cytaty z książek autora "Kristy Cambron"
Może piękno zmienia się razem z nami? Nasze marzenia, zapatrywania i plany też dojrzewają.
Nikt nie wiedział, gdzie los zechce uprawiać swoje małe gierki - nawet na wojnie. W jeden dzień straciła wolność i znalazła się w klatce. A za następne dwadzieścia cztery godziny wsiądzie do pociągu w mundurze, i to z człowiekiem, od którego kaprysów będzie zależało każde jej jutro.
To ludzie decydują, komu służą. Jeśli sprzymierzają się ze złem, Bóg im na to pozwala.
(...) Nigdy nie słyszałam o Stwórcy, który by stworzył coś po to tylko, by mieć prawo się tym przechwalać. Jedynie o takim, który zrobił to z miłości.
Julia nie marzyła już o scenie La Scali.
Kiedy zamykała oczy, wspomnienie dam skąpanych w brylantach i odzianych w długie suknie od sławnych projektantów, a także strach wywołany widokiem kołnierzy z insygniami hitlerowskimi we wspaniałej sali koncertowej Mediolanu wyblakły w jej pamięci. Jej publicznością były teraz owoce dzikiej róży. I śpiew ptaków. I pozostałości letniego oleandra, który wciąż trwał, mimo że skończył się jego czas. I drugie kwitnienie jałowca, przesycającego powietrze swoim zapachem. I parasol lśniących drzew, które osłaniały jej kryjówkę w ogrodzie szpitala bonifratrów.
Wojna niwelowała wszystko. Bez względu na wiek, narodowość czy język nie mogła być i nigdy nie będzie tak potężna, żeby pokonać miłość.
(...) każdego, kto znalazł się w szpitalu albo leżał chory w łóżku, nawet jeśli oddalał się od świata do krainy snu, zawsze powinno się trzymać za rękę.
[...] pomyślała o przyszłości, która będzie wyglądać inaczej niż ich teraźniejszość. Takiej, w jakiej Niemcy i Żydzi nie będą już wrogami, a wróbelki Boga będą się troszczyć o siebie nawzajem. W której nie będzie miejsca na nienawiść, bo ludzie będą kochać i pielęgnować w sobie dobro.
Z nieba nad Rzymem polały się łzy, rozsuwając między nimi maleńkie krople deszczu.
... Mój ojciec był lekarzem, więc cos tam wiem o zawartości torby lekarskiej.
- A powiadają, że posiadanie krowy niekoniecznie czyni cię producentem nabiału.
Jej twarz rozjaśniły ciepłym blaskiem łagodne, niemal fiołkowe oczy, wyglądające młodzieńczo dzięki swej głębi. I nawet lata, które wyżłobiły bruzdy na jej twarzy, nie zdołały ograbić ich z niewinności, kiedy zaczęły w nich z wolna wzbierać łzy.
Najwyraźniej siła wyższa uznała za stosowne pozwolić mu być. I to mu w zupełności wystarczało. Rodzaj porozumienia, w myśl którego nie wchodzili sobie w drogę.
Dlaczego życie jest aż tak skomplikowane?
Powinno być znacznie prostsze, z jasną granicą pomiędzy dobrem a złem. Żeby ludzie mogli postępować słusznie i sprzeciwiać się temu, co ich psuje.
...Wojna to wojna. Była krwawa. I bezlitosna. Ale wojna przeciw dzieciom? Dręczyło go to wciąż od nowa, mimo lat spędzonych w tym piekle....
Podniósł ją z ziemi i odsunął jej włosy z twarzy. Złożył na jej czole pocałunek - powściągliwy, ale zamierzony, tak żeby wiedziała, co miał na myśli. I lekki. Tak lekki, że kiedy jego usta dotknęły jej delikatnej skóry, było to jak szarpnięcie niewidzialnej struny gdzieś w głębi jego piersi, z której istnienia nawet nie zdawał sobie sprawy. I gdyby Patrick raz jeszcze zadał mu te same pytania, które ośmielił się zadać w kabinie ciężarówki, Court znalazłby teraz odpowiedź na każde z nich.
- Mam cię... - wyszeptał w jej skroń. - Słyszysz mnie? Mam i cię nie puszczę.
(...) życie jest kruche. Należy je przeżyć w służbie innym, w miłości, idąc za głosem Zbawiciela, który kieruje każdym naszym krokiem stawianym podczas tej podróży.
Szła w stronę szpitala, zastanawiając się, jak to się stało, że taka zwykła wymiana zdań mogła wywrzeć na niej tak wielkie wrażenie. I nawet nie znała jego imienia.
Czy zawsze to on właśnie musi sprawiać innym ból? Czy może mógłby w tym życiu po prostu pomagać, zamiast ranić? Skoro dostrzega to piękno przed sobą - w zachodzie słońca, w spokoju i w jej cichej obecności - owo coś, jakiś wewnętrzny głos szepce mu, że tym razem nie odważy się stracić tej szansy.
- A co, jeśli... naprawdę idzie wojna? - zafrasowała się. - Czy to wszystkiego nie zmieni?
Rzucił jej przeciągłe spojrzenie oznaczające chyba, że duchy pierwszej wojny nadal go prześladują.
- Nie martwiłbym się tym teraz - rzekł. - Jeśli będzie wojna, przyjmiemy to po męsku i rzucimy na wroga wszystko, co mamy, tak jak to zrobiliśmy za pierwszym razem. I nie ustąpimy.
-Tak. Zapewne musimy.
Droga do byłego żydowskiego getta nie była długa - ale jednak dość długa dla dziewczyny na potwornie wysokich obcasach oraz chłopaka starającego się czuwać nad każdym jej chwiejnym krokiem. Widoki roztaczały się przed nimi fantastyczne. A rozmowa okazała się jeszcze bardziej fascynująca.
Wojna to wojna. Była krwawa. I bezlitosna. Ale wojna przeciw dzieciom? Dręczyło go to wciąż od nowa, mimo lat spędzonych w tym piekle.
I jedzenie... Chciałabym móc powiedzieć, że nie masz sobie równych w gotowaniu, ale nie wychowano mnie na kłamczuchę.
Jedynie Rzym może przekonać dziewczynę, że właśnie wkroczyła w krainę marzeń.
Czuł, jakby przez głowę nagle przeleciało mu tysiąc myśli, których sam nie umiał rozwikłać, a tym bardziej teraz się z nią podzielić. Jedno wiedział jednak na pewno - nie mógł stać i patrzeć, jak została zraniona. Co więcej, zraniona w sposób, jakiemu nie potrafi zaradzić.
Chciałbym ci powiedzieć, że śmierć nie wydziera nam serca z piersi za każdym razem, nawet jeśli to obcy człowiek. Ale tak nie jest. Sam się jeszcze z tym nie uporałem.
Kula jej nie dosięgnie, jeśli tylko zdąży ją zasłonić własnym ciałem Wszak już kiedyś wyratował ją z opresji. Gdybyż tylko znowu udało mu się w porę do niej dotrzeć... A potem ciszę oddziału rozdarły ogłuszające dźwięki, których Court nigdy nie zapomni: krzyk dziecka, pojedynczy strzał i wymowny odgłos uderzenia o posadzkę, gdy ciało upadło.