cytaty z książek autora "Henryk Waniek"
Z racji dzieciństwa jestem więc oswojony ze śląskim przetasowaniem Macierzy z Heimatem. I mam podstawy, by twierdzić, że takie małżeństwa są nie tylko możliwe, ale nawet bywają udane.
Niech wszystko jest czym jest i odpowiednio się nazywa.
Gdzieś w środku uniwersum, który może być wszędzie, a które może wcale nie jest tak wielkie, jak myślimy, może nie większe niż podziemie w fundamencie naszego psychicznego domostwa, nad wszystkim czuwa jakoby nadzwyczajny Kamień, o którym należy marzyć, wyobrażać sobie, a w miarę możności odnaleźć. W coraz to bliższej utopii, która będzie kresem wszystkiego co doczesne, praktyczne i ziemskie, rysuje się obietnica Kamienia. A po jej spełnieniu wszystko staje się prawdziwe i możliwe. Jak to w baśniach, które przecież też po coś istnieją.
Cały naród odpowiedział "tak" na pytanie, czy w zamian za odebrany mu szmal kraju na Kresach Wschodnich chce dostać terytoria zabrane innym na zachodzie? Tak, tak, tak! Kto by nie zechciał? Pytanie retoryczne, ale na wszelki wypadek wyniki referendum zostały sfałszowane. Tak powstała Polska, najpierw zwana Ludową, aby bezboleśnie przemienić się w III Rzeczpospolitą, którą mamy za oknem. Wyglądając przez nie, Stalin byłby zachwycony.
A tu jednak była Ciulandia, a nie jakieś najjaśniejsze Nic, które uważa się za Coś.
Gdzie tylko spotkał kogoś, komu łatwiej było mówić po niemiecku, tak długo go dręczył, aż nieborak żałował, że się w ogóle urodził. Również jeśli gdzieś trafił na nazwisko Bismarcka, natychmiast je kazał przekreślić i zastąpić słowem Kopciuszko, Kim był ten Kopciuszko, nikt w Ciulandii nie miał pojęcia.
Świetne było u niego to otwarcie
na świat, także na młodych ludzi. Na dobrą sprawę dawał każdemu szansę. Zazwyczaj, gdy człowiek
się starzeje, to sklerowacieje, ale nie w potocznym
rozumieniu tego słowa, tylko dosłownie, czyli
zastyga, staje się sztywny i nieplastyczny, wydaje
się mu, że stworzył królestwo i może co najwyżej
zapraszać na audiencję na swój dwór królewski,
natomiast nie widzi sensu w otwieraniu się na
dalsze możliwości. W przypadku Andrzeja było na
odwrót. On nieustannie był otwarty na wszelkie
możliwości, niczego nie wykluczał. To było bardzo pouczające, bo był prawdopodobnie jednym z
najmłodszych pod względem duchowym ludzi,
jakich poznałem w swoim życiu.
- Dariusz Misiuna.
W czasach, gdy historia leży, ku radości wróbelków, na środku ulicy jak końskie gówno, historyk nie jest przedmiotem poważania.
Mowy nasze byłyby podobne trochę do polskiego, gdyby polski nie był aż tak ruski. Inne języki Ciulandii przypominają trochę niemiecki, a trochę czeski. Jeszcze inne narzecza prawie całkiem zaginęły za sprawa nieprzyjaznych nam sił.
W drodze nie wydarzy się nic szczególnego. Niewiele rozmów. Smutek końca przygody. Cień lekkiego przygnębienia. Może nawet znudzenie i poczucie zawodu.
Szukając i znajdując czy tez tylko szukając i nie znajdując niczego, przy okazji spotyka się wiele pięknych rzeczy i spraw. A to się zawsze liczy w tym świecie zabójczej brzydoty. Mam na myśli piękno, które również jest prawdą i dobrem. Nigdy tego nie ma za wiele.
Andrzej był rysownikiem, malarzem, ale
także kimś więcej: twórcą fetyszy, magiem
fetyszy. Jego działanie polegało na
przekształcaniu każdego przedmiotu w coś
innego. Ambiwalencja zawarta w tym działaniu
sprawia, że nie da się przypisać jego dziełom
jakiegoś jednego konkretnego znaczenia. Dzięki
zaprzeczeniu jakiejkolwiek dogmatyczności, w
jego twórczości tkwi olbrzymi potencjał dla
przyszłości, ponieważ może być ona odkrywana
na wiele sposobów. Można powiedzieć, że
pozostawił po sobie taką bombę z opóźnionym
zapłonem, lecz nie wiadomo kiedy ona
wybuchnie. Oczywiście, był on gejzerem
rozmaitych inspiracji. To, co zrobił w sztukach
plastycznych, jest wybitne i dopiero wymaga
rozpoznania. Być może nawet zmiany epoki, ale
czas będzie grał na jego korzyść, tego jestem pewien.
- - Dariusz Misiuna.
Nie później niż dwa lub trzy dni po zajęciu Lagru i całego Oświęcimia przez ruskich matka wsadziła mnie do dziecinnego wózka i przez zalegające śniegi i mróz (styczeń 1945 roku był najprawdziwszą zimą stulecia) niemal na piechotę udała się do Katowic. Od jakiegoś czasu ukrywał się tam mój ojciec.
Od chwili, gdy stajemy się /tonal/, zaczynamy sobie tworzyć pary. Czujemy dwie strony, ale zawsze przedstawiamy jest jako części /tonal/. Mówimy, że dwiema częściami nas są dusza i ciało. Lub myśl i materia. Lub dobro i zło. Bóg i Diabeł. Ngidy nie dopuszczamy do siebie myśli, że jedynie podwajamy rzeczy na wyspie (...) powiadam ci, że jesteśmy dziwnymi stworzeniami. Błądzimy i w naszym szaleństwie wierzymy, że robimy coś nadzwyczaj sensownego.
Można być Ślązakiem na mocy miejsca urodzenia. Można się urodzić na Śląsku i nie być nim ani trochę. Można przeczytać wszystko, co o śląsku napisano, i nie zrozumieć ani krztyny. Lecz można też, urodziwszy się gdziekolwiek i nie znając ani jednej książki, żyjąc tam stale, lub tylko przelotnie, stać się Ślązakiem tylko dzięki odczytaniu tajemnego przesłania, wydrukowanego przez naturę na sobie samej.
Inna przestrzeń otwiera się przed nami, gdy jakimś miejscom zaczynamy przypisywać szczególne znaczenie. Gdy sztuka unosi nas ponad obiegową zwyczajność. Gdy do powszedniości dodajemy element odświętny. Gdy czcząc naszą, ludzką przestrzeń wzbogacamy ją o wymiar niezwykły. Niezliczoność możliwości przeżywania Innej Przestrzeni czyni daremntym wysiłek określenia jej w postaci normy estetycznej.
Mędrcy Tolteków (czarownicy) mówili, że znajdujemy się wewnątrz bańki. DOstajemy się do niej z chwilą urodzenia. Zrazu bańka jest otwarta, ale stopniowo się zamyka i jesteśmy uwięzieni. Ta bańka to nasza percepcja. Żyjemy wewnątrz niej przez całe życie.
Czytelne ślady aktywności tej grupy "ekspertów" przestrzeni magicznej znajdziemy przede wszystkim w tworach kulturowych, w dziełach sztuki i architektury, w utworach literackich, w muzyce i w teatrze. Zaś w fakcie, że nie są to przecież źródła poznania naukowego i że należą do sfery "fikcji" tylko wyjątkowo zła wola i zaślepienie znajduje wystarczającą podstawę by kwestionować ich poznawczą przydatność. Bo, jakkolwiek głównymi narzędziami poznania przestrzeni magicznej są techniki medytacyjne, nauki gnostyków i mistyków wszelkiej maści, to trzeba dostrzegać ich inspirujący wpływ na kształtowanie się wartości czysto naukowych. Nowoczesna kosmologia czy współczesne nauki psychologiczne (z psychologią głębi na czele) nierzadko w uwspółcześnionej formie językowej przywracają całość lub część treści dawnych i zapomnianych.
Łatwo przefarbować wymowę statystyk, wymyślić całkiem nowe, przekręcić sens słowa, przesunąć akcenty w lewo lub w prawo, między fakty zapuścić baśń.
Więc podczas tej bawarskiej nocnej Polaków rozmowy nagle zderzyłem się z jakoby tradycyjnym polskim antysemityzmem, dotąd mi nieznanym. Zupełnie jakbyśmy tam przyjechali z różnych stron świata. A może po prostu patrząc ze Śląska, wcale Polski nie znałem?
Więcej niż sto lat przed Stachurą, który obwieścił, że wszystko jest poezją, Lautréamont doszedł do wniosku, że każdy jest poetą. "Wszystko jest sztuką" - przywidziało się Hansowi Arpowi, zatem Mieczysław Porębski pięćdziesiąt lat później w podobnym duchu napisał: "Dziełem sztuki jest wszystko, co potrafi skupić na sobie uwagę".
Przez co najmniej sześćset minionych lat Śląsk był buforem łagodzącym gwałtowność zderzenia orientalnej Polski z cywilizacją Zachodu. Przynajmniej w dziedzinie stosunków międzyludzkich.
Większość nowożytnych map to druki powielane, a więc pospolite, nieporównywalne z unikatowymi precjozami sztuk pięknych z muzeów czy kościołów. Są pokornymi arkuszami papieru. A jednak, rozkładając je przed sobą, otwieramy szkatułkę pełną cudów.
W odczuciu wielu filozofów przyszłych i teraźniejszych północ jest najbardziej śmiertelną kwaterą czterech stron świata.
Nie sądzę, by dzisiaj ktoś jeszcze tak mówił - Śląsko. Ostatni raz słyszałem to około roku 1965 nieopodal Rybnika. Powiedział tak człowiek stary. Już go pewnie nie ma wśród żywych. Może po nim nikt tak już nie mówi?
Są rzeczy dla Niemca oczywiste, które by Polakowi nigdy nie przyszły do głowy. Pomijam tu niezliczone wyjątki po obu stronach tej głębokiej granicy między nami. Mówię o pewnej przeciętności, której istnienie potwierdzają stereotypy - ów podstawowy surowiec myślenia symbolicznego.
Spotkałem w życiu najwyżej trzech lub czterech nauczycieli godnych tego tytułu.