cytaty z książek autora "Stefan Wiechecki"
Ty prosty człowieku z prowincji w worku przywieziony
Znakiem tego inwalida to jest bez górnych końcówek.
- "Niewidomy kochanek".
(...)- Jak się pan prowadzisz, dlaczego mnie pan żone szczypiesz? - Co proszę, ja tę panią szczypię? W jakim celu? - Nie udawaj pan greka, nie wiesz pan, w jakim celu mężczyzna szczypie uroczą kobietę? - Daj pan spokój, urocza to ona jest dla pana, bo pan nie masz innego wyjścia.- A dla pana jaka jestem? - zaperzyła się pani Zosia. - Dla mnie jesteś pani wydra na kołnierz od palta.(...).
Ach, wy moczymordy, psia wasza nędza, alkoholiki monopolowe!
- "Wróg hałasu".
męczybuło wczorajszemi rogalikami karmiony
- "Na Saskiej Kępie".
A swoją szosą Rada Narodowa powinna wziąść pod uwagie, że po lecie lubi nastać jesień i reszte warszawskich ulic rozbebeszyć, bo niektóre są jeszcze całe. Przez przeoczenie rzecz jasna. Czy nie warto tych ulic troszkie rozgrzebać i zobaczyć, co tam jest pod asfaldem?
Wynalazek, cicho! Co jest do cholery, zdobycz naukowa z pyskiem do abonenta? Cud techniki na mamusie interesantowi wjeżdża?! Wynalazek, zamknąć mordę, bo jak sztuknę w tubkie, to wskazówki pogubisz - krzyknął p. Teofil i rzucił słuchawkę na widełki.
Przez swoje chody w biurze przepustek na Zamku w Warszawie go umieścił. Myśli sobie: "Dużo tam nie zarobi, ale nie będzie się po gastronomicznych interesach włóczył, a jak posadę wojewody stracę, córka po łacinie włada, w razie czego w aptece może pracować i jakoś koniec z końcem zwiążą. A dobrze jest mieć zięcia, któren w każdem czasie przepustkie do króla może wystawić".
I faktycznie, Kochanowski w biurze prowadził się na medal. Był takiem czujnem urzędnikiem, że jak raz jego własna narzeczona z jego przyszłym teściem przyszła po przepustkie, nie wpuścił jej do króla, widocznie ledykimacji służbowej z fotografią nie posiadała.
Z ostatnich nowości pojawi się na Kiermaszu książka małorolnego gospodarza ze wsi Stawisko, powiat Grodzisk, Jarosława Iwaszkiewicza. Jest to poradnik rolniczy w sprawie miarek i odsypów pod tytułem "Jutro żniwa".
Twardoszczak to był cwaniak niemożebny i jako czarodziej fachowiec pierwszej klasy. Królika z kieszeni królowi wyciągnąć albo klatkie z kanarkiem zza kołnierza mu wyjąć to była dla niego mucha.
W dzisiejszem czasie my, ludzie po szkołach kształcone, wiemy, że to jest tylko apteczne złudzenie ludzkiego oka i zanadto się w karafkie nabijać nie dajemy. Ale staroświeckie nasze przodki myśleli, że Twardoszczak sitwe z diabłami trzyma i dlatego te różne sztuki odstawia. Także samo wierzyli, że on na naturalnem kogucie jeździ. A kogut był z dykty wyszykowany i w środku rower się znajdował. Twardowski pedały przyduszał i w ten deseń na tem kogucie zapychał.
- Tak, tak, panie szanowny, znakiem tego leżem na wszystkie cztery łopatki. I przez kogo? Przez świniobójcę. Ale właściwie derechtorowa wszystkiemu jest winna, trzeba było go od razu odstawić i do oka łobuza nie zaiwaniać [...].
- [...] Czy ta wasza dyrektorowa istotnie jest taka piękna?
- Owszem, blondynka, osiem pudów żywej wagi, przed wojną za najgrubsze kobietę w Petersburgu się pokazywała. Po dwadzieścia kopiejek wejście, sołdaci i ucząca się młodzież połowę. Dzisiaj schudła, ale można się jeszcze zakochać.
(...) za największy cud techniki uważa tramwaj warszawski, do którego zawsze jeszcze jeden pasażer się zmieści.
Jakie nagrode trzeba by obmyślić dla faceta, któren by do stu pięćdziesięciu lat z jedną boginią swojej miłości wytrzymał? Chyba order walecznych za nieodstraszone męstwo.
- A właściwie, powiedz mnie pan, co to jest ta telewizja?
- Radio z lufcikiem.
Teraz co się dotyczy Wandy, która miała nie chcieć giestapowca i wskutek wobec tego musiała w czasie wianków z kajaka do wody wskoczyć, lepiej o tem nie mówić, bo jakiemże szubrawcem trzeba być, żeby rodzone dziecko do ślubu ze szkopem namawiać.
Slyszalem,ze podobnierz murzyny tylko banany i ludzkie mienso wtralaja.
Przede wszystkiem, proszę sądu wysokiego, autobusami nie jeździłem i nie jeżdżę, bo mnie to nie służy. Przez doktora mam zabronione, z powodu, że jestem człowiekiem sercowem. Po drugie brzuch faktycznie mam duży, ale o byle kogo niem nie będę się obcierał.
(...) papuga drób taki sam dobry jak każdy inszy, a nawet w droższem gatunku, bo to i pióra ma ładne, i jeżeli jest starannie uczony, publicznemy wyrazami rugać potrafi.
Znane są powszechnie naukowe doświadczenia dokonywane z pamięcią ludzką. Jedno i to samo zdarzenie widziane przez kilka osób zupełnie inaczej wygląda potem w opowiadaniu każdej z nich.
Podporucznik Wojtek podszedł do okna. Plac Zamkowy był pusty. Pokrywały do tylko kawały murów oderwane od zbombardowanych domów, przegradzała koło Podwala zwalona, porozbijana na części kolumna Zygmunta. Sam król, leżąc na wznak, patrzył w czerwone od pożarów niebo i nie wypuszczał z rąk ani krzyża, ani zgiętego w połowie klingi miecza. Gdzieś daleko za Wisłą dudnił huraganowy ogień artylerii.
- Ach, wy w syrenę drapane magistrackie czynowniki (...)
- Józiu, wszystkich możesz, ale syreny nie wolno obrażać. Pół kobiety, pół sandacza z pałaszem w ręku to jest sygnet naszej stolicy.
- Sygnet nie sygnet, ja go klepię w faszerowane dzwonko (...)
- "Ulica przez ogród".
... muzeum to skład staroświeckich obrazów, niemodnych ciuchów oraz wyszczerbionego naczynia stołowego, a także samo kuchennego.
Panie sędzio szanowny, jak się żyje 45 lat na świecie, to można być niekaranem? W jaki sposób? Owszem, hipotekie mam opisaną 14 razy więzieniem
- "Niefotogeniczny jestem!".
W lato na tem placu welodrom egzystował, gdzie cała dzielnica uczyła się jeździć na rowerach. Za godzinę jazdy płaciło sie dwadzieścia kopiejek i marynarkie oddawało do kasy jako zastaw na wypadek uszkodzenia roweru. Te jazdy w celach naukowych kończyli sie bardzo często scentrowaniem koła albo złamaniem widelca.
- To dzisiaj zamożny człowiek, jest na posadzie.
- Na jakiej posadzie?
- Jak to, nie wisz? Na bazarze Różyckiego pracuje.
- A tak jest księciem Edynburga i pasuje do rodziny.
- A co to takiego ren Edynburg?
- Tamtejszy Grójec, znaczy sie miasteczko takie.
- W taki sposób to on jest taki książę Wołomina czyli też Kobyłki.
- No tak, ale nie było rady, bo lepsze miasta już pozajmane.
Kawiarnia "Angola" na Ochocie, tym się różni od każdej innej, że o kawie nikt tu od dnia założenia interesu nie słyszał. Na samo wspomnienie kawy, tego aromatycznego płynu, pan Walery Kociołek, obrzuca gościa nieufnym spojrzeniem na temat: wariat czy tajniak?