cytaty z książek autora "Janusz Majewski"
zabójcy to na ogół ludzie bez wyobraźni; zabijają w afekcie lub z premedytacją i nie myślą o tym, że najtrudniejsze jeszcze przed nimi; jak żyć później, jak uporać się z wyrzutami sumienia, jak pozbyć się wspomnień, snów czy chociażby jak umknąć sprawiedliwości.
Ja powoli zaczynam rozumieć, na czym polega sukces komunizmu: on stawia na co najgorsze w człowieku, jego naturalną gotowość do małości, kłamstwa, świństw. To tkwi w każdym, tylko cywilizacja, kultura to temperują...
Ludzie ze strachu przed nicością wymyślili sobie życie pozagrobowe (...).
Tłumione uczucie miało jednak jakąś nadzieję, miało zagadkę i tajemnicę, i z tym wszystkim on teraz musi zostać, ale już bez nadziei i bez przyszłości.
W duszy Rafała od zawsze walczyły ze sobą dwie siły: wolność i poczucie odpowiedzialności. potrzeba tej pierwszej towarzyszyła mu już od urodzenia, tę drugą zaś nabył z wiekiem. Polem walki obu tych sił stało się praktycznie życie codzienne. Rafał marzył by mieć kiedyś chwilę całkowitej swobody, być panem swojego czasu i swojej woli, ale życie wymagało od niego podporządkowania, dotrzymywania zobowiązań.
- Chce pn powiedzieć, że przed wojną był pan antysemitą, a teraz już pan nie jest?
- Tak.
- Wielu z nas przeszło taką ewolucję, wstyd mi tylko, że trzeba było takiej tragedii, żeby to się mogło stać...
Zmarli mówią. Do mnie mówią, bo ja rozumiem ich mowę.
Moim zdaniem na zawiści innych, mniej inteligentnych narodów wyrósł antysemityzm.
Zaskoczyła go różnica klimatu ulic Warszawy i Lwowa. W Warszawie wyczuwało się opór, bunt, krnąbrność wobec represji okupanta, demonstrowanie na każdym kroku wrogości wobec Niemców, chodzenie z podniesioną głową; Lwów jakby lekceważył najeźdźcę, jakby go ignorował i traktował jak powietrze (...)Pomyślał, że mogło to także wynikać z różnicy humorów i folklorów: warszawski był bezczelny, knajacki, taki, co to majchrem po żebrach pojedzie dla kawału, lwowski dobrotliwy, ścichapęk, finezyjny i ironiczny, wielkoduszny.
w związkach z kobietą nie ma takiej klasycznej równowagi: albo ona mu się oddaje i zatraca się w nim bez reszty albo on wpada w jej sidła, ona wciąga go w swoją otchłań, w czeluść swych zmysłów i topi go w tym żarze jak grudkę żelaza, żeby albo wytopić stal, albo spalić ją na popiół.
Życie uczuciowe Cesi znów jak przed laty przypominało stojącą wodę, cichy staw zarośnięty rzęsą, bez żadnych objawów życia biologicznego, chociaż z pewnością gdzieś na dnie, uśpione w mule, tkwiły jego zalążki, gotowe się rozwinąć w sprzyjających okolicznościach.
Odwieczny temat melodramatów i fars! Co zrobiłaby teraz zdradzona kobieta w melodramacie? Zastrzeliłaby męża albo ich oboje.
Ich serca, ich zmysły mówiły bezgłośnie wiele razy: ludzie jesteście młodzi, ciągnie was do siebie, jest wojna, każdy dzień może być ostatni, na co czekacie?
Zrozumiałem, na czym polegał ten diabelski trik: jeden nawiedzony szarlatan zaczął mówić do hołoty jej językiem, mówił to, co oni myśleli, formułował ich poglądy, podsycał zabobony i stereotypy, wydobywał na światło dzienne ich podświadome urazy, frustracje i lęki. A oni zobaczyli: to jest nasz człowiek, on myśli tak, jak my myślimy, to jeden z nas, wybierzmy go, i wybrali!
- Widzi pan, wcześniej, od szesnastego, siedemnastego roku życia, wypełniamy nakazy natury: polujemy, kiedyś dla podtrzymania gatunku, teraz, dzięki cywilizacji, nie tylko po to, ale po przekroczeniu trzydziestki zaczynamy szukać jakiejś przystani, kogoś na stałe, jakiegoś, można powiedzieć, "łona matki", do którego można wracać i chować się w nim bezpiecznie, gdzie można uciec, kiedy już zaczynamy czuć na plecach oddech młodszych, bezwzględnych drapieżników.
Jakość człowieka nie zależy od narodowości, chociaż przynależność rości sobie pretensje do urabiania go na swoją modłę.
Prawda jest taka, że świat to wspólnota miernot, wspólnota chciwców i łajdaków, i niewiarygodnych głupców! I oni tu rządzą, a nie światli ludzie.
Bo tak naprawdę nie ma brzydkich słów, są tylko brzydkie intencje! Uduchowieni kochankowie mogą w ekstazie przemawiać do siebie słowami z rynsztoka, a zabrzmią one jak niebiańska muzyka, jeśli to będą słowa miłości. Jeśli z twoich trzewi, z twojej duszy i serca wyrwie się wulgarne przekleństwo, to - o ile jest szczere - zalśni swoją prawda jak diament. Jeśli przeklinasz z nawyku albo dla fasonu, świat zobaczy, że to fałsz, kłamstwo.
(...) na tym polega wrodzony instynkt przywódcy! jednym rzutem ogarnia sytuację, podejmuje decyzje, rozdziela zadania, a jeżeli ma wątpliwości, to zatrzymuje je dla siebie.
To jest mój świat, świat małych nieszczęśników, którym nic się nie udaje, którzy błądzą w nadziei na poprawę swojego losu, wiecznych marzycieli wierzących, że karta się odwróci, a ja, który im w tym przeszkadzam, który ich ścigam i tępię, przynależę jednak do nich, mówimy tym samym językiem, rozpoznają mnie zawsze i wszędzie jak kogoś z rodziny.
Skonstatował, ze chociaż czasu upłynęło tak niewiele od tych wydarzeń, to oddaliły się w przeszłość, przysypane przeżyciami ostatnich lat, i wtedy odczuł jakiś wielki, nieokreślony dokładnie, ale głęboki żal. Poczuł na sobie działanie czasu, który pędzi i miele bezlitośnie dni i chwile, choćby były nie wiadomo jak ważne,zamieniając je w popiół przesypujacy się przez palce.
Snów lekceważyć nigdy się nie godzi, nieraz ze snów błahych ważna myśl się rodzi.
Jędrek nic z tego nie zrozumiał, zapytał więc:
- I to się tak co miesiąc robi?
- Jak to co miesiąc? - zdziwiła się Anetka.
- No… wy podobno co miesiąc krwawicie?
Pacnęła go w nos.
- Ależ ty jeszcze dzieciak jesteś! - zaśmiała się wesoło, po czym dodała poważniej: - Chociaż nie całkiem...
(...) ludzie wciąż są miotani przez swoje namiętności; zazdrość, zawiść, wiarołomstwo, zdrada, zemsta wciąż są przyczynami
zbrodni i zabójstw.