cytaty z książek autora "Matthew D'Ancona"
Politykę opartą na dowodach naukowych można podważyć za pomocą sojuszu dobrze skrojonej propagandy z ideologicznymi uprzedzeniami.
Niezależnie od swych wszystkich cudownych mocy sieć jeszcze wzmacnia przekaz wyostrzony, odrzuca zaś złożoność. Wielu - zapewne większość - zachęca do szukania informacji potwierdzających ich poglądy zamiast tych adekwatnie opisujących problem.
Ten upadek zaufania to właśnie baza społeczna postprawdy: wszystko inne wypływa z tego jednego, zatrutego źródła. Innymi słowy, wszystkie dobrze funkcjonujące społeczeństwa opierają się na stosunkowo wysokim poziomie uczciwości, aby można było w nich zachowywać porządek, przestrzegać prawa, rozliczać władzę i wytwarzać dobrobyt.
Polityczne kłamstwo, obracanie kota ogonem i fałszerstwa to jednak zdecydowanie nie to samo, co postprawda. Nowe nie jest bowiem zakłamanie polityków, lecz reakcja na nie opinii publicznej. Oburzenie ustępuje miejsca obojętności, a ostatecznie zmowie. Kłamstwo uznaje się za normę nawet w krajach demokratycznych.
Nigdy jeszcze stare powiedzenie o tym, że kłamstwo zdąży przemierzyć pół świata, gdy prawda będzie jeszcze wkładać buty - nie wydawało się tak bardzo na czasie.
Jakkolwiek przyjemnie było sobie wyobrażać, że wyborcy najpierw gromadzą fakty, potem wyciągają z nich wnioski i formułują swoje stanowisko w konkretnych sprawach oparte na tych właśnie wnioskach i według niego wybierają określoną partię, to jednak z realnym zachowaniem wyborczym nie miało to wiele wspólnego. Tak naprawdę, jak pisał Roberts, ludzie wybierają partię na podstawie określonych wartości, przyswajają opinie swego plemienia, konstruują argumenty wspierające te opinie i (dopiero wówczas) dobierają fakty, które wzmacniają ich twierdzenia.
Była to polityka postprawdy w najczystszej formie - tryumf emocjonalnego nad tym, co racjonalne, zwodniczo prostego nad uczcie złożonym.
Tak naprawdę nigdy nie było szybszego i potężniejszego sposobu propagowania kłamstw niż opublikowanie ich online.
Czujemy się tak bezpiecznie w naszych bańkach, że zaczynamy akceptować tylko te informacje, prawdziwe czy nie, które pasują do naszych opinii, zamiast opierać swe opinie na dostępnych dowodach.
Żaden gatunek w historii nie został nazwany równie ironicznie co "reality TV". Jak najdalsze od dokumentowania prawdy życia codziennego, programy te wepchnęły swych uczestników w najdokładniej rozpisane scenariusze ukazujące z góry założoną narrację jako zachowania autentyczne.
Liczy się intensywność spektaklu, a nie jego autentyczność. Dla widzów rzeczywistość i rozrywka stały się synonimiczne. To właśnie jest cecha definicyjna świata postprawdy.
Rzecznik paranoi widzi spisek w kategoriach apokaliptycznych - rozstrzyga on o narodzinach i śmierci całych światów, całych porządków politycznych, całych systemów ludzkich wartości. On sam zawsze stoi na barykadach cywilizacji. Nieustannie żyje w momencie przełomu.
Niczym infekcja opierająca się antybiotykom wirusowa teoria spiskowa była w stanie odeprzeć najbardziej niekwestionowane fakty. Jej powszechna siła nie zależy od dowodów, lecz od poczucia, będącego esencją kultury postprawdy.
Nasze przekonania mają pierwszeństwo; z czasem dorabiamy do nich uzasadnienia. Błyskotliwość umysłu czy posiadanie dostępu do większej ilości informacji niekoniecznie czynią nas mniej podatnymi niż przekonania błędne.
Kiedy zdrowy pluralizm zastąpiony zostanie przez niezdrowy relatywizm, rodzie się kulturowa przesłanka do tego, by wszystkie opinie traktować jako jednakowo ważne.
Kiedyś było tak, że każdy miał prawo do swojej opinii, ale nie do swych własnych faktów - ale to już przeszłość. Fakty nie mają żadnego znaczenia.
Ten, kto dziś mówi prawdę, musi przemawiać zarówno do głowy, jak i do serca.
Pojmowanie polityki jako raczej spisku niż odmieniającego świat pola badawczego niegdyś było zarezerwowane dla grupek dziwaków. Dziś już nie - i nie mogę znieść myśli, że tak ma być już zawsze.
W wieloetnicznym, wielowyznananiowym społeczeństwie celem nie może być nigdy wymuszenie całkowitej jednorodności: byłoby to niedopuszczalne etycznie, jak i koszmarnie nużące. Celem musi być natomiast zidentyfikowanie jądra norm kulturowych, wymogów prawnych i zakresu odpowiedzialności społecznej, pod którymi muszą się podpisywać wszyscy obywatele, cokolwiek sądziliby prywatnie.
Była to polityka postprawdy w najczystszej formie – triumf emocjonalnego nad tym, co racjonalne, zwodniczo prostego nad uczciwie złożonym.
Polityczne kłamstwo, obracanie kota ogonem i fałszerstwa to jednak zdecydowanie nie to samo, co postprawda. Nowe nie jest bowiem zakłamanie polityków, lecz reakcja na nie opinii publicznej.
Nie liczy się już racjonalna deliberacja, lecz ugruntowane przekonanie.
Przez większość historii ludzkości wspólne mitologie i plemienne opowieści dużo lepiej wyjaśniały ludzkie zachowania niż chłodna ocena weryfikowalnych dowodów. Każde społeczeństwo ma swe założycielskie legendy, które je spajają, wyznaczają jego moralne granice i określają jego sny o przyszłości.
Nie liczy się już racjonalna deliberacja, lecz ugruntowane przekonania.
Przez większość historii ludzkości wspólne mitologie i plemienne opowieści dużo lepiej wyjaśniały ludzkie zachowania niż chłodna ocena weryfikowalnych dowodów. Każde społeczeństwo ma swe założycielskie legendy, które je spajają, wyznaczają jego moralne granice i określają jego sny o potędze.