z gracją, z iście królewską godnością, jakby to było co najmniej przebieranie w precjozach albo granie na harfie. Nagle dotarło do mnie, że stylistyka ta - ów sposób noszenia się, bycia - ma niejeden rys wspólny z manierami Madame. Ależ tak, oczywiście! To było dokładnie to! Ten rodzaj pas, te gesty, ta sama „choreografia”. Wytworność i precyzja, pańskość, szczypta przesady. Giętki i cięty język. Ironia i przekora. Tyle że w jej wydaniu było to sympatyczne, tchnęło przyjaznym powiewem, a nie, jak w przypadku Madame, lodem mrożącym krew w żyłach.
Ileż razy widziałem, jak ludzie skądinąd śmiali, pewni siebie i zręczni, gubili się w sytuacji niecodziennej, odświętnej, wymagającej refleksu, dobrych manier i wdzięku! Jak maleli znienacka, stawali się nieporadni, zapominali języka i - wypadali fatalnie. Z nią zaś było na odwrót. W tym ekskluzywnym milieu, pełnym esprit i brillant, nie tylko nie traciła, lecz jeszcze zyskiwała.
Tak jeszcze nigdy nie było!" - myślałem w podnieceniu. "Teraz już musisz to zrobić. I zrób to nareszcie - zwyczajnie. Przestań się mizdrzyć, krygować, udawać kogoś, grać. Rozluźnij się! Bądź sobą!"
"Sobą? To znaczy kim?" - odezwał się na to głos, jakże dobrze mi znany, zimny i nieprzyjemny.
"No jak to kim? Kimś zwykłym. Naturalnym. Prawdziwym."
"Taki ktoś nie istnieje. Wszystko jest grą i maską."
"Wszystko?"
"Z wyjątkiem bólu. I śmierci. I... rozkoszy.".
Współczesna cywilizacja, choć stale się powołuje na idee postępu, rozumu i wolności, choć głosi, iż jej przyświeca wzniosły cel wyzwolenia i ubóstwienia człowieka, w istocie go zniewala, zakłamuje i pęta. Mimo niesłychanego rozwoju myśli technicznej, nauki i oświaty, i wzrostu poziomu życia, człowiek w tych nowych warunkach nie czuje się szczęśliwy. Trawi go alienacja, kompleks niższości, frustracja. Jest skrępowany, sztuczny. Głęboko n i e a u t e n t y c z n y.
Przez wiele lat nie opuszczało mnie wrażenie, że urodziłem się za późno. Ciekawe czasy, niezwykłe wydarzenia, fenomenalne jednostki - wszystko to, w moim odczuciu, należało do przeszłości i raz na zawsze się skończyło.