cytaty z książek autora "Marci Lyn Curtis"
Jasne, coś się zmieniło, ale nie ja, tylko to, na co zwracam uwagę, o czym myślę. Przecież pod wpływem okoliczności nie stajemy się innymi ludźmi, po prostu dowiadujemy się o sobie nowych rzeczy.
Nie przepadam za bukietami. Kwiaty są w porządku, ale jak ktoś je zerwie i ułoży, zaczynają mnie stresować. Stają się wręcz trochę przerażające, jakby mówiły: „Ach, proszę, podziwiaj mą urodę, gdy ja będę powoli konać”. To chyba był jakiś omen; gdy się cofnę pamięcią, to gdy poznałam Benjamina Miltona, akurat stał obok wazonu. Nie widziałam już wtedy od pół roku i przez ten czas ani razu nie natknęłam się na taką sytuację.
Większość widzących zakłada, że niewidomi widzą tylko czerń. Mylą się. Ci całkiem niewidomi nie widzą kompletnie nic. Ani czerni, ani szarości. Kiedy więc siadałam w poczekalni u pana Sturgisa, nie miałam pojęcia, jak wygląda ten bukiet. Wiedziałam tylko, że stoi na biurku, przy którym się meldowałam. I że pachnie dość podejrzanie, jak wyfiokowane staruszki, obstawiałam więc, że są w nim gardenie. [...]
Nigdy nie widziałam pana Sturgisa, mojego kuratora. Wyobrażałam go sobie jako bardzo wysokiego faceta, który włosy spina w cienką kitkę, na nogach nosi znoszone męskie chodaki, a do tego ma trochę wyblakły tatuaż z pacyfką. Niestety, dziadek twierdził, że jest gruby, łysy i nosi spodnie za krótkie o dwa centymetry… paskudne. Jak ktoś jest niewidomy, widzi ludzi takimi, jakimi są naprawdę.
Czytam tylko to, co jest śmieszne i dobrze się kończy. Nie znoszę smutnych, depresyjnych ani strasznych książek. Od tego jest życie.
Wiem, dlaczego tak kochasz niebo. Dzięki niemu człowiek ma wrażenie, że istnieje. Są rzeczy, których się nie widzi. Tak jakby wszechświat nosił wielką tajemnicę, którą można poznać, jeśli się będzie dostatecznie długo wpatrywać w niebo.
- Chciałabym po prostu - zaczęłam, myśląc o łańcuszku zniszczonych przyjaźni - pewne rzeczy zrobić inaczej. - Te słowa nie niosły wiele treści, ale błagały ją, wyciągały do niej niewidzialne ręce, chciały sięgnąć poza dzielącą nas przepaść.
- Wszyscy byśmy chcieli - odparła.
Każdy musi mieć Coś swojego. Coś co pozwoli mu żyć z radością i nadzieją...
Ben ostatnio oznajmił, że chwile tuż przed wielkim wydarzeniem są bardziej niesamowite niż ono samo. Byłam gotowa uwierzyć.
Nie przepadam za bukietami. Kwiaty są w porządku, ale jak ktoś je zerwie i ułoży, zaczynają mnie stresować. Stają się wręcz trochę przerażające, jakby mówiły: "Ach, proszę, podziwiaj moją urodę, gdy ja będę konać".