cytaty z książek autora "Agnieszka Tomaszewska"
-Zaliczyłeś Burą? - zazgrzytał Szczur.
-Szczur, głąbie, żony się nie zalicza.
Oparła się bokiem o ścianę i poczuła na skroni jej chłód. Odwrócił się do niej ale nie podniosła oczu.
— Zanim dostaniemy pozwolenie i nacisnę guzik, uprzedzam ,że to dość osobliwe odczucie — mruknął
— To nie jest mój pierwszy raz — powiedziała spokojnie
Uśmiechnął się półgębkiem złośliwie.
— Dużo masz ostatnio tych pierwszych razów.
— Z chamstwem też spotykam się nie po raz pierwszy, więc nie sil się na oryginalność
Przestał się śmiać i gdyby wzrok działał jak trzaska w pudełku od zapałek, spłonęłaby żywcem. Widać nie był przyzwyczajony do takich odzywek
Jestem twoim dowódcą i rozkazuję ci dożywotnio kilka rzeczy.Po pierwsze.Jeśli następnym razem ktoś zechce cię porwać,uprowadzić czy w jakikolwiek inny sposób zrobić krzywdę,masz obowiązek gryźć,drapać,kopać.Po drugie.Jeśli jesteś na akcji ze mną czy z innymi,masz przeżyć.Cokolwiek zrobisz,wpadniesz do kontenera na śmieci,szamba czy innego ścieku,zrób to,jeśli ma cię to uratować.Po trzecie.Będziesz ostrożna i swoje życie będziesz szanować na równi z życiem innych.I zrobisz to wszystko,wypełnisz rozkaz,bo twój dowódca,delikatnie mówiąc,szaleje na twoim punkcie i nie chce widzieć żadnego ze światów bez ciebie.
Nie przywykłam do tego. Zawsze musiałam radzić sobie sama i czasem zapominam gdzie kończy się duma, a zaczyna buta. Ja po prostu nie umiem być blisko ludzi takich jak wy. Troskliwych i zaradnych. Nie umiem być obiektem ich troski.
Zeszła ze schodów i ruszyła wprost na wielkie drzewko w centrum holu. Za nim było wyjście.
- Nienawidzę udawanego zainteresowania. Mojego czy jego - bez różnicy. Drobnych prezentów, choćby przemyślanych i ładnych. Zapala mi się czerwone światło po słowach "wyjątkowa" czy "inna". Są prawdziwe, bo nie ma dwóch takich samych osób, więc po jaką cholerę to mówić? Nie mam cierpliwości do okazywanego mi zainteresowania. Kolacyjki, spacery, trzymanie się za ręce. Jak chce być ze mną w takiej czy innej pozycji, to niech mi powie, zamiast przystępować do tańców godowych. Co ja jestem, cietrzew?
Tym razem zaśmiał się Rotar.
- Najgłupszym sposobem na zrobienie na mnie wrażenia jest propozycja kolacji czy innego trwonienia czasu na jakimś neutralnym gruncie. Skoro chcesz mnie poznać, to zobacz, jak spędzam dzień, i pokaż mi swój. Jak będziesz mnie pociągał, kiedy układasz znaczki w klaserze, to znaczy, że to nic innego jak miłość. Ponad przeszkodami, ale zawsze. Umawiałam się z lekarzami, muzykami, urzędnikami. Żaden nie wpadł na genialny pomysł zapytania mnie, co bym chciała robić. Dla każdego łóżko było metą, co jest smutne. Lata studiów tylko po to, by wzrosły szanse na rynku rozpłodowym. Tyle samo można uzyskać w banku spermy.
- Dziwne. Myślałem, że nie masz nikogo, bo ktoś cię uraził czy zranił. Tymczasem ty masz niewielkie wymagania. Właściwie żadnych poza szczerością - zdumiał się Isnar.
zimny prysznic i pół butelki whisky przestały wystarczać.Romans z własną żoną coraz bardziej go nurtował.Albo była z kamienia,albo robiła mu na złość,za to że wyprowadził ich ze wspólnej sypialni.Dostawał nerwowych tików i zaczął mówić przez zaciśnięte zęby.Rano bolała go szczęka.Sekretarz krył się po kątach,chłopaki uciekały sprzed oczu i jedynie ona była niczego nie świadoma.Nawet Kaztez zaprosił go raz do siebie.Postawił butelkę na stół i spytał ojcowskim tonem,jak im się układa.Koshe śmiał się histerycznie i długo.Odpowiedział że to jego córka ,więc niech się domyśli.Stary pomyślał chwilę i dostawił drugą.Większą.
- Od kiedy to pogromcom demonów potrzebne są pieniądze? Nie używacie wody święconej i krucyfiksu?
Nie wiedział, co odpowiedzieć. A może przy okazji uświadomić ją, że zębowa wróżka to ściema?
- Od kiedy w 1857 Smith & Wesson weszli w spółkę.
[...]
- Musimy mieć pieniądze, by w świecie ludzi kupować broń i amunicję. Ubrania i technologie.
Podszywamy się pod fikcyjne firmy. Nawet VAT płacimy. - Zaśmiał się. - Nie ma w tym krzty romantyzmu, więc jeśli szukasz lśniącej zbroi i okrzyku "W imię Boga i komornika", to ich tutaj nie znajdziesz.
(...)
Koshe: Bo jesteś tylko człowiekiem.
Bura: A ty jedynie namiastką śmierci. Los okrutnie obszedł się z nami obojgiem, bo jedno nie może istnieć bez drugiego.
- A nie dlatego, że pieprzysz się z tą małolatą? - bąknął wyniośle któryś po prawej.
Nie odpowiedział nic. Uderzył go na odlew wierzchem pięści, mijając niewinnego sąsiada, z którym stykał się ramieniem. Uderzony poleciał na szafkę z dokumentami.
- Panowie - uspokajał gospodarz. - To koleżeńska rozmowa.
- No to po koleżeńsku dostał w mordę - skomentował Kaztez bez większych emocji i poprawił mundur.
- Zwinęłaś mu majtki? - zniesmaczył się Prince.
- Mam na nie kupca. Trzysta euro piechotą nie chodzi.[...]
- Po co go tak drażnisz? - Klecha dmuchnął siwym dymem.
- Czy ja wiem? - Cmoknęła sztucznie zakłopotana. - Ma w sobie takie pokłady niewykorzystanego uroku i ciepła. Gdzieś na pewno je ma. A ja jedynie nieumiejętni trącam w struny, by je ujawnić i zarobić przy okazji.
-Ale majtki?
- Jego wdzięk i klasa są ponad takie doczesności jak gacie. Jestem lepsza od tych z public relations. - Wzięła się dumnie pod boki. - Zanim się pojawiłam, był jak szara kukła na świeczniku. A teraz jest jak papież machający do tłumu. Głosi pokój światu, nawołuje do porządku, kocha gejów, Żydów i prostytutki. Popiera in vitro.
Drzwi do łaźni zamachały złowieszczo. Prince chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia.
- Zawiozę cię do domu, zanim papież namaści cię przed nagłym zgonem.
- Natan, ja tu prawie goła jestem - syknęła.
- Co chcesz, fajne zdjęcia - dobił ją nieco poruszony jej wdziękami Szczur i tym samym wbił ostatni gwóźdź do trumny.
- Chryste. - Zamknęła oczy. -Ile tego sprzedaliście?
Koshe zaśmiał się.
- Nie chcesz wiedzieć. Powiem tylko, że doganiasz mnie na ostatniej prostej, a ja już dawno przegoniłem twój zakładany wynik sprzed miesiąca.
- O raju... - Zasłoniła oczy.
- Może i ja wiszę w niemal każdej dziewczęcej sypialni, ale ty mała, wisisz w prawie każdej męskiej. - Cmoknąć wymownie - Różnicy między chłopcem a mężczyzną tłumaczyć ci chyba nie muszę.
- Uprawiać to można zagonek z marchewką. Ja mogę się co najwyżej się z kimś kochać
Zmrużył oczy w ogromnej przyjemności
- I to jest twoja przewaga nad innymi kobietami.
- Jakich sytuacji? - Wyglądał jakby szczerze nie rozumiał.
Dym omal nie poszedł jej uszami.
- Koshe jest taki przystojny. - pisnęła jak nastolatka do plakatu. - Ma taki ładny uśmiech i świetny gust. Widziałyście, jaką miał dzisiaj marynarkę? - Przycisnęła rozmarzona zeszyt do piersi. - Gdybym tylko wiedziała, jak zwrócić na siebie jego uwagę, na pewno by się we mnie zakochał. Mam przecież nowy aparat.
- Daj spokój, młoda. Fundujesz mi zmianę numeru.
Zaśmiała się frywolnie i przygryzła wargę.
- Wiedziałam, że ktoś może jej podejrzeć, więc pozamieniałam numery. Twój wpisałam pod Szczura,a Klechy... - parsknęła. - Kapitan się ucieszy.
Trzeba jej było przyznać, że bawić się cudzym kosztem umiała po mistrzowsku. Śmiali się przez dłuższą chwilę i zebrało się sporo gapiów w okolicy schodów. Kolejne plotki. Wyciągnęła rękę po swoje. Ale i on umiał się dobrze bawić, gdy była okazja. Chwycił ją na ręce i powoli znosił po schodach. Była wściekła, jednak zbyt wiele par oczu ich obserwowało, więc nie mogła nic zrobić.
- Jeśli jeszcze raz spojrzysz na innego, to go zabiję - gromił sztucznie podirytowany.
- Och nie. I co mu zrobisz? - Odgrywała scenę.
- Zabiję go. Niezwłocznie lub wkrótce.
- No to był spalony. Czego was tam uczą w tym kurwidołku?
- Zdalnego podniecania panów z średnim wieku - wypaliła ubawiona nabrzmiałą żyła na jego szyi.
podeszła do ławki, na której leżały jego cywilne ciuchy. Podniosła szare bokserki i wydęła usta.
- Nie wypada ci chodzić w bawełnie. Kup sobie coś jedwabnego.
- Bura. Właśnie jestem bliski utraty resztek mojej nauczycielskiej cierpliwości - syknął.
- Nie oburzaj się tak. Mogłam ci zrobić zdjęcie w stroju Adama, więc doceń moją powściągliwość.
Wyszła, machając majtkami.
-Bura!! - rozniosło się echo po szatni.
- Jeśli człowiek raz pomyśli o samobójstwie, ta myśl towarzyszyć mu będzie do końca życia.
- Mało znasz ludzi. Prawie każdy z nas czasami myśli jak lekko by to było, zostawić wszystko za sobą i po prostu odejść. Niemal każdy nastolatek, każda niewyspana matka, każdy zapracowany ojciec. Ale tylko w niektórych taka myśl dojrzewa. Nazwij to jak chcesz. Ziarnem zła, samotnością czy słabością charakteru. Gdyby prawdą było to, co mówisz, połowy nas nie byłoby na Ziemi, bo budowalibyśmy ci cegielnię.
- Mam dla ciebie zadanie na dzisiaj - odezwał się beznamiętnie i wyciągnął coś zza pazuchy.
W ręku dyndały mu foremki i łopatka w pomarańczowej siateczce. Szczur parsknął i rozwył się na całego. Spojrzała na Kaznodzieję. Z jego miny wywnioskowała, że ich wczorajszy pakt właśnie wygasł.
- Jak miło. Dzięki - zaświergotała. - Ale skoro dajemy sobie prezenty, to ja też mam coś dla ciebie.
Wyciągnęła z kieszeni kawałek białego płótna. Wziął go ostrożnie
- Rozwiń. To w sumie niewiele , ale skoro jesteśmy razem w drużynie i w ogóle. - Machnęła ręką jak piszczący podlotek.
To był duży worek na bieliznę, który dostaje się w pralni. Jego nazwisko było na nim namazane czarnym flamastrem.
- Co to jest? - spytał osłupiały.
- Powłoczka - zakwiliła i dodała po chwili cierpkim od złośliwości głosem: - Na twoje ego.
- Odpalamy. Trzy świnki, dwie świnki, jedna świnka...
Miał taką twarz, że sama walnęła w cycek.
- Na co ty się złościsz? Na śmierć, czy na to, że ludzie są śmiertelni? Tak byłoby wcześniej czy później. Lepiej, że wcześniej.
[...]
-Zmęczyło mnie to życie. Ciągle czegoś brakuje, ciągle jakaś głupota, bieg donikąd. To dziwne, ale jestem spokojniejsza, kiedy już wiem.
Jeśli decydujesz się zginąć i masz tego świadomość, jesteś samobójcą, nie bohaterem.
- Jaki mamy dzisiaj dzień? - zapytała słabym głosem.
- Sobotę. - odpowiedział.
- Tak myślałam. - uśmiechnęła się. - w soboty zawsze strasznie pieprzysz.