cytaty z książek autora "Katarzyna Pisarzewska"
Jeśli ludzi coś do siebie ciągnie, to muszą się spotkać, choćby stawiali na swojej drodze najrozmaitsze przeszkody, bombardowali się ukrytymi znaczeniami, błędnie interpretowali swoje zachowania, mijali się tam, gdzie powinni się spotkać i tak dalej.
Najbanalniejsza prawda jest zawsze lepsza od najniezwyklejszej tajemnicy.
Co to jest "Internet"? to na pewno coś przez co nie widać człowieka. Nie ma mowy, żeby podrywał mnie ktoś, kto nie wie, jak wyglądam.
Sądziła, że ludzie tego właśnie potrzebują: nie współczucia, ale kompetencji i zimnej krwi. W prywatnych sytuacjach brakowało jej procedury i często uciekała w żart albo rzucała jakiś banał, który miał ją ochronić przed bezradnością, gdy tymczasem jej matka była prawdziwym native speakerem języka śmierci, żałoby i pocieszenia.
Rzadko mówił, że ją kocha. Nie musiał mówić, bo patrzył na nią tak, że słowo "kocham" to był przy tym banał.
E, szkoda gadać. Chłop to zawsze chłop. Nic z wiekiem nie mądrzeje.
Nawet ruch skrzydeł motyla może spowodować w duszy huragan.
(...) dobra psychoterapia jest niewiele lepsza od braku terapii. A nie każda jest dobra (...).
[...] szaleństwa osoby pozbawionej wyobraźni mają paskudną cechę dosłowności.
Czy człowiek musi się wykrwawić, żeby uświadomić sobie, iż nie jest nieśmiertelny?
A więc to Wikta. Stworzenie domowe, a nie rodzaj machiny oblężniczej skrzyżowanej z węgierskim huzarem.
Mam już całe szesnaście lat, gdy poznaję mężczyznę swojego życia. Otóż on uwielbia nieletnie. Stąd właśnie jego pseudonim Pogromca Dziewic. Kiedy przestaję być nieletnią dziewicą, rzuca mnie bez żalu...
- Ludzie nie muszą popełniać wciąż tych samych błędów.
Wzruszył ramionami, trochę obojętnie, a trochę niecierpliwie.
- Muszą, nie muszą, ale jakoś tak się składa, że ciągle to robią. Ofiara przyciąga kata, kat ofiarę. To zwykła statystyka. Wiesz przecież, że tak jest.
To prawda. Wiedziała. W końcu tym się właśnie przez ostatnie lata zajmowała i od tego chciała uciec. Od beznadziei wciąż tych samych rozmów z tymi samymi ludźmi, którzy nigdy nie wydostaną się ze swoich studni. Alkoholicy, maltretowane żony, drobni przestępcy, przekazujący swój los z pokolenia na pokolenie. Światy równoległe. I żadnych mostów, żeby przeciągnąć kogoś na tę drugą stronę, co najwyżej prowizoryczne, dziurawe kładki.
Jeden wybór nie determinuje następnego, ale stwarza całą masę nowych możliwości.
I bardzo dobrze, bo Anita poniosła na tym polu życiowe porażki, które ją nauczyły, że nie można uzdrowić kogoś, kto czerpie przyjemność z jątrzenia swoich duchowych ran. Jeśli cierpienie to twoja miłość, to z nim żyj. Nic tu po mnie.
Ona zauważyła go od razu. Pomyślała, że gdyby James Dean przekroczył trzydziestkę, mógłby wyglądać tak jak on. Piękny chłopiec, który chciał się pozbyć urody, a dorobił się charakteru. A do tego miał w sobie ten ukryty smutek, który przyciąga kobiety. Każda chciałaby ten smutek uleczyć.
Obudził ją i usiadł obok. Przesunęła się na drugi koniec kanapy i ciaśniej okryła kocem.
- Chcesz mi coś powiedzieć - odezwała się.
Była bardzo, bardzo spokojna.
- Nawet nie wiem, jak zacząć.
- Wszystko jedno - powiedziała. - Zacznij wreszcie. Dalej samo się ułoży.
(...) jestem coraz bardziej głodny! To bardzo osłabia moją tolerancję na ludzkie słabości!
Najprostsze pomysły najpóźniej przychodzą do głowy.
Żaden kraj nie jest tak cywilizowany, żeby jeden człowiek nie mógł krzywdzić drugiego (...).
Test ciążowy (...). Na pudełku była buzia roześmianego dziecka. Coś dobijającego dla tych, które nie zaszły w ciążę, choć chciały, i dla tych, które nie chciały, a zaszły. Coza kretyn to wymyślił?
Było tam trzech typowych przedstawicieli gatunku "gangster" w wieku dojrzałym w towarzystwie kobiet z gatunku "kobieta gangstera" w wieku zakamuflowanym.
Nie było mi w smak kontynuowanie dyskusji o Kaszubach. Kto wie, może to jakaś sekta? Albo partia?
Co to jest amorfofalus? Czy ja na to cierpię? Może to jakiś podstępny rak, który trawi mój organizm? Może psychiczne schorzenie? Może dziwny wyrostek? Nie zauważyłam u siebie żadnych dziwnych wyrostków, wiec musi tkwić gdzieś w środku. -> Święci pańscy, tan amorfo to jakiś suchy badyl w naszym kaktusarium.
Była to potężna kobieta pod pięćdziesiątkę, nieco powolna jak wszystkie obiekty o dużej masie, ale raczej majestatyczna niż ociężała.
Tfu, tfu, tfu. Po takim kłamstwie będę musiała myć zęby przez trzy kwadranse.
Nigdy mnie tu nie było. I już mnie nie ma. Ale w razie czego wie pani, gdzie jestem.
Do domu! Do służącej - artylerzystki, do przyjaciółki - terrorystki, do lekarza - alkoholika, do męża - gangstera i do jego krwiożerczej kochanki. Moje miejsce jest w stadzie piranii.
Obszedł mnie i nagle, nim zdążyłam zaprotestować, schylił się, zadarł mi spódnicę i ją w niemym zdumieniu kontemplować moje pośladki.