cytaty z książki "Zamknięte drzwi"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie może pani ofiarować nikomu więcej niż to, że nie pozwoli mu pani cierpieć.
Powiedziała sobie, że z nikim się więcej nie zwiąże, nie pozwoli zbliżyć do siebie mężczyźnie, niech sobie robią idiotki z innych.
Gdyby nie ja, rozwaliliby jej główkę o mur albo posłali do gazu.
Niech pani nawet nie pyta, co dostałam po przyjeździe, bo to nie było zwyczajne bicie, myślałam, ze już więcej nie będę mogła chodzić. No, bijcie, kopcie, mówiłam do dziadka, możecie też wszystkim opowiedzieć, tylko nie krzywdźcie dziecka.
Kiedy tłum się za kogoś weźmie, to z nim nie skończy w minutę, to jest powolna śmierć.
Najlepiej, jeśli się w ogóle nikogo nie kocha, bo wtedy nikogo na pani oczach nie poćwiartują, a i pani też nie wyskoczy z pociągu po śmierć.
Bóg na ogół nie słucha, gdy się Go o coś prosi, ale zawsze ześle nam to coś, czego się obawiamy.
Emerenc prawdopodobnie nienawidziła władzy, w czyichkolwiek rękach się ona znajdowała.
Ten jej sprzeciw był specyficzny, niemal bezprzedmiotowy, skierowany tak samo przeciwko Franciszkowi Józefowi, jak i każdemu innemu, kto miał wpływ, choćby nawet pozytywny, na historie tego kraju.
I jeśli już przypadkowo mówiła: Węgry, to nie miało w jej ustach żadnego łzawego ani nawet świadomego wydźwięku.
Ale najlepiej się powiesić, prosta sprawa, dość się tu w Peszcie napatrzyła na wisielców, bo kiedy rządzili biali, wieszali czerwonych, a kiedy czerwoni, wieszali białych, nawet teksty przed egzekucją, którą hańbili skazańców, były do siebie podobne, a wszyscy oni wierzgali nogami całkiem tak samo, niezależnie od tego, za jaką barwę musieli umierać”.
... zdolność tworzenia to stan łaski, i musi zaistnieć tyle różnych czynników, żeby coś wyszło z pisaniny, podniecenie i spokój, wewnętrzna cisza i rozpierający poryw, który jest zarazem i słodki, i gorzki...
Oni chcą pokoju. Wierzy im pani? Ja nie, bo kto wtedy będzie kupował broń i jakie będą mieli wtedy prawo grabić i wieszać, a poza tym, skoro nigdy dotąd nie było światowego pokoju, to dlaczego teraz miałby być?
Jej współczucie było uniwersalne, dostawało się nie tylko temu, kto zasługiwał. Każdemu. Komukolwiek. Nawet zbrodniarzowi.
Człowiek wyczuwa, kto byłby jakim kwiatem, gdyby urodził się rośliną , a jej gatunkiem na pewno nie byłaby róża z tym swoim niemal bezwstydnym karminowym kwitnieniem, róża to nie jest niewinny kwiat.
W jej pracowitości i sile było coś nadludzkiego, niemal groźnego, tym bardziej że właściwie nie było potrzeby, żeby tak harowała.
Słuchałam oniemiała, po raz pierwszy zdarzyło się, że ktoś żądał o nas referencji. „Byle komu brudów nie piorę” – oświadczyła Emerenc.
A jak nie ma już nikogo, kto się cieszy, kiedy człowiek wraca do domu, to lepiej nie żyć.
Była królową śniegu, poczuciem bezpieczeństwa, latem pierwszą czereśnią, stukotem kasztanów jesienią, zimą gorącą dynią, a wiosną pierwszym pąkiem na żywopłocie.
Nasz neandertalski przodek pewnie właśnie w takiej chwili nauczył się płakać: kiedy po raz pierwszy doświadczył samotności w swoim triumfie nad przywleczonym do domu zwierzem, bo nie miał z kim podzielić przeżyć tej walki, nie miał też komu pokazać ani łupu, ani swych ran.
Święta Emerenc z Csabadul, opętana bezkrytyczna litością, która wszystkich ratuje, bo jeśli kogoś prześladują, to trzeba ich ratować.
Niech się pani nauczy, że człowiek tak łatwo nie umiera, tylko mu się wydaje, a potem staje się taki mądry od tego, co przeżył, że pragnie znowu być głupi. Głupi jak but.
Świat Emerenc rozróżniał dwie kategorie ludzi: zamiatających i niezamiatających, ten zaś, kto nie zamiata, jest do wszystkiego zdolny i całkiem obojętne, wśród jakich haseł i sztandarów obchodzi święta narodowe.