cytaty z książek autora "I.M. Darkss"
W chwilach, które prawie, prawie wpędzają mnie w obłęd, wciąż cierpię na niekontrolowane, histeryczne odruchy, jak szarpanie się za włosy, kaleczenie skóry paznokciami. Robię wszystko, co tylko przyniesie za sobą pismak bólu, jakby to gdzieś za nim zawieszony był mój rozsądek. Albo to, co z niego zostało.
Usta Trevora dotykają moich raz za razem, jednak są to zaledwie muśnięcia. Zbyt przelotne, zbyt krótkie. Jak pojedyncza kropla rozkoszy wymykająca się przypadkiem z czary.
W końcu nasze wargi się łączą.
Delikatnie, z wahaniem, ale siła doznań natychmiast przyprawia moje biedne serce o zawrotne tempo, a mnie samą prawie zabiera w przestworza rozkoszy.
Ty możesz zdecydować, czy posłuchasz serca,
ale nie możesz decydować, czy ono posłucha ciebie.
Kamienie nie pasują do gwiazd. Żaden z nich nigdy nie sięgnął nieba. Nawet miłość nie wystarczy, by wznieść je tak wysoko, bo przeznaczeniem kamieni jest kochać i podziwiać gwiazdy z pewnej odległości.
Lęk, który zagnieździł się we mnie na chwilę, już zgasł. Ufam mu. Ufam temu, co jest między nami. Naszej kiełkującej wspólnej historii i uczuciom.
Kocham jej śmiech. Gdyby nadzieja była dźwiękiem, brzmiałaby jak jej śmiech.
Czarny. A mnie się wydaje, że nie ma potężniejszej nad czerń barwy. Czy nie jest tak, że wszystko wokół, cały świat, wykluł się z mroku? Czerń była tu pierwsza. I być może jest pierwsza w człowieku, w jego duszy, jak grzech.
(…) prawdziwa miłość to zmienianie wad w największe zalety. To marzenia tej drugiej osoby twoim spełnieniem. Jej uśmiech powodem twojej radości. Jej szczęście twoim. Jej łzy twoim cierpieniem. To bycie sobą i całkowita akceptacja. To wybaczanie. Brak wątpliwości i lojalność. Pocieszenie, wsparcie i nieuciekanie od trudności. To dostrzeganie magii w zwyczajnych chwilach. Zawsze śmiech podziwu, nigdy drwiny. Kochanie z dnia na dzień mocniej. To jej odejście twoją śmiercią.
Nadzieja jest jak gwiazda, a każda gwiazda w końcu się wypala. Moja właśnie zgasła.
Miłości chyba i tak nie da się uzasadnić. Po prostu przyszła, a ja nigdy nie chciałam z nią walczyć, (...) była dla mnie największym darem od losu.
Zemsta nam nie służy. Skłaniają nas do niej złe powody, nadmiar nagromadzonych emocji, którym instynktownie chcemy dać ujście, ale właśnie w ten sposób człowiek popełnia błędy.
W chwilach, kiedy masz stracić coś, co wydaje się wszystkim… W tych sekundach bezradności zatapiasz się we wspomnieniach i zastanawiasz się, czy jest coś, co mógłbyś zrobić. Co jeszcze powiedzieć, by zatrzymać to, dzięki czemu chcesz oddychać. I nagle te wszystkie banały z podniosłych piosenek na cześć miłości, z tych łzawych poematów stają się dotkliwie prawdziwe. Uśmiechają się do ciebie, a ty spadasz, spadasz i spadasz. Jak mogłam to przeoczyć?
Można mówić ,,wieczność'' i można znać jej definicję, ale nie poznać jej prawdziwego znaczenia.
Ja, jeśli kiedyś powiem „Kocham Cię”, powiem to na wieki. Tchnę w te słowa życie, które zgaśnie dopiero z ostatnim uderzeniem mojego serca. I będzie tak wieczne, jakim moje istnienie na tym świecie mogło je uczynić.
Dzięki temu, że mogę z nim robić te zwyczajne rzeczy, coraz rzadziej nawiedzają mnie złowieszcze myśli. Coraz więcej chwil ma jakąś wartość.
Czas się nigdy nie zatrzyma, pustka po osobie, którą kochasz, nigdy nie zostanie zapełniona, a tęsknota za kimś, kto posiadł każde uderzenie twojego serca, nigdy nie minie.
Chcieć logicznego kompromisu z kobietą, to jak wykazywać skłonności samobójcze.
Wyzywam cię! Chcesz mnie tu zatrzymać, to dasz mi znak albo spadam stąd. Mamy już późny wieczór, zatem ciekawa jestem, jak tego dokonasz, wszechmocny losie.
Zgubiłeś wędki, kochanie? – słyszę Sky. I ma dokładnie taki sam podstępny ton jak Rudzielec.
Niedobrze. Fatalnie.
– Mają tu wrócić, rozumiesz? – wrzeszczy mój kumpel, goniąc Sky.
Kobieta chichocze i pędzi w stronę lasu.
– Jasne, poszukam ich, jak myślisz, jak daleko mogły pójść? – Z uśmiechem ogląda się na Michaela. – Kiedy widziałeś zaginione po raz ostatni?
Zrozumiałam, że za dużo mi odebrał i jeśli umrę, on nic na tym nie straci, to ja stracę szansę na wszystko. Na cokolwiek.
Kiedyś sądziłam, że można się podnieść po każdym upadku, ale to nieprawda. To, że człowiek znajduje w sobie siłę, by dalej funkcjonować, by wstawać rano z łóżka, uśmiechać się i śmiać, nie oznacza, że się podniósł. Wręcz przeciwnie. Jego funkcjonowanie nie jest życiem. Jest zaledwie brnięciem naprzód ze świadomością, że każdy kolejny krok będzie naznaczony upadkiem i utratą. Wstawanie rano z łóżka nie jest równoznaczne z chęcią rozpoczęcia nowego dnia, a śmiech jest tylko kamuflażem łez. Nie podnosimy się po utracie. Tylko chowamy ją głęboko.
Najczęściej śmieją się ci, którzy mają najwięcej bólu do ukrycia.
Kojarzy się teraz z wulkanem na sekundę przed niszczycielską eksplozją. Coś mi mówi, że jego gniew mógłby obrócić w pył wszystko na swojej drodze.
Bo wiem, że najbardziej boisz się tego, że mógłbyś być taki jak ja.
Jest ostry, prawie zdesperowany w swej brutalności. Jak gdyby miał za zadanie mnie zniewolić. Zawłaszczyć sobie do mnie wszelkie prawa i przeniknąć mnie na wskroś, dotrzeć do najgłębszych zakamarków mojego ciała i duszy, bym już nigdy o nim nie zapomniała.
Miłość jest szczęściem. Szczęście jest iluzją. I kiedy zaczynamy to dostrzegać, zostaje tylko… ból, bo niemożliwe jest schwytanie iluzji, choćbyśmy bardzo tego pragnęli.
Jej brwi podskakują, jak gdyby były połączone bezpośrednio z rozszalałymi myślami.
Nadzieja jest jutrem. Dzisiaj – sprawdzianem, a wczoraj – pokaż środkowy palec.