cytaty z książek autora "Daniel Kalder"
- Okej - zgodził się Wadim. - Jest takie miejsce na Twerskiej, gdzie przesiadują [bomże - rosyjscy bezdomni - przyp. M.T.]. Możemy zapytać, jak się dostać do ich podziemnej bazy. Ale będziesz musiał przynieść jakąś ofiarę.
- Coo?
- Będziesz musiał przynieść jakiś prezent.
- Jaki prezent?
- Jak to jaki? Wódkę.
Nie byłem w najlepszym nastroju. (…) Problemem nie było to, że ojciec Grigorij był egzorcystą – na to byłem przygotowany. (…) Problemem była wieś. Nie lubię wsi. Niektórzy ludzie idealizują wiejski żywot, wierząc, że jest na swój sposób bardziej << autentyczny >> niż życie w mieście. Ja tak nie uważam. Uważam, że życie na wsi to życie w biedzie, orka na ugorze, nuda i klaustrofobia. Nie chcę się zaprzyjaźniać z sąsiadami i ożenić z kuzynką. Lubię pić mleko z kartonu, a nie z wymiona. Lubię szkło, asfalt, beton i strzeliste ściany wieżowców. Lubię anonimowość. Lubię alienację. Lubię mroczne, cuchnące moczem uliczki zawalone śmieciami, w których seryjny zabójca czeka na ofiarę. A wsie, z tymi krowami, traktorami, uprawami… cóż, czuję się tym wszystkim zaniepokojony.
Rosja. Nieważne, jak długo tu żyjesz, zawsze mogą cię czymś zaskoczyć.
- Rosja… - powiedział Siemion.
- Tak – poczułem impuls, by posmarować trochę lirycznie, walnąć jakieś dyrdymały o zaklętych tajemnicach, czy coś w tym stylu. Poczekałem jednak, aż Siemion skończy swą myśl.
- …duża jest.
- No.
Nic dodać, nic ująć.
>>Czy nie tak samo i ty, Rosjo, pędzisz jak dzielna nieprześcigniona trojka? (...) Rosjo, dokądże pędzisz, daj odpowiedź? Nie daje odpowiedzi. Cudownym dźwiękiem brzmi dzwoneczek; grzmi i staje się wiatrem rozrywane na strzępy powietrze; przelatuje obok wszystko, cokolwiek jest na ziemi, i patrząc z ukosa, odsuwają się i dają jej drogę inne narody i państwa.<<
Gdy tak pociąg gnał przez noc, przypomniał mi się końcowy fragment powieści Gogola >>Martwe dusze<< . Często mi się przypomina, właściwie zawsze kiedy podróżuję przez Rosję. Jest to ulubiony cytat wszystkich, którzy próbują ją opisać. Większość piszących usiłuje w ten sposób przekazać swój pogląd, że Rosjanie są nieźle popieprzeni, kupa wariatów i tak dalej.
Udało jej się jakoś połączyć prawosławie z bolszewizmem - oświeciła mnie, że Lenin, ten morderca kapłanów, który przekształcił rosyjskie klasztory w więzienia, to największy przyjaciel Cerkwi, jakiego ta kiedykolwiek miała. Oczywiście dziewczę opierało swoje tezy na jakiejś niewysłowienie pokrętnej logice, ale jednak zdawało sobie sprawę, jak absurdalnie to wszystko razem brzmi, i skręcało się z bólu, deklamując w kółko te same brednie.
Zadziwiała mnie ta jego umiejętność płynięcia z nurtem wydarzeń i refleks, dzięki któremu zawsze lądował na właściwym brzegu rzeki: szczęśliwi ci, którzy zawsze umieją wierzyć w słuszną sprawę w słusznej chwili i nie zdają sobie sprawy ze swych metamorfoz.
Dziewczyna za kontuarem w pierwszej budce była piękna i świadoma władzy nad mężczyznami, jaką ta uroda jej dawała. (…) Ale te iskierki w jej oczach niedługo zgasną. Byłem już w niejednym Komsomolsku i wiedziałem, że dziura taka jak ta wysysa z ludzi życiodajne soki i zamienia ich w sól, która pokrywa pobocza dróg i zabija kiełkującą zieleń.
I tak mój zachwyt jej urodą był równocześnie źródłem depresji. Bo marnowała się, sprzedając słodycze i piwo miejscowej klienteli, składającej się z dyplomowanych alkoholików i meneli.
- Mieszkańcy wioski są również wrogo nastawieni. Większość go nie znosi. Wszyscy się boją, że wieża może się zapalić albo runie im na głowy. Jeden z sąsiadów powiedział mi: << Już kupiłem sobie granatnik. Czekam tylko, aż skończy budowę, i wtedy rozwalę >> – Jura zaśmiał się. – To świetny przykład rosyjskiej mentalności. Jak amerykański farmer widzi, że sąsiadowi się wiedzie lepiej, to kupuje sobie nowo traktor i pracuje za dwóch. A Rosjanin? Natychmiast puszcza z dymem najbliższą cerkiew i niszczy pracę rywala.
A ludzie tego pokroju, jak Sutjagin albo Krupczak, nasz wielki lokalny milioner, wszyscy ci noworuscy… Cóż, najpierw byłem do nich nastawiony negatywnie. I większość ludzi nadal jest (…). Ale się zmieniłem. Zdałem sobie sprawę, że to są liderzy. W każdym tragicznym momencie historii, takim jak w Rosji na początku lat dziewięćdziesiątych, to oni znajdują drogi wyjścia i pomagają narodowi stanąć na nogi. Oczywiście, są w tym na bakier z prawem, ale mają tyle energii, że nie potrafią zmieścić się w ryzach obowiązującego prawa, a prawo w takich czasach nie dotrzymuje im kroku. Społeczeństwo powinno ich wspierać, odrzucając nadmierne ograniczenia prawne dla tych ludzi… w kryzysowych sytuacjach wystarczy pozostawić im wolną inicjatywę w granicach rozsądku i sytuacja się poprawi.
Co do mnie, uważałem, że stary K. [Kałasznikow - przyp. M.T.] nie zasłużył na taką fetę. Taki na przykład Robert Oppenheimer do końca życia czuł wyrzuty sumienia, że skonstruował atomówkę. Kałasznikow jak widać nie posiada się z radości, że wymyślił najdoskonalszy karabinek na świecie. Przechadzał się roześmiany, kipiał z dumy. Jasna sprawa, że pokój na całym świecie to miraż, a od >>Imagine<< Johna Lennona chce mi się rzygać. Nie obejdzie się bez wojen. Niemniej jednak, Kałasznikow mógłby przynajmniej trochę poudawać niepokój moralny.
Odrobinę manier, jeśli łaska.
Jechaliśmy już dobre dziesięć minut, kiedy taksówkarz powiedział:
- Dwieście kilometrów bez zimowych opon… hmm… no, nie wiem, czy dam radę.
Co szybko uzupełnił:
- A tak przy okazji, chłopcy, macie jakąś mapę?
Był zdania, że to po prostu jeden z elementów ogólnego stosunku Rosji do swoich zasobów - za dużo ropy, za dużo gazu, za dużo ziemi, za dużo ludzi. A więc nikt niczego nie szanuje i marnuje wszystko, bo zawsze wszystkiego będzie pod dostatkiem.