cytaty z książek autora "Pola Gojawiczyńska"
(...)że nic od ludzi darmo nie dostaniesz, że nic ludzie darmo ci nie dadzą, i ten pan ze swoją sympatią też czegoś zażąda, i jemu musisz się czymś odpłacić.
Jej doświadczone oczy podchwytywały wszelkie "podejrzane" objawy życia konspiracji, które nie mieściły się już w ramach organizacji, kółek i zgromadzeń, a stały się powszechne, wyszły na ulicę, na zewnątrz, rozsadzały ramy, w które je ujęto. Miasto było podminowane buntem, zbrojne i nieuśmierzone. Każda cukiernia, każdy sklepik, kiosk uliczny, niewinne handelki, ciche i na pozór zamierające lokale okazywały się nagle jakimś punktem oporu i walki.
(...) wszystkie smutki, które przeżyła, przeciągnęły przez nią, gdy chodziła pod bramą Ignasia. Jak to siedziała w oknach i wypatrywała komornika, jak trzęsła się ze wstydu w sobotę, żeby Mietek nie przyniósł dwójki i jak okropnie ją bolało, kiedy ojciec uderzył matkę. (...) I płacz matki, i "Gorzkie żale", i piętna na ciele Franki. Pochmurne ranki i smutne wieczory, gdy zewsząd czyhały na człowieka złe sprawy. Nic dobrego nie stawało w jej pamięci, cała przeszłość miała barwę ciemną...
Człowiek doznaje na przemian klęsk i zwycięstw, aczkolwiek kolejka ta jest nieraz nie dostrzeżona. Życie samo jest istnym mistrzem w okazywaniu niezbitych przykładów, z których masz czerpać naukę i doświadczenie.
Utworzyła sobie obraz- świat należał do ludzi porządnych. Trzeba żyć w pewnych ramach, jeśli umiałaś sobie stworzyć ramy dnia, tygodnia, miesiąca- wygrałaś. W tym tkwiło pewne bezpieczeństwo, w życiu pokratkowanym: tu praca, tu kościół, tu rozrywka. Spełniają odwieczne nakazy, zgódź się, a wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli będzie złe, to tego nie odczujesz, nie pokonasz. Po której stała stronie? Po żadnej.
Muszę coś zrobić ze sobą- myśli. Przed czym ja się właściwie tak bronię, czego ja chcę, czemu się tak szarpię? - Szydzi z siebie, drwi ze swoich wysiłków, ze swych pragnień "innego" życia. Ale czuje niepohamowany opór przeciwko tym wszystkim, tym nędznym słowom, tym nędznym zdarzeniom. Gdyby mogła się przemóc! Na co czeka? Co ma z sobą zrobić? Jeżeli istnieje miłość... To może być wielkie, to może ją ochronić, zbawić, o, mój Boże drogi- jeżeli istnieje miłość...
Ocalić się dla miłości, to jest znów jakieś zdanie z książki, którego nie można dopasować do życia.
To nie jest świat, w którym by można spokojnie żyć - zawsze jakieś uczucie niepewności.
wszystko jedno [...] jak się przeżywa życie. Zawsze ono wychodzi na złe, kończy się jakby w pół drogi.
Widzisz, ani ty, ani ja nie potrafimy zamknąć oczu i puścić się na całego, ani też żyć jak należy, przykładnie. Tu nam za ciasno, za głupio, za ordynarnie, a tam, w tym nowym, lepszym świecie- za mądrze, za chytrze, za fałszywie. I tu źle, i tam źle- wszędzie źle i wszędzie nieswojo. Gdy się w życie wchodzi z takim bagażem jak my, to akurat wystarczy na rynsztok.
Nie chroni nas państwo, Ojczyzna nasza jest zdeptana, jest biedna- może dlatego tak strasznie ją kochamy...
zajrzała do dawnego warsztatu [...] Po zburzonym pawlaczu widniały w ścianach głębokie dziury, czerwone od rozkruszonej cegły, w kącie piętrzył się stos wiórów i rozrzucona kupka obrzynków drzewnych. Ślady na podłodze po stojącym tam do wczoraj warsztacie ojca, ślady na ścianie po wiszącej tam szafce na narzędzia, gwóźdź, na którym wisiała piła. Jak to - to jest wszystko, co pozostaje po człowieku, po jego strasznej pracy - ślad na ścianie? Do tego tylko zmierzały te wszystkie zmagania się i nieukojenie ojca?
Rząd!... O, to słowo! To mityczne, mieszczące w sobie niejasne, odległe pojęcie o mocy i słabości, rozumie i głupocie, dobroci i złości - stosownie do okoliczności, w jakich zostało wymówione".
spytał: - [...] jak pani jest tutaj, w tym domu?
Nie rozumiała pytania, a potem zaczerwieniła się z przejęcia, aż do łez, aż do wilgotnego promiennego blasku w oczach.
- Nigdy, nigdy tak mi dobrze w życiu nie było jak teraz... - wyznała z uniesieniem. Patrzył na nią jakby zaskoczony i zdumiony. Wreszcie skinął głową:
- To dobrze - i wyszedł.
Czy od tej rozmowy zaczęło się? Czy później, gdy zastał ją w gabinecie, klęczącą przed otwartą szafą biblioteczną? Czy jeszcze potem, tego dnia, gdy wszedł do jadalni i nie zastał jej na zwykłym miejscu przy kredensie, gdy się przeląkł tej nieprzewidzianej nieobecności? Czy od tego się zaczęły spojrzenia przez stół, szybkie i krótkie przylgnięcie oczu, przyśpieszony i odmienny rytm serca na odgłos jej kroków, jego kroków, czujne znieruchomienia na stuk drzwi gabinetu, na stuk drzwi w końcu korytarzyka? Przerwy w czasie między obiadem i kolacją stawały się nie do zniesienia, wychodzili ze swych kątów, aby się minąć w przejściu bez słowa i spojrzenia. To samo, że on tu był, że ona tu była, wystarczało. Zanim sobie uprzytomnili, co to się dzieje, jakich to uczuć symptomatami są te poszukiwania siebie wzajemnie, wpadli w sam środek zawrotnego leja, z którego niepodobna się wydostać. Tak było dobrze, z tym przyśpieszonym biciem serca, o którym się myślało, że już nigdy... Niech to trwa. Niech tak będzie. Instynktownie unikali słów i gdy tak siedzieli przy dwóch krańcach stołu, zdawało się, iż nikt nie jest dalszy od siebie niż ta dziewczyna młoda i mężczyzna o posiwiałych już włosach na skroni i ciemnej, zamkniętej twarzy.
W tym czasie wyjechał na kilkudniowy zjazd do Krakowa. Nigdy dotąd, od pierwszych miesięcy swego małżeństwa, nie wracał do domu z takim niepokojem i niecierpliwością.
Ogarnęła je tęsknota za czymś pięknym, za czymś niedoścignionym, co się winno jednak w człowieku urzeczywistnić, inaczej życie chyba nie miałoby sensu? Trwa to chwilę takie uniesienie nadziei, przez miłość do życia. A potem przychodzi uczucie rozpaczliwej bezsilności, instynktownie czują, iż stoją w miejscu, gdzie się nie walczy, a poddaje, skąd się wiecznie wyciąga ramiona do gwiazd. Jest takie miejsce, przeklęte, nie do uwierzenia, czarne miejsce życia. Myślą ze smutkiem, że jeśli przyjdzie miłość, to nie one będą wybierać, przyjmą to, co spotkają, jakiekolwiek (...).
Uczyniła to, co wcale nie było zbawienne. Ciągłe upokorzenia, bieda, niepewność, uczucie pokory, to wszystko spycha człowieka coraz niżej. To jest jak garb, przygniata.