cytaty z książki "Nagi sad"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Bo kiedy człowiek nic nie może,to zawsze może się jeszcze oszukać.
Dzięki innym nasze życie zostaje przedłużone o ich pamięć.
Jeśli nawet na los swój człowiek może nie mieć wpływu, to przynajmniej może mu wyrozumiałość okazać, dzięki czemu z ofiary staje się ofiarodawcą, bo zyskuje przewagę własnej świadomości nad własnym życiem, i to jest najcenniejsze jego zwycięstwo.
(...) żniwami można się przecież od wszystkiego wymówić: od miłosierdzia i od podwody, od niedzieli, od wolnej woli, od śmierci nawet. Żniwa już mają to do siebie, że więcej z nich człowiek usprawiedliwienia zbiera niż chleba. Dla żniw nawet Pan Bóg miał mieć podobno wyrozumienie, bo kiedy się raz pewien człowiek dostał przed Jego oblicze, a ten powsiadł na niego, że nie dopełnił pokuty, chłop rzekł: "Panie Boże, żniwa miałem". I zawstydził się Pan Bóg.
Nieraz nawet myślałem, czy nie lepiej nic nie wiedzieć, nie widzieć nic na tym świecie, i zazdrościłem, nieszczęsny, ojcu, jego mądrej niewiedzy, tej mądrości niejako przyrodzonej, tej jedynej uczciwej mądrości, na jaką stać człowieka.
(...) bo już taki się zwyczaj utarł, że każdy ma swoje dzieciństwo, młodość, wiek dojrzały, a niektórym tego nawet za mało i mają jeszcze nadzieję na wieczność.
Nic tak przecież zmęczenia nie koi jak śmierć, przytulniejsza od pierzyny.
... w każdym z nas tkwi jakieś dziwne pragnienie przynależności.
(...) bo tylko cisza godna jest słów, tylko w ciszy słowa znaczą to, co się przez nie pragnie. A kto zna dobrze wieczorną ciszę, ten wie, że się ta cisza sama wsłuchuje w człowieka, w jego milczenie, myśli, życzenia. W tej ciszy słychać, jak stół stoi, jak obrazy wiszą na ścianach i jak garnki obsychają na kuchni, a mleko zsiada się w gliniankach, słychać jak mróz bierze na noc i ogień stygnie pod blachą, jak się nafta w lampie z płomieniem liże, a pisklęta klują się z martwoty w opałce pod stołem. W takiej to ciszy rodzą się przeczucia, szmery przemieniają się w przestrogi, a senność w śmierć.
... przychodzę jak do sąsiadów w zimowy wieczór, żeby się trochę ogrzać, trochę z ludźmi pobyć, mimo że mnie tam nie czekają ani miłują, bo zjeść nawet przy mnie nie ma jak, ale przyzwyczaiłem się jakoś i zachodzę wciąż w nadziei, że będą dzisiaj weselsi, a przyłączę się do ich radości, że pogrążonych zastanę w zgryzocie, a przyłączę się do ich zgryzoty, w bólu ich znajdę, więc do bólu się przysiądę, i może darują mi to najście, bo cóż mi pozostało prócz nadziei, że się gdzieś zdołam przyłączyć i jakoś czas zleci.
Ludzie lubią tylko takie pory, kiedy ich słowa jeszcze coś znaczą, albo kiedy jest już po wszystkim i sama obecność wystarcza...
Czyż więc pamięć ludzka może wyznaczać prawdziwość rzeczy? Czyż pamięć nie dostarcza człowiekowi więcej zadośćuczynienia niż świadectwa? Może takie jest jej przeznaczenie, a może rzeczy muszą się w niej dostać, oswoić, udobruchać, aby stały się prawdziwe. Może prawdziwość rzeczom wyznacza dopiero nasza tęsknota za nimi, nasz żal, nasze w nich odnalezienie się, bo na co dzień jesteśmy w rzeczach jedynie zagubieni, błąkamy się wśród nich, nie odróżniając ich od siebie, siebie od nich. Może to poprzez pamięć chcemy rzeczom zapewnić teraźniejszość naszą, tę jedyną możliwą wieczność, bo tylko teraźniejszość jest prawdziwa w życiu człowieka, tylko w niej jednej doznajemy naszej obecności, niekiedy bolesnej.
Ale bardziej czuję się tam gościem niż domownikiem, że niekiedy zwątpienie mnie prześladuje, czy kiedykolwiek byłem poza tą starością moją, poza tą teraźniejszością, czy doświadczyłem kiedykolwiek swojego dzieciństwa, młodości, czy je miałem, jak to ludzie mieć zwykli, czy też znam je tylko ze słyszenia, z pamięci?
Byłem tylko taki, jakim mnie zmyślił, bo jedynym moim istnieniem, do którego się przyznaję, było to zmyślenie jego, temu zmyśleniu zawdzięczam siebie, ale i taki już na całe życie pozostałem. Ani on mnie innego nigdy nie dostrzegał, ani ja tego zmyślenia nie opuszczałem na krok, nawet mi się nigdzie siebie szukać nie chciało poza tym.
A ludzkiego współczucia trzeba się strzec i strzec się trzeba, gdy spostrzeżesz, że życzliwość ludzka staje się szczodra, gdy wyrozumiałość innych przerasta twoją wyrozumiałość, gdy już żalu do ciebie nikt nie ma, gdy nawet szczerości nie mają ci ani za złe, ani za dobre, bo szczerość twoja nie jest już nikomu potrzebna, ani przykra dla nikogo, ani groźna, więc szczery być możesz do syta, bo to tylko starość, a starość jest przecież rozgrzeszeniem.
Skąd mogłem wiedzieć, że książki nie są martwe, lecz jak stworzenia, przewrotne, podstępne, nieżyczliwe, bo gdy nie mogą strachem zmóc, wtedy cię kuszą, obiecują więcej niż mogą, niby otuchy ci dodają, a zwodzą, wciągają cię w tę swoją mądrość niby jasną, przestronną jak pańskie pokoje, lecz kiedy się dobrze rozejrzysz, widzisz, żeś w zwątpienia spętany. Pozwalają ci nawet sądzić, że bliski jesteś mądrości, chociaż ty się tylko oddaliłeś od swojego prostego spokoju. Szukasz jasności, a tymczasem mądrość ma wiele twarzy.
Ani żałować nie musiał swoich zemst, przekleństw, nienawiści, ani korzyć się za nie przed nikim, a jeśli, to tylko przed samym sobą, lecz wiadomo przecież, że od siebie samego wszystko człowiek znieść może, jeszcze w tym zadowolenie znajdzie, bo gdy się nawet obwinia, to nie dla wymierzenia kary, tylko dla ulgi. Łatwiej sobie samemu nie przebaczyć niż od innych przebaczenie przyjąć.
Miał przecież tyle silnej woli w sobie, że trudno byłoby przypuścić, aby nie potrafił czegokolwiek znieść, a tym bardziej siebie samego.
A może już tak jest, że lepiej nam w czyimś życiu, najbezpieczniej, najspokojniej, zacisznie, ani martwić się o nic dla siebie nie musimy, ani pragnąć, ani żałować niczego, jak u Pana Boga za piecem, tyle tylko, że przybrani jesteśmy. Bo ze swojego coś wiecznie wypędza, w sowim tylko pustki i niespełnienia, w swoim strach ciągły, niezgoda, troski, w swoim nawet świadomość dokucza.
A ludzkiego współczucia trzeba się strzec i strzec się trzeba, gdy spostrzeżesz, że życzliwość ludzka staje się szczodra, gdy wyrozumiałość innych przerasta twoją wyrozumiałość, gdy już żalu do ciebie nikt nie ma, gdy nawet szczerości nie mają ci ani za złe, ani za dobre, bo szczerość twoja nie jest już nikomu potrzebna ani przykra dla nikogo, ani groźna, więc szczery możesz być do syta, bo to tylko starość, a starość jest przecież rozgrzeszeniem.
Nie mogłem się pogodzić, że już nie należę do niego, lecz sam sobie jestem. Posądzałem go, że mi tę wolność za karę zostawił, mszcząc się w ten sposób może nie na mnie, lecz na swoim życiu, bo z tą wolnością jak z winą się czułem. Widocznie w każdym z nas tkwi jakieś dziwne pragnienie przynależności.
Bo samo życie bez wyrozumienia, niczym jeszcze nie jest, potrzebuje choćby czyjejś pamięci, czyjegoś świadectwa, a niekiedy i tej przyjaznej łatwowierności, która je obłaskawia, niejednego przymknięcia oczu, wybaczeń, bo jak mu się zaufa, takie i jest, i ciepła niemało, a przede wszystkim dobrego słowa nawet i złudnego, a nie tylko przygany.
... bo największym jest przekleństwem, gdy musi człowiek tylko słuszność czynić.
Bo kurtka wisiała na krześle,nie ruszona,i onuce walały się po ziemi tam,gdzie je rzucił wieczorem,znak,że buty wzuł na przyboś.
A może już tak jest, że lepiej nam w czyimś życiu, najbezpieczniej, najspokojniej, zacisznie, ani martwić się o nic dla siebie nie musimy, ani pragnąć, ani żałować niczego, jak u Pana Boga za piecem, tyle tylko, że przybrani jesteśmy. Bo ze swojego coś wiecznie wypędza, w swoim tylko pustki i niespełnienia, w swoim strach ciągły, niezgoda, troski, w swoim nawet świadomość dokucza.
Szczęście, gdy możemy choćby tylko znaleźć się w czyimś życiu, przynajmniej wynieść z niego wspomnienia, jeśli nie nogą wstąpić, to choćby pamięcią, po kryjomu nawet, bez niczyjej wiedzy ani domysłu, nie zauważeni ani podpatrzeni. Może dzięki samej naszej obecności w czyimś życiu spełnia się po trosze i nasze życie. Bo czymże byłby człowiek ogołocony z radości innych, z ich pragnień, bólów, z ich myśli i niedoczekań, z ich potępienia czy nawet pogardy. Dzięki płomieniom nawet słoma może stać się ogniskiem. Dzięki innym nasze życie przedłużone zostaje o ich pamięć.
Ale czyż jest szczęśliwsze złudzenie niż dzieciństwo? (...) Tam za wszystkie wiary starcza ta jedna prosta, lecz jakże mądra, że wszystko jest w rękach ojca, bo ojciec, najzwyklejszy nawet ojciec, wszystko może, sprawić i pocieszyć, że dziwi się człowiek, po co go jeszcze do Boga przymuszają.
Czyż pamięć nie dostarcza człowiekowi więcej zadośćuczynienia niż świadectwa? Może takie jest jej przeznaczenie, a może rzeczy muszą się w niej odstać, oswoić, udobruchać, aby stały się prawdziwe. Może prawdziwość rzeczom wyznacza dopiero nasza za nimi tęsknota, nasz żal, nasze w nich odnalezienie się (...).