cytaty z książki "Helena w stroju niedbałem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Twardoszczak to był cwaniak niemożebny i jako czarodziej fachowiec pierwszej klasy. Królika z kieszeni królowi wyciągnąć albo klatkie z kanarkiem zza kołnierza mu wyjąć to była dla niego mucha.
W dzisiejszem czasie my, ludzie po szkołach kształcone, wiemy, że to jest tylko apteczne złudzenie ludzkiego oka i zanadto się w karafkie nabijać nie dajemy. Ale staroświeckie nasze przodki myśleli, że Twardoszczak sitwe z diabłami trzyma i dlatego te różne sztuki odstawia. Także samo wierzyli, że on na naturalnem kogucie jeździ. A kogut był z dykty wyszykowany i w środku rower się znajdował. Twardowski pedały przyduszał i w ten deseń na tem kogucie zapychał.
Auguściak z temy paroma złotemy, co mu drań Bruehl odpalał, nie mógł się pokazać w żadnej knajpie pierwszej kategorii. Ani do "Renesansu", ani do "Bristolu", ani do "Bukieta" wstępu już nie miał.
W łódkie wsiadał i na drugie strone Wisły się przeprawiał. Tam w piwiarni "Pod Dębem" rozrabiał, na karuzeli jeździł, na drewnianej sali z różnemy zdziramy tańczył, jednem słowem, jak to mówią, prowadził się niemożebnie.
Na te pamiątkie mamy do dzisiaj Saskie Kiępe.
Kochało się wojsko w Krzywoustem, i on nawzajem dbał o nich nadzwyczaj. Jak na tem Psiem Polu jeden rycerz prawe rękie stracił, ale nie wyszedł z fasonu, tylko w lewą pałasz złapał i grzał szkopów dalej, król mu potem sztuczne rękie całą ze złota sprawił.
Troszkie miał potem ten rycerz zmartwienia z tą górną końcówką, bo się bojał, żeby mu jej nie ukradli. Zwłaszcza w Warszawie, jak w hotelu nocował - kładł ją pod poduszkie.
Przez cały plac do samego dolnego kościoła czerwony chodnik kazał król położyć. Ale że deszcz tego dnia padał i Wiluś niemożebnie był zaszargany, przed samem chodnikiem Bolek go za frak i mówi:
"A może byśmy tak kamasze zdjęli, bo chodnik faktycznie jest pluszowy i sama cholera go nie oczyści, jak się w niego błota nabije. Cesarz pojedziesz sobie do kopy diabłów, a ja się zostanę i będę miał nieprzyjemność od żony."
Usiedli na tretuarze, zdjęli kapcie i boso przez cały plac po tem chodniku do samego dolnego kościoła zapychali. Wiluś niósł wieniec blaszany z papierowemy szarfamy oraz napisem: "Od parafian z Berlina".
Ale dużo te koleżeńskie interesa czasu zabierali Bolkowi i stale i wciąż za granicą zmuszony był z wojskiem siedzieć. Znudziło się to, ma się rozumieć, oficerskim żonom w Krakowie i zaczęli się z cywilami, jak to mówią, rozrywać. Co który oficer na urlop przyjedzie do Krakowa, oczy wytrzeszcza i dziwi się, że dzieci mu przybyło. Zostawił czworo, ma siedmioro.
Tłomaczyli się rezerwistki, że to prawdopodobnie się stało listownie, bo mąż bardzo uczuciowe listy pisał.
Po Bolku braciszek jego młodszy za króla się został, Władysław, którego nie wiadomo dlaczego Hermanem nazywają, przecież on nie żadem Herman, tylko Piastuszkiewicz. Czyje to było nazwisko, jak się to stało, do dzisiaj nikt nie wie. Możliwe, że przy chrzcinach papiery w parafii pomięszali albo ojciec chrzestny był troszkie pod rezyką, jak to przy takiej uroczystości, i nazwiska pokręcił. Albo swoje podał, albo chrzestnej matki, a może nawet akuszerki. Każdy inny sprostowanie by zrobił, ale Władkowi się nie chciało, bo był człowiekiem fatalnie niedbałem, w dziadka Gnuśnego się wdał. Dosyć na tem, że nawet koronacji nie urządził, bo nie mógł do lubilera do przymiarki korony się wybrać. Tak tyż rządził. Chorował, kwękał, jak nie w Krynicy, to w Ciechocinku siedział.
Teraz co się dotyczy Wandy, która miała nie chcieć giestapowca i wskutek wobec tego musiała w czasie wianków z kajaka do wody wskoczyć, lepiej o tem nie mówić, bo jakiemże szubrawcem trzeba być, żeby rodzone dziecko do ślubu ze szkopem namawiać.
Dosyć na tem, że chrzciny przeszli planowo, a Niemcy nic o tem nie wiedzieli. Przyjeżdżają za parę tygodni do Jeleniej Góry, czyli tyż do Wałbrzycha, detalicznie panu nie powiem, i mowę zawalają do Mietuchny, że w dalszem ciągu zamierzają chrzciny nam wyprawiać. A Miecio z gośćmi w śmiech:
"Kogo będzieta chrzcili, kiedy to wszystko ochrzczone?"
"Na czysto?"
"Na sto procent, niech ja skonam!"
"No, dobrze - mówią Niemcy - a bożki dlaczego stoją?"
"Dla chaseny, czyli towarzyskiej draki żeśmy ich zostawili, żeby was na wodę napuścić!"
I w charakterze dowodu rzeczowego jak nie gwizdnie Mietek Światowida w jedną mordę, jak nie sztachnie w drugą mordę, w trzecią, w czwartą... A Dąbrowszczanka z wierzchu bożka parasolką.