cytaty z książki "Cienie tożsamości"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Musisz zostać tutaj, kiedy my wejdziemy do tych slumsów - powiedział Wayne z wymuszoną powagą w głosie. - Nie chodzi o to, że nie potrzebuję twojej pomocy. Potrzebuję jej. Po prostu dla ciebie byłoby to zbyt niebezpieczne. Musisz zostać tu, gdzie będziesz bezpieczny. I nie próbuj się sprzeciwiać. Przepraszam.
- Wayne - powiedział Wax, kiedy go mijał. - Przestań gadać go kapelusza i chodź tutaj.
- Wiesz, jest tak, jak często powtarzam...
- Witaj każdy poranek uśmiechem. W ten sposób nie będzie wiedział, co planujesz z nim zrobić?
- Nie, nie to.
- Dopóki nie dowiesz się, że jest inaczej, traktuj każdą kobietę tak, jakby miała starszego brata, który jest od ciebie silniejszy?
- Nie, nie... Zaraz, ja coś takiego powiedziałem?
- Tak. - Wax znów odwrócił się do swoich notatek. - Byłeś wtedy bardzo szarmancki.
- Na rdzę. Naprawdę powinienem zacząć zapisywać takie myśli.
- Wydaje mi się, że to też często powtarzasz.
- Nie jestem pijany. - Wayne pociągnął nosem. - Badam alternatywne stany trzeźwości.
A teraz, jeśli mi wybaczysz, muszę pójść się powiesić.
Znów nie spałeś przez całą noc, co? – spytał Wayne, ziewając. – Na rdzę, człowieku, przy tobie trudno porządnie się obijać.
– Nie mam pojęcia, co moja bezsenność ma wspólnego z twoim lenistwem, Wayne.
– W porównaniu z tobą robię złe wrażenie i tyle. – Wayne spojrzał ponad ramieniem Waxa. – Porządne wałkonienie się wymaga towarzystwa. Jeden człowiek, który się obija, jest próżniakiem. Dwaj ludzie, którzy się obijają, to fajrant.
Tatko mi kiedyś rzekł: 'Synu, trzymaj fason i zawsze się uśmiechaj'. Dlatego kiedy sprawy zaczynają się sypać, walę twarzą w ścianę, aż uśmiech zaczyna mi krwawić, i czuję się lepiej.
A gdybym przed laty wpadł na ciebie w trakcie rozboju z bronią w ręku, też bym cię zastrzelił.
-Nie okłamujesz mnie, prawda?
- Oczywiście, że nie. Strzeliłbym ci prosto w głowę, Wayne.
- Jesteś dobrym kumplem.Dzięki, Wax.
-Jesteś jedyną znaną mi osobą, której mogę poprawić nastrój obietnicą, że ją zastrzelę.
- Nie obiecałeś, że mnie zastrzelisz - stwierdził Wayne, naciągając skarpetki.- Obiecałeś, że byś mnie zastrzelił. Toż to tryb przypuszczający.
- Twoje pojmowanie języka jest zdumiewające-stwierdził Wax - zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak często go maltretujesz.
- Nikt nie zna krowy lepiej od rzeźnika, Wax.
-Pewnie masz rację...
Nie ma dobrych ludzi. Wybór to iluzja. (...) Niektórzy są z natury samolubni, a inni bezinteresowni. To nie oznacza jeszcze, że są dobrzy albo źli, tak samo jak rozwścieczony lew nie jest zły w porównaniu z potulnym królikiem.
Wydaje się, że niezależnie od tego, jak ładne jest pudełko, to jeśli umieścić w nim człowieka, zacznie wierzgać. Walczyć.
Każdy musiał umrzeć. Zawsze uważał za dziwne, że tak wielu ludzi umierało w starszym wieku, choć przecież logika podpowiadała, że to był ten punkt w ich życiu, kiedy mieli największą praktykę w nieumieraniu.
Jej życie nie tak miało wyglądać. Dorastała, czytając opowieści o Dziczy, stronach prawa i bandytach. Marzyła o sześciostrzałowych rewolwerach i dyliżansach. Zajęła się nawet nauką konnej jazdy i strzelectwem. A później wtrąciło się prawdziwe życie.
- Dolej damie, co?
Wayne zmarszczył czoło.
- To nie w porządku. Jesteś półbogiem czy coś w tym rodzaju. Nie powinnaś mnie raczej nauczać?
- Zaprawdę powiadam ci - MeLaan pomachała szklanką - przynieś swemu bóstwu ofiarę w postaci niebieskiego zachodu słońca z dodatkowym dżinem. A zostaniesz pobłogosławiony.
- To chyba mogę zrobić. Niech mnie piekło pochłonie, może jednak jestem religijny.
- Ladrian? Co ty tu, do diabła, robisz?
- Jestem uprzejmy. Mogę wejść do środka?
- A jeśli odmówię?
- To przestanę być uprzejmy.
- Oczywiście masz rację.
- Zwykle ją mam.
- Za wyjątkiem tego jednego razu na urodzinach Lessie.
- Zawsze musisz mi o tym przypominać, nie? - Wayne odchylił się do tyłu i zsunął kapelusz na oczy. - To była zwykła pomyłka.
- Włożyłeś dynamit do piekarnika, Wayne.
- Prezent trzeba ukryć tam, gdzie nikt go nie będzie szukał.
- A niech to piekło pochłonie. Złapałeś go w wygódce, prawda?
Waxillium uśmiechnął się szeroko.
- Tak.
- I strzeliłeś mu w plecy?
- Tak odważnie, jak tylko można strzelić komuś w plecy.
Zwykli ludzie nazywali rzeczy zgodnie z tym, do czego służyły.
Człowiek pytał: "Co to jest, Kell?".
A oni odpowiadali: "To? To jest sracz".
Człowiek pytał: "A do czego służy?".
A oni mówili: "No wiesz, Wayne, tu się sra".
I wszystko miało sens. Ale bogacze mieli inne określenia na sracz. Nazywali go "ustępem" albo "toaletą". I w ten sposób, jeśli ktoś spytał o sracz, wiedzieli, że to osoba, którą powinni uciskać.
W takim razie ruszam do pracy. Chyba że możesz mi powiedzieć coś jeszcze...
-Twe chrapanie jest dość głośne.
-Że... co?
-Zaiste, ono jest jak setka kolossów pośród kamiennej lawiny. I zaprawdę powiadam ci, zdolne jest przebudzić umarłych.
-Racja...
- Nie powinno cię definiować to, co robisz, ale to, kim jesteś.
- Człowiek jest tym, co robi.
- Paska się nie wiąże, kandro - stwierdził Aradel. - Zapina się go.
- Nie, nie. - MeLaan ściągnęła pasek w dłoniach. - Chodzi mi o zrobienie pętli. Ciągle słyszę, że taki czy inny powiesił się w celi, ale niech mnie piekło pochłonie, jeśli wiem, jak to zrobić. Wisiałam tam przez dobre dziesięć minut i jestem pewna, że nie zabiłoby to nawet najdelikatniejszego śmiertelnika. Coś zrobiłam nie tak.
- Powiesz mi w końcu, co zawsze powtarzasz?
Wayne znalazł w dolnej szufladzie flaszkę i uniósł ją, pozostawiając w zamian koronkową serwetkę, którą zabrał przed wejściem.
- Jeśli musisz zrobić coś paskudnego, zajrzyj najpierw do pokoju Waxa i wymień się na jego rum.
- Nie przypominam sobie, byś to kiedykolwiek powiedział.
- Właśnie to zrobiłem.
Wayne pociągnął łyk rumu.
Prawo nie jest święte, synu. Jest odzwierciedleniem ideałów tych, którzy mają szczęście być u władzy.
- Ona jest ze mną - powiedział Wayne, podbiegając bliżej.
- Niech mnie piekło pochłonie, jeśli to prawda - mruknęła Ranette, ale pozwoliła, żeby odciągnął ją od kamerdynera.
To dziwne. Przez większość czasu nie przeszkadza mi, że jestem mną. A dzisiaj tak.