cytaty z książek autora "Małgorzata Nocuń"
Kiedy jedna po drugiej wybuchały wojny (…), one zagryzły zęby i postanowiły przetrwać. Przetrwać wbrew wszystkiemu.
Paradoks historii: w XXI wieku na Ukrainę napadli obywatele Rosji, których przodkowie w Armii Czerwonej służyli ramię w ramię z Ukraińcami. Wspólnie bawili się na radzieckich podwórkach w wielką wojnę ojczyźnianą.
U progu śmierci młodość do człowieka przychodzi.
A miłość - żywiona do człowieka z krwi i kości, a nie do państwa - była w Związku Radzieckim czymś na miarę bluźnierstwa. Kochać należało Rodinę, czyli Ojczyznę. Dla niej szło się na wojnę i umierało. Śmierć na froncie była wyrazem największego oddania.
- Kiedy wychodziliśmy, ojciec zauważył kotka bawiącego się z dziećmi. Wziął go na ręce, po czym schował za poły płaszcza. Dasza to zauważyła i powiedziała: "Dmitriju Aleksijewiczu, proszę oddać kota". Ojciec posłuchał. Wyjął zwierzę spod płaszcza i postawił na podłodze. Ale na klatce powiedział: "Córeczko, chciałem zjeść tego kotka, tak strasznie jestem głodny". Leningrad nie tylko się wyludniał. Było w nim coraz mniej zwierząt domowych, ptaków, a nawet szczurów. Ludzie zjadali swoje ukochane psy i koty, które przez wojną przytulali i wpuszczali do łóżka na noc. Nie mieli wyrzutów sumienia, skórując zwierzę i je przeżuwając.
Przeżyć mogli najsilniejsi. Trzeba było się przyzwyczaić, że ludzie ot tak, po prostu przewracali się i umierali, a ich ciała zasypywał śnieg. Powszechny stał się kanibalizm. Na targu kupowało się galaretę gotowaną na ludzkich palcach. Handlowano ludzkim mięsem. Opowiadano o matce, która miała pięcioro dzieci. Gdy najmłodsze umarło, nie zgłosiła śmierci, by jego ciałem wykarmić resztę potomstwa. Albo o mężczyźnie, który porwał córkę sąsiadów, zabił ją i na jej ciele ugotował wywar. Wykarmił nim swoją rodzinę. Złapano go i rozstrzelano.
Pod datą 13 września 1941 roku poetka zanotowała: "I jakże tu uwolnić się od poczucia agonii? Umiera wszystko, co istniało dotąd, a przyszłość nie istnieje. Wokół śmierć. Głośna i wyjąca".
Z okazji okrągłych urodzin Władimir Putin przysyła blokadnicom życzenia. W Rosji ceni się te tanie gesty. Blaszane świecidełka, które przyznaje "sam prezydent", są dla wielu ludzi ważniejsze niż dostęp do publicznej ochrony zdrowia, droga bez kolein, sprawnie działająca kanalizacja i i drożny zsyp na klatce schodowej.
Rozmawiałam z Oksaną codziennie. Kilka dni po inwazji napisała: "Wydawało mi się, że Boga można prosić jedynie o dobre rzeczy. O uratowanie czyjegoś życia albo zdrowia. A ja się modliłam, żeby Putin zdechł. Żeby ktoś zabił tego skurwysyna. A nas żeby los ocalił".
W trzynastym dniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, 8 marca, czyli w Dniu Kobiet, ukraińskie kobiety opublikowały nagranie. "Pobłogosławiłyśmy naszych mężczyzn w walce o naszą ziemię. Wywiozłyśmy nasze dzieci w bezpieczne miejsca. Dołączamy do naszych mężczyzn i ukraińskiej armii. Będziemy likwidować wrogów na każdym centymetrze kwadratowym ukraińskiej ziemi. W każdym mieście, we wszystkich wioskach. W lesie i w polu. Za każde dziecko, staruszka, za każdy zrównany z ziemią dom i zniszczoną drogę będziemy was odstrzeliwać jak wściekłe psy. Chwała Ukrainie".
Musiały zapomnieć o macierzyństwie. Dzieci oddawały pod opiekę rodzinie albo zostawiały w sierocińcach. Kobiecość jest na wojnie oznaką słabości, a środki opatrunkowe to fanaberia. W czasie miesiączki spodnie munduru nasiąkały krwią, a one umierały ze wstydu. Żołnierce to przecież nie przystoi.
GUŁag i odsiadkę w łagrze z przyczyn politycznych uważano w ZSRR za sprawę męską. Kobiet nie kojarzono jako więźniarek łagrów, tymczasem statystyki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ZSRR pokazują, że w 1947 roku w obozach pracy przymusowej siedziało 211 946 kobiet. W 1949 roku było ich już 528 037.
W 1968 roku, kiedy wojska Układu Warszawskiego weszły do Czechosłowacji, na placu Czerwonym demonstrowało siedem osób. Natasza Gorbaniewska była tam z wózkiem, w którym spało niemowlę. Uwierz mi, dziecko, to było wielkie wydarzenie i wielki tłum. Bohaterstwo. Siedem osób na placu Czerwonym.
Gdy ktoś mnie pyta, za co trafiłam do łagru, to mówię, że za miłość. Miłość to cała moja wina. Aresztowali mnie, osądzili i wydali wyrok, ponieważ byłam związana z Rewoltem. A Rewolt? On chyba trochę o więzieniu marzył. Pragnął go. Już wtedy tworzył swoją legendę. Wiedział, że bez tego "martyrologicznego" elementu nie będzie ona pełna. On musiał się w tym łagrze znaleźć.
Niezależne badania opinii publicznej wskazują, że około siedemdziesięciu procent Rosjan i Rosjanek poparło agresję na Ukrainę. Nawet jeśli protest Owsiannikowej był autentyczny, to kobiet takich jak ona jest niewiele. Podobnie było w ZSRR lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. "Inakomyslaszczych", czyli "myślących inaczej", jak w ZSRR nazywano opozycjonistki i dysydentki, była garstka.
Ludmiła Wiktorowna, geolożka z Uljanowska, żyła pod tym samym radzieckim niebem co Natasza Gorbaniewska, Łarisa Bogoraz i Ludmiła Aleksiejewa. Pierwsza poświęciła młodość służbie "wielkiemu krajowi", Gorbaniewska i Bogoraz dla pięciu minut swobody na placu Czerwonym poświęciły wolność. Aleksiejewa o swoich bohaterskich czynach opowiadała jak o gotowaniu zupy.
- Po prostu, tak trzeba było - ucięła, kiedy zapytałam ją o strach.
Kobiet wyznających radziecką religię były tysiące. Najwięcej, bo setki tysięcy, pozostawało poza polityką, ale kobiety te uważały, że radzieckie państwo zapewniło im awans społeczny. Ze wsi (gdzie niejednokrotnie żyły w lepiankach) wyjechały do miast. Zakwaterowano je w mieszkaniach w bloku, z ciepłą wodą i gazem. Wykształciły się. Choć nie, one powiedzą inaczej: "Wykształciło nas państwo:". Darzą ZSRR szacunkiem, uważają, że bez "pomocy państwa" byłyby jak ich matki: niepiśmienne i pogrążone w nędzy. Trudno o uczciwą i wyważoną ocenę wkładu Związku Radzieckiego w emancypację społeczeństwa. Na ten temat od trzech dekad spierają się historycy i socjolodzy.
Dla Gali, podobnie jak dla wielu kobiet zamieszkujących terytorium poradzieckie, wiara w radzieckie państwo była czymś naturalnym. Ideologia Kraju Rad obecna była w ich życiu od pierwszych świadomych chwil: przedszkole, szkoła (pionierzy), studia (Komsomoł), praca (przynależność do partii). Wierzyli, że to państwo ich wychowuje, karmi, ubiera. Rozczarowanie przychodziło z czasem, kiedy okazywało się, że państwo wtrąca do więzień, a nawet morduje.
Od kobiet podobnych do Gali nieraz słyszałam: "tak nado było", czyli "tak należało postąpić". Były wychowankami radzieckiej epoki. W przedszkolu, szkole, na studiach, w pracy uczono je, że na pierwszym miejscu jest państwo. Jeśli państwo czegoś od ciebie wymaga, rób to bez zastanowienia. Dla swojej córki i wnuczki Gala chciałaby już innego życia. Ona, otrzymawszy pismo o przydziale do pracy w zamkniętym mieście, musiała się spakować i do niego wyjechać. A one niech same o sobie zadecydują.
Lichyje diewianostyje mają swój symboliczny koniec. W sylwestra 1999 roku schorowany i wycieńczony alkoholizmem prezydent Borys Jelcyn przekazał władzę młodemu (szerzej nieznanemu Rosjanom i światu) porucznikowi KGB Władimirowi Putinowi. Nowy prezydent nazwał rozpad ZSRR "największą katastrofą geopolityczną XX wieku" i obiecał obywatelom, że "wskrzesi imperium". Stopniowo Putin zapewniał swoi obywatelom minimum socjalne (pensje i emerytury wypłacane na czas, ciepła woda w kranie, w sklepach chleb i kiełbasa). Nastał okres względnej prosperity - ceny surowców mineralnych wzrosły, sprzedawane na Zachód gaz i ropa zapewniały wysokie wpływy do budżetu. Rosjanie szczerze pokochali "swojego prezydenta", którego zazdrościli im Białorusini, a także część Ukraińców, mieszkańców byłych republik kaukaskich i centralnoazjatyckich.
Ani w Związku Radzieckim, ani w demokratycznej Rosji nie było równouprawnienia. Kobiety traktowano podobnie jak mniejszości narodowe.
Zabójstwo Galiny Starowojtowej zaplanowano skrupulatnie. Po wielu latach sprawcy wyznali, że "niczego nie żałują". Kobietę "marzącą o Rosji demokratycznej", rządzonej transparentnie, należało "rozdeptać jak robaka". "I niech Bóg będzie z nami", powiedział jeden z morderców.
Starowojtowa wyłamała się ze wszystkich ról, jakie przypisuje kobiecie patriarchalne rosyjskie społeczeństwo. Z wywiadów udzielonych przez nią na krótko przed śmiercią wyłania się obraz polityczki wierzącej w utopię, czyli Rosję demokratyczną, w której radziecki system zostanie rozliczony. Uważała, że do demokracji jeszcze daleka droga, ale kiedyś ta demokracja nastanie. Wskazując na powiązania polityków i biznesmenów z radzieckim systemem represji oraz niejasne powiązania przestępców z elitami władzy, dla wielu stała się niebezpieczna. Dlatego dosięgła ją śmierć. W latach dwutysięcznych na arenie politycznej Rosji nie pojawiła się już polityczka na miarę Starowojtowej.
W Rosji kobieta musi walczyć o podmiotowość. Przekonywać, że nie jest rzeczą. Zabaweczką. Problemy kobiet w Rosji zamykają się w jednym słowie - przemoc.
- Matka nie godzi się ze śmiercią dziecka, nawet jeśli sama sprawdzi, że ono już nie oddycha, że jego serce już nie bije - mówi Sacita. - Zawsze się Boga błaga o ratunek. A tam na dole czekała przecież karetka.
Zarzuciła syna na plecy. Stąpała noga za nogą. W ulewie znosiła sztywne ciało. Krucha, niska kobieta. Zaciskała zęby i szła, by po wielu godzinach usłyszeć od lekarza to, co sama wiedziała: "Nie żyje". Od tamtego czasu dusza i ciało Sacity chorują. Dusza, bo ze śmiercią dziecka nie można się pogodzić. Nigdy się jej nie oswoi. Powraca w snach, w myślach. Te sny i myśli Sacitę dręczą. Cierpi też ciało, bo Sacita nadwyrężyła kręgosłup. Z trudem prostuje plecy. Jest pochylona. Mówi, że ciało ciągnie do ziemi. Do syna.
Komunizm miał zapewnić równość obywateli. I rzeczywiście zrównał ze sobą kobiety. Pod więziennymi murami wyczekiwały: pisarki, aktorki, lekarki, naukowczynie, urzędniczki, robotnice i sprzątaczki. Analfabetki i kobiety wykształcone. Dawne arystokratki i przedstawicielki nizin społecznych. Ich synów i mężów aresztowano albo stracono, bez względu na pochodzenie. W Związku Radzieckim każdy mógł zostać wrogiem ludu.
Agresywne formy działania ruchów feministycznych i protestów kobiet w Poradziecji są wprost proporcjonalne do stosowanej wobec nich przemocy.
Patrząc na seniorkę rodu, niewiestki i ich córki, nie miałam wątpliwości, że te najmłodsze również zostaną wychowane w pokorze i skromności. Będą znać swoje miejsce, a kiedy trzeba będzie, i one usuną się w kąt.
Patriarchat często rodzi przemoc. Na Kaukazie Północnym przemoc obecna jest w co drugim domu. Pierwszy cios boli. Upokarza. Wyciska łzy. Z czasem kobieta się przyzwyczaja. Płacze już tylko w poduszkę. Z cierpieniem zostaje sam na sam, tłumaczy sobie, że żyje przecież w "tradycyjnej" rodzinie - tak, jak żyły jej babka i matka. Tak będzie żyć jej córka. Islam ani kultura muzułmańska nie usprawiedliwiają przemocy wobec kobiet, ale oprócz islamu jest "tradycja", która pozwala podnosić rękę.
Podobnie było w rodzinie Chaczaturianów, w której ojciec samotnie wychowywał trzy córki. Latami znęcał się nad nimi (psychicznie i fizycznie). Dziewczyny były także wykorzystywane seksualnie. W geście samoobrony jedna z nich chwyciła za nóż, zadała ojcu cios, który okazał się śmiertelny. Siostry trafiły do aresztu. Społeczeństwo osądziło je zaocznie. Zostały uznane za zwyrodniałe morderczynie, za co powinna dosięgnąć je najwyższa kara. Jedynie garstka przedstawicieli organizacji pozarządowych widziała w siostrach Chaczaturian ofiary, które użyły przemocy jako samoobrony.