cytaty z książek autora "Robert Ostaszewski"
Każdy kogoś szuka - barman jak to barman lubił rzucić wątpliwą mądrością na tematy ogólnoludzkie i życiowe.
Mężczyźni w mundurach dobrze wyglądają tylko w trumnach.
Lata temu mój terapeuta zapewniał, że słowa mają wielki dar leczenia, tonowania emocji. Gówno prawda.
Odpuścić - źle, zawalczyć - jeszcze gorzej. Że też od dawna nie trafiały mi się proste i jasne sytuacje, klarowne wybory między niebudzącym wątpliwości dobrem a bezwarunkowym złem, tylko wciąż tkwiłem w strefie szarości i półcieni, w przestrzeni "tak, ale...", w której nic nie wydawało się takie, jakie być powinno. Czy jednak świat nie jest szary i przybrudzony niczym źle wyżęta ścierka do podłogi?
Artur pomyślał. że ciężko być autsajderką we własnej rodzinie. Być może Martyna dokonała świadomego wyboru albo tak, a nie inaczej wpasowała się w rodzinny układ. Na idealnym obrazku rodziny Zawalskich pojawiła się wyraźna rysa.
Co innego wykrzyczeć w złości, w afekcie, że się kogoś nienawidzi tak mocno, że pragnie się jego śmierci. A zupełnie co innego powiedzieć to w obecności obcej osoby. W dodatku prokuratora.
Matka czasami klarowała mu: "Pracujesz po to, by pozwalać sobie na małe przyjemności. Jeśli miałbyś sobie odmawiać nawet kawy na mieście, to jaki byłby sens spędzać tyle czasu w robocie?". Nie zawsze jej słuchał, jednak w tym przypadku myślał podobnie.
Nigdy nie jechała sportową beemką. Zawsze to jakaś odmiana od wożenia się leciwym autem służbowym - w ciągłym stresie, czy podczas mocniejszego skrętu nie odpadnie koło albo silnik nie wyzionie ducha na środku skrzyżowania.
Miała nadzieję, że wielka tragedia zmieni ojca, sprawi, że stanie się inny, lepszy. Ale nie! Po pożarze wcale nie udzielał jej wsparcia. Zamknął się, skupił na sobie, na tych bzdurnych rytuałach i tłumaczeniach, że niby "Bóg tak chciał". Bóg chciał zabrać Wiktorka? Co to niby za Bóg?!
Prawdę mówiąc, zbytnio się nie przejął wybuchem kochanki. Podobne sceny urządzała mu już kilka razy. A potem i tak odzywała się po tygodniu czy dwóch.
Szczypały ją oczy i bolał kręgosłup. Pomyślała, że jeśli nie ruszy się z fabryki, zaraz zacznie ciskać o ścianę, czym popadnie. Dopiero kumple mieliby używanie. I tak uważali ją za lekko szurniętą. Zwisało jej to ciężkim kalafiorem.
Nie za bardzo wierzyła w sens cotygodniowych rozmów z podstarzałą psycholożką, która od lat współpracowała z ich komendą, jednak karnie stawiała się na sesje. Zdecydowanie bardziej pomogły jej kolorowe tabletki i czas. Że niby czas leczy rany?, żachnęła się w myślach. Gówno tam, jedynie zalecza, pozwalając żyć. Albo wegetować - jak zwał, tak zwał.
Oto wielki pan lekarz, mocno wierzący katolik w otoczeniu swojej wspaniałej rodziny. Taki chciał się pokazywać światu. Tyle, że ona wiedziała, jaki staje się w jej sypialni. Grzeszny i rozpustny.
Wydawało jej się, że Rogalski nie przypierniczy się o aborcję. Kto go tam jednak wie, nie znała go aż tak dobrze. A jeśli ktoś świętojebliwy z policji albo prokuratury się tego czepi? Niestety, nie było to wykluczone. Pojebany kraj, w którym kobiety nie mogą decydować o swoim losie, skomentowała w myślach.
Zobaczyła, jak wychodzi z żoną uwieszoną na jego ramieniu, otoczony gromadką dzieci, które karnie uczestniczyły w mszach. Ledwie skinął jej głową. Zalała ją złość. Przecież nic by się nie stało, gdyby zamienił z nią dwa zdania. Aż tak nie musieli się kryć.
Szła powoli do domu, zastanawiając się, w czym jest gorsza od jego żony. Chyba tylko w tym, że nie ma z nim dzieci. Ona może by nawet chciała, ale on się zabezpieczał. Jak to przykładny katolik, pomyślała złośliwie.
Człowiek najmocniej czuje stratę w chwili, w której dowiaduje się o śmierci ukochanej osoby. Ale najtrudniejsze przychodzi później - radzenie sobie z przytłaczającymi emocjami. Pojawia się pustka, która wcale nie zostawia wyrwy w sercu. To pustka, która z każdym kolejnym dniem wypełnia się żalem, bólem, tęsknotą. I jeśli nie uda się wylać z siebie ciemności, ta całkowicie go pochłonie.
- Kawa bez mleka, bez cukru... bez sensu - uśmiechał się pod nosem, dodając do kubka wszelkie niezdrowe składniki, tak krytykowane przez eksperymentów żywieniowych.
W sumie miał to gdzieś. Wrzątkiem też nie powinienem zalewać, bo niszczę wartości odżywcze, dodał w myślach, dochodząc do wniosku, że śmianie się z własnych żartów jest osobliwym nawykiem.
Westchnęła. Czy tego chciała, czy nie, musiała zmierzyć się z kolejnym dniem. Była pewna, że nie przyniesie on niczego miłego ani dobrego. Normalne w jej życiu, więc przywykła.
Od dawna nie chodziło jej o jakąkolwiek misję czy karierę. Dochrapała się stopnia młodszej aspirant i to jej wystarczało. Służba dawała jej pieniądze niezbędne do przeżycia oraz powód do wstawania z łóżka. A także sens dalszego trwania - choćby to był tylko nikły cień sensu.
Martyna niedawno skończyła osiemnaście lat i niemal od samego dnia urodzin przestała przestrzegać domowych zasad, które lata temu ustanowił jej ojciec, nie pytając nikogo o zdanie. Pan i władca domu.
Pogrzeb... To wspomnienie powracało do niej dzień w dzień. Pięć trumien obok siebie, w tym jedna wyraźnie mniejsza. Wiktorka...
Stary chciał ją zamknąć w domu, zabrać telefon, odciąć od ludzi. Niedoczekanie.
Momentami dopadało ją poczucie bezsensu. Wcześniej miała plany, nawet jako tako konkretne - zdać maturę, załapać się na studia, jakiekolwiek i byle gdzie. Żeby tylko wyrwać się z domu, z Jastrzębia. Teraz wszystkie jej plany ograniczały się do jednego - obudzić się rano. Chociaż i na tym specjalnie jej już zależało.
Zresztą ludzie w ogóle średnio mnie interesują. Jestem raczej odludkiem.
Wiem, jak jest, widzę, choć nie zawsze mówię. Wiem, że co jakiś czas albo życie Ci się rozwala, albo burzysz wszystko sam. Czy nadszedł ten moment?
Co robi właściciel psa,który zrobił kupę na samym środku chodnika, właściciel, który mimo wszystko się wstydzi? odwraca wzrok i pociąga za smycz. Może nazbyt mocno.
Pierwsza zasada spotkań ze słabo znaną niewiastą: "Nigdy nie pij płynów, podczas gdy ona zaczyna kwestię".