cytaty z książek autora "Peadar Ó Guilín"
Była tu, ponieważ uzależniła się od własnego marzenia.
Ale tam, gdzie żyjesz, pośród nieustannego piękna, każdy, kto docenia cierpienie, musi udawać coś dokładnie przeciwnego, nawet przed samym sobą.
Świat marzeń, który, jak sądziła, rozpadł się na kawałki, wraca i dręczy ją, dwa razy mocniej niż kiedyś. Walczy bohatersko z tą myślą. Przeklina poetów i całą tę truciznę, którą stworzyli, a która nie chce teraz dać się wypłukać z jej żył.
Chcemy przeżyć prawdziwą żałobę, a nigdy, nigdy nie mamy takiej szansy, prawda?
Umysł potrafi jednak znieść tak wiele, zanim się załamie: tyle lat patrzenia na to, jak giną jej ukocha dzieci, tutaj, w szkole. Albo udawania mądrości i spokoju, podczas gdy tak naprawdę pragnie, aby zamknięto ją w jakimś cichym miejscu, gdzie nie będzie musiała podejmować żadnych decyzji. Ale (...) codziennie rano odnajduje w sobie nowe, niezbędne jej siły. Prowadzi tę okrutną grę od tak dawna, że w najgorszych chwilach wystarcza jej sam nazwyk, by trzymać plecy prosto.
- Zamierzam przeżyć - mówi. I nikt mi w tym nie przeszkodzi.
Wierzy w każde wypowiedziane słowo.
(...) Jest tu tak samotna, że aż ją przygnębia. Samotność jest gorsza od głodu, od myśli - najgorsze to nie mieć nikogo.
Czy chciałabyś, aby przestali robić to, co robią? Tak? Ponieważ w tym przypadku to oni będą musieli wybaczyć nam.
- Zawsze niepokoi mnie perspektywa Klatki - mówi Nicole, ale Megan tylko przewraca oczami.
- Spędziłam tam najlepsze chwile mojego pobytu w szkole. Bez twojego chrapania, Nicole.
- Ja nie chrapię!
- W takim razie trzymasz wiertarkę pod poduszką.
W bibliotece są inni uczniowie, ale pełne regały pomagają im wyjść niepostrzeżenie.
Teraz nie ma już ucieczki z Szaroziemi, tylko śmierć, a może być ona szybka lub straszliwa ponad wszelkie wyobrażenie.
Chce jej się płakać, ponieważ jaki może być lepszy dowód na własne zło, niż tożsamość sojuszników?
-Rzecz w tym, że nie pokonamy ich, jeśli ich nie zrozumiemy. A być może nie da się ich pokonać, ale uda się znaleźć jakiś kompromis i zawrzeć z nimi pokój. I nawet sobie wybaczyć.
Również w ten poranek uczniowie Piątego Roku mają całą bibliotekę dla siebie. Jest to duże pomieszczenie pełne wąskich przejść i zatęchłych regałów. Sporo tu zacisznych kącików, a gdzieniegdzie w milczeniu toną w kurzu stare komputery; prowadzące donikąd kable sieciowe wciąż tkwią w gniazdkach.
Ale Nessa zawsze śpi. Nauczyła się tego, potrafi odciąć się od strachu i fantazji, jakby wyłączała światło.
Jej przebudzenie jest powolne, jak wiosna, ale głęboko w środku nowy cel kiełkuje i szuka światła.
Pewnego dnia wszyscy staniemy się nimi, a dla Sidhe będzie to większe zwycięstwo, niż gdyby nas wszystkich wybili.
- Naród przetrwa (...). Wątpię, żeby tobie się to udało.
Bombardujemy i niszczymy innych. Doprowadzamy ich dzieci do śmierci głodowej i dziwimy się, kiedy zwracają się przeciw nam z podobnym okrucieństwem.
O, ukochany przyjacielu!
Nie pomyślałbym, że nie żyjesz,
Ale twój koń wrócił do domu
Włócząc lejcami po ziemi,
Z bokiem zbroczonym twą krwią.
- Mam spać po tym, co zobaczyłam? Zwłoki Sidhe? Wtopione w skałę?
- Lepiej tak, dziecko. (...) Ponieważ trzeba zatroszczyć się o żywych.
Nessa uśmiecha się i kiwa głową. Nagle czuje się jakoś wyjątkowo. Rozkojarzona i czysta.
Nie dba o nikogo, a twarz ma pozbawioną wyrazu, jak posąg świętego.
Gdybyście wy, złodzieje, słuchali nas! Gdybyście słuchali naszego płaczu w tej krainie pozbawionej barw. Ale przez cały czas nasze światy coraz bardziej się do siebie zbliżają! I wkrótce nastanie u was król i uchyli ten okrutny traktat, który skazał nas na pobyt tutaj.