cytaty z książki "Oblivion"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Coś cię dzisiaj chyba ugryzło.
Tak, i miało imię. I przypominało mi małe, puchate, nieporadne zwierzątko.
Ludzie widzieli tylko to, co chcieli widzieć, a nie to, co naprawdę się przed nimi znajdowało.
-Co, u diabła?- krzyknął, mrużąc oczy.- Mógłbyś uszkodzić taką piękną twarz.
Wybuchnąłem śmiechem.
-Chyba musisz zerknąć w lustro, jeśli myślisz, że jest piękna.
-Ha- powiedział Andrew, uśmiechając się.
-Jesteśmy identyczni.-Adam pokręcił głową.-Obraził nas obu, ty idioto.
Dee miałaby pomagać przy grządce? To dopiero było przekomiczne. Nie potrafiła odróżnić grabi od łopaty. A co to byłaby za tragedia, gdyby dostała się jej pod paznokcie.
Okrążyłem samochód i się zatrzymałem. Uniosłem wzrok ku niebu i pokręciłem głową, śmiejąc się głośno do siebie. Boże, byłem żałosny. Myślałem, że ze mnie taki twardziel, a nie mogłem przejść obok ciężkich toreb i nie pomóc dziewczynie.
[...] przepraszanie, jeśli się nie żałuje, mija się trochę z celem przepraszania.
Można się przyczynić do czyjegoś upadku i nawet o tym nie wiedzieć.
Zawsze uważałem, że najpiękniejsi ludzie to tacy, którzy nie są tego świadomi. Tacy, którzy szczycą się swoim pięknem, marnują to, co mają. Ich piękno jest przelotne. To tylko skorupa, nic poza cieniem i pustką.
Zacisnęła dłonie w pięści. Chyba chciała mi przyłożyć. I chyba podobałoby mi się to. A to oznacza, że najwyraźniej miałem coś nie tak z głową.
-Wprowadziłam się na przeciwko.- Wskazała na swój dom.- Jakieś trzy dni temu...
-Wiem.- Obserwowałem cię od trzech dni jak jakiś psychopata, pomyślałem.
-Nie wierzę, że zjadłeś wszystkie lody sam, Daemon!
-Nie zjadłem wszystkich.
-Och, a więc same się zjadły? -Wrzasnęła.- A może łyżka je zjadła? O, nie, wiem. Pudełko je pochłonęło.
-Właściwie to myślę, że lodówka je zjadła- powiedziałem sucho. Dee zamachnęła się i rzuciła we mnie pustym pudełkiem.
Myślenie, że chcesz, nie jest tym samym, co bycie pewnym, że chcesz.
-Szkoda, że nie zobaczysz Kat w jej sukience, bo jesteś zbyt fajny, by iść na szkolny bal.
-Nigdy nie powiedziałem, że nie idę.
Dee spojrzała na mnie pustym wzrokiem.
-Nie? Hmm... Jestem całkiem pewna, że powiedziałeś coś w stylu...- Zniżyła swój głos- "Prędzej kopnę się we własne klejnoty, niż pójdę na ten głupi bal". Tak to chyba leciało.
W piątek zniknęła jedna z moich ulubionych koszulek-ta z nadrukiem z Ghost Investigators. Przeczuwałem, że sterta popiołu, którą znalazłem później tego samego dnia w zlewie, była resztkami mojej koszulki.
Przeklęta Dee.
Cholera, Kat była taka ... piękna.
Była pięknym wrzodem na mojej dupie.
Odepchnąłem się od ściany i ruszyłem do niej. Zamknęła oczy.
- Znowu mnie obrazisz? Bo nie jestem na to... przegotowana.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Chyba przygotowana.
- Przegotowana, przygotowana. Wszystko jedno.
Widziałem ją też wczoraj. Wysiadła z sedana, mając ze sobą stos książek. Jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech, jakby chwiejąca się wieża książek była warta milion dolców.
To było wszystko takie... To wcale nie było słodkie. Co ja sobie myślałem? Wcale nie takie słodkie!
Rany, jak tu zrobiło się gorąco.
Nikt nie powinien w samotności jeść krowiego mięsa, tak postanowiłem.
Nie widziała tego, co ja widziałem? A w ogóle to kiedy zmieniło się moje postrzeganie? Bo jeszcze niedawno uważałem ją za przeciętną. Ewentualnie trochę ponadprzeciętną, gdy była zła. Albo się uśmiechała. Albo rumieniła. Ale ogólnie była po prostu przeciętna.
Ale gdy patrzyłem, jak jej policzki się czerwienią, wiedziałem, że nie miałem racji.