cytaty z książek autora "Suki Kim"
Jeśli będziesz tak ciągle gonić z miejsca na miejsce, któregoś dnia, zajedziesz za daleko, żeby wrócić".
Pamiętaj, że dla świata jesteś jedna osobą, ale dla mnie jesteś całym światem".
Kiedy niczego nie można wyrazić otwarcie, człowiek nabiera wprawy w interpretowaniu ciszy".
Czasami im dłużej siedzi się w więzieniu, tym trudniej sobie wyobrazić, co jest możliwe poza jego murami.
Przebywanie w Korei Północnej było doświadczeniem głęboko depresyjnym. Nie dało się tego ująć inaczej. Zamknięta granica nie kończyła się na 38 równoleżniku, ale była wszędzie, w sercu każdego człowieka, blokowała przeszłość i dławiła przyszłość.
Rezygnacja to nałóg, w dodatku zaraźliwy.
Przymusowa rozłąka dręczy tych, którzy jej doświadczyli, długo pod samym momencie rozdzielenia. To trwający wiecznie akt przemocy.
My, ludzie, jesteśmy niedoskonali. Zmieniamy się tak szybko, co sekundę, co miesiąc, co rok. (...) Sądzę, że bycie człowiekiem, z rozwijającym się w nieskończoność umysłem, oznacza bycie otwartym.
Kiedy w młodym wieku tracimy dom, przez całe życie szukamy czegoś, co mogłoby go zastąpić".
Strach może dopaść nas wszędzie, ale w Korei Północnej towarzyszy mu jeszcze poczucie osamotnienia.
Podkreślanie, że jedna Korea Północna ma się świetnie, podczas gdy inne kraje zostają w tyle, wydawało się niemal obsesją.
Kiedy niczego nie można wyrazić otwarcie, człowiek nabiera wprawy w interpretowaniu ciszy. Czytałam ich milczenie, a oni czytali moje.
Chciałam, żeby odnosili się do własnych czynów, mówiąc „ja”, a nie „my”, ale tutaj nie było żadnego „ja”. Nawet „my” nie istniało bez pozwolenia Wielkiego Przywódcy.
Kiedy jest się odciętym od świata, każdy dzień staje się dokładnie taki sam jak poprzedni. Ta jednostajność wyżera ci duszę, aż zmieniasz się w oddychającą, harującą, konsumującą rzecz, która budzi się ze słońcem i zasypia wraz z zapadnięciem ciemności. Pustka pogłębia się z każdym wlekącym się dniem, a ty stajesz się coraz bardziej niewidzialny i nieistotny.
Dla imigrantów żal może się stać sposobem na życie.
Mówił, że liczy dni dzielącego od powrotu. Niejedno w życiu widział, był w wioskach w Chinach, w których 10 osób spało w jednej izbie, a trzech braci miało tylko dwie pary spodni i nosiło je na zmianę, a jednak nigdzie nie było tak źle jak tutaj. Zapytałam dlaczego.
- Nie ma wolności- westchnął.- Bez przerwy nas obserwują. Wiem, że nagrywają wszystko co mówimy i mają na nas teczki, i przez cały czas potwornie się czuję. Po prostu źle, nieswojo. Nie chodzi o to okropne jedzenie ani o materialny brak wszystkiego. Tylko o elementarne człowieczeństwo. Brakuje go tutaj.
Powroty rzadko są takie, jak sobie wyobrażaliśmy".
Chyba już dawno przyzwyczaiłem się już do tego, żeby po prostu wierzyć we wszystko, co słyszę".
Byłam równie oniemiała jak moi studenci. Nie mogłam powiedzieć, kiedy ściskałam dłoń każdego z nich: „Wyjedźcie z tego przeklętego miejsca. Zostawcie swojego przeklętego Wielkiego Przywódcę. Wyjedźcie albo przewróćcie to wszystko do góry nogami. Proszę, zróbcie coś”. Zamiast tego płakałam. I uśmiechałam się. A każdy student patrzył mi w oczy i odpowiadał uśmiechem. To było nasze pożegnanie.
Oczywiście KRLD celowo infantylizowała swoich obywateli, robiąc z wszystkich bezradne, bezsilne istoty, uzależnione od państwa.
Wróciłam do swojego pokoju i włączyłam Centralną Telewizję Chosun, która pokazywała powtórkę obwieszczenia. Prezenterka w czarnym hanboku siedziała przy biurku, płacząc, i przekazywała wiadomość narodowi. Kim Dzong Il – Sekretarz Generalny Partii Pracy, Pierwszy Przewodniczący Narodowej Komisji Obrony KRLD i Najwyższy Dowódca Koreańskiej Armii Ludowej – doznał zawału serca w pociągu, podczas jednej z gospodarskich wizyt w terenie. Pracował dzień i noc, był więc przemęczony zarówno fizycznie, jak i psychicznie, a wszystko to z powodu wszechogarniającej troski o budowanie potężnego i kwitnącego socjalistycznego kraju, o szczęście swego narodu, zjednoczenie Korei i niepodległość wszystkich narodów świata. Zmarł o godzinie 8:30 dnia 17 grudnia 100 roku dżucze.
Wzajemna lojalność partnerów wydawała się nieograniczona, dlatego ich zdolność zmieniania sojuszy z dnia na dzień sprawiała dziwnie bezduszne wrażenie. Także łatwość, z jaką przychodziło im wykonanie rozkazu, żeby natychmiast zostać czyimś najlepszym przyjacielem, wydawała mi się nienaturalna.
Patrzyłam na twarzy pastora i parafian, które nie zdradzały niczego. Wszystko to był teatr, a ja także brałam udział w przedstawieniu. Oni udawali, że są chrześcijanami, a my udawaliśmy, że im wierzymy. Przypomniałam sobie, że na PUST kazano nam się modlić w sekrecie, z otwartymi oczami. Tutaj sytuacja się odwróciła: nasza grupa modliła się otwarcie, a miejscowi odgrywali farsę. Może kiedy mówili o Bogu, podstawiali sobie w duchu słowa "Kim Dzong Il".
Kiedy już opatrzą nam się żywe obrazy "kimdzongilek" i "kimirsenek" czy sierpów i młotów formowane przez dziesiątki tysięcy dzieci, chcąc nie chcąc zaczynamy myśleć o niezliczonych godzinach prób, do których te dzieci były zmuszane.
Z Koreą Północną zawsze tak było. Przypominała zaniedbującego nas chłopaka, na którego obecność nigdy nie można liczyć, więc trzeba zawsze wykorzystywać okazję do spotkania się z nim, kiedy akurat mam czas.
... myśl, że nigdy już nie zobaczysz swojego dziecka jest niedorzeczna. Bo w naszym świecie nic nigdy nie ginie bez śladu.
Robiłam się nieostrożna. Byłam tu od ponad miesiąca, a po takim czasie nawet w więzieniu zaczynamy czasem czuć się jak w domu.
Miałam proste życzenia. Chciałam, żeby moi studenci mieli ładne, ciepłe ubrania i świeże mleko i żeby można było włączyć światło, kiedy robi się ciemno, albo przynajmniej żeby wystarczyło dla wszystkich latarek i baterii. Chciałam lepszego jedzenia dla tych chłopców, którzy jeszcze rośli, i ogrzewania, żeby nie marzli. Czasami zaspokojenie ich podstawowych potrzeb- światła, ogrzewania, pożywnego jedzenia- wydawało się równie ważne, jak danie i wolności.