cytaty z książek autora "Marisa De Los Santos"
- No tak, kiedy już doświadczyło się kiedyś cudowności, trudno się przyzwyczaić do jej braku - zauważył.
- Nie tylko trudno - powiedziałam stanowczo. To po prostu niemożliwe.
Jak to możliwe, że taki człowiek w ogóle powstał? Ta właśnie, a nie inna szczęśliwa kombinacja elementów: oczu, rąk, poczucia humoru, miny, którą robisz, gdy starasz się rozwiązać zadanie z fizyki, barwy twojego głosu, jak to możliwe, że to wszystko w ogóle istnieje? I za sprawą jakiej łaski siedzę tutaj i mogę z tobą rozmawiać?
Chcę, żeby było tak już zawsze, nawet jeśli też się we mnie zakocha, daj Boże, ale nawet jeśli tak się stanie, nie chcę niczego utracić. Chcę, żeby to było jedno i drugie, prawdziwa przyjaźń i prawdziwa miłość, równocześnie.
Rzecz w tym, że choć tego nie chciałam - a przez lata wręcz się przed tym wzbraniałam - wiąż żywiłam do niego miłość. Czy raczej miłość żywiła się mną. Nie posunęłabym się do twierdzenia, że nadal go kocham - bo nie była to miłość czynna, którą można by określić za pomocą czasownika. Ta miłość po prostu we mnie tkwiła niewzruszona - resztkowa i bezużyteczna jak zęby mądrości lub kość ogonowa , lecz wciąż na tyle silna, że gdy usłyszałam w telefonie jego głos, serce zatrzepotało mi z nadzieją - aż miałam ochotę je szturchnąć.
-Następnym razem możesz się nie krępować - stwierdził. - Jasne, z tobą na plecach opór będzie trochę większy, ale nie miałbym nic przeciwko.
Przepełniła mnie radość, co chyba widać było po mojej twarzy.
-Co?
-Moje dwa ulubione słowa - powiedziałam.
-"Większy opór"?
-"Następnym razem".