cytaty z książek autora "Małgorzata Wachowicz"
Miej odwagę, żeby zmienić to, co zmienić możesz, cierpliwość, żeby żyć z tym, czego nie przeforsujesz, i mądrość, żeby odróżnić jedno od drugiego.
Budował jej mosty przez rzeki codziennych potrzeb. Nie płaciła na nich myta.
Opadł bezsilnie na poduszkę. Potem uniósł się na łokciu i wyjął z szuflady pudełeczko, w którym leżał bardzo mało efektowny minerał wydobyty z jego własnych wnętrzności i osobiście wyprodukowany. Dlaczego ten cholerny kamień tak długo czekał?
*
JĘDRZEJ SZEDŁ GRANIĄ. Snująca się mgła przesłaniała schodzące w dół stoki górskie. Zobaczył własny cień, a obok niego plamę utkaną z tęczy. Poruszał się w aerozolu chmur. Gdzieś daleko w dole ryczał łoś. A może to był niedźwiedź?
Szedł w górę. Z naprzeciwka zbliżała się do niego zwiewna postać, która stawała się coraz wyraźniejsza.
Jego matka.
Była coraz bliżej, podniosła powoli ramiona i zakręciła się wokół własnej osi. Szybki ruch spowodował, że kontury stały się niewyraźne, a cała postać zamieniła się w wir powietrza. Powoli zatrzymała się, była tuż obok, na wyciągnięcie ręki.
Ale to już nie była matka. Ruda dziewczyna z jego snów patrzyła na niego zielonymi oczami i uśmiechała się. Wyciągnął ręce, teraz już nie pozwoli jej zniknąć. Zrzucił z szafki książkę. Hałas spowodował, że się obudził.
Działo się coś nieuchwytnego… Nie tylko z nim. Ogniste tango porwało ich, odcinając od świata zewnętrznego. Po paru klasycznych krokach Adam odchylił partnerkę do tyłu, prawie kładąc ją na parkiecie.
Kim był ten szalejący facet w jego garniturze?
Nie poznawał go.
Tak nie tańczył nigdy.
Obcy facet w nim czuł się fantastycznie.
Postanowił w najbliższym czasie lepiej go poznać...
*
Popłynęła melodia.
Po melancholijnym i spokojnym nokturnie znów zastopowała brawa i w ciszy wyprostowała plecy. Zrobiła kilka obrotów szyją, uniosła ręce nad głowę i przeciągnęła kręgosłup, po czym palce znów rozpoczęły taniec na klawiaturze. Najpierw spokojnie i melodyjnie. Potem szybciej, ale jeszcze łagodnie.
Miarowo tempo zaczęło narastać. Unosić. Adamowi wydawało się, że znalazł się wysoko, ponad chmurami. Bezpieczny, beztroski i wolny. Przestrzeń była bezkresna, czas nie istniał. Wokół tylko gwiazdy. Zamknął oczy. Już to raz przeżył tego wieczoru, tylko innymi zmysłami.
Muzyka pomału cichła, wolno i nieubłaganie.
Była jeszcze w końcówkach jego nerwów.
Pod skórą.
Wygasała w nim wolniej niż na zewnątrz. Odczarowały go dopiero gromkie oklaski.
Nikogo nie udawał, niczego nie udowadniał. Po prostu był. Jego bliskość dawała jej siłę.
Związek to nie nowa garderoba którą można wyrzucić na śmietnik kiedy się znudzi lub zestarzeje.