cytaty z książek autora "Agnieszka Szpila"
Nie ma na świecie takiego prawa, w imię którego można zmieniać na siłę drugiego człowieka.
Życzę źle wszystkim lekarzom, którzy zaniedbują swój obowiązek poszerzania wiedzy o wszelkie nowe publikacje naukowe - nawet jeżeli dostępne są na razie tylko w sieci. Miną wieki zanim zostaną przetłumaczone na język polski, bo nasi lekarze mają inne zadania do wykonania - wakacje na wyspach pod pretekstem konferencji naukowej poświęconej kolejnemu preparatowi wprowadzanemu na rynek przez ultrabogaty koncern.
Potencjalny morderca jest w każdym z nas. Warto go w sobie uszanować i uznać, bo czasem ten właśnie morderca może uratować nam życie.
Kupa i płacz to narzędzia tortur małego człowieka, które on uwielbia testować na dorosłych. Którymi zawsze wygrywa.
Byłam Żydem ukrywającym się we własnym domu na własne życzenie, a przyjęcie roli stereotypowo rozumianej ofiary opresji było moim największym błędem. To był error w samym zarodku. Im bardziej bowiem gramy ofiarę, tym bardziej robimy z drugiej osoby kata, oddając mu tym samym moc. Po co? Jeśli chcemy umrzeć albo siebie zamęczyć, zróbmy to sami. Miejmy odwagę! Stać nas na to. Nikt nie będzie dla nas lepszym katem i terrorystą od nas samych (s.20).
Im bardziej bowiem gramy ofiarę, tym bardziej robimy z drugiej osoby kata, oddając mu tym samym moc. Po co? Jeśli chcemy umrzeć, zróbmy to sami. Miejmy odwagę! Stać nas na to. Nikt nie będzie dla nas lepszym katem i terrorystą od nas samych.
Matki to byty, które nie mogą istnieć bez uziemienia. Gdy tylko matka postanawia na moment odfrunąć - w picie kawy na tarasie, czytanie choćby krótkiego artykułu w "Wyborczej", nie wspominając o rozdziale książki, w malowanie paznokci u zrobionych u pedikiurzystki raz na kilka miesięcy stóp, dziecko natychmiast wyczuwa jej mentalną nieobecność, jej próbę wyrwania się z domowego kieratu i trybów machiny zasilanej bezwzględną rutyną i powtarzalnością i robi, co może, by brutalnie to przerwać, popsuć, by odzyskać stuprocentową uwagę matki, jej całe biopole, jej całe jestestwo.
(...) jeśli się komuś wydaje, że można kogoś na siłę zmienić albo walczyć z jego słabościami, zmorami, nałogiem, to niech sobie wtedy ów ktoś od razu uwiąże na szyi stryczek, bo będzie miał z takiego myślenia wielkie rozczarowanie, i niech od razu sięgnie po Księgę Ezechiela. I przeczyta cytowany na samym początku ustęp o cedrze. [Ez31,7-14] Nie ma na świecie takiego prawa, w imię którego można zmienić na siłę drugiego człowieka (s.22).
Potężny upadek to najpiękniejszy moment w życiu człowieka. Upadek jest często ponownym przyjściem na świat. Jednak wszystko to widać dopiero wtedy, gdy się przestanie walić głową w swój własny chiński mur i płakać. Z bezradności. Z bezsilności. Z poczucia swojej absolutnej bezwartościowości. I wtedy zaczyna być pięknie. Wtedy jest alchemia. Wtedy z całego gówna w nas, z emocjonalnego popapaństwa i syfu, które przywiodły nas do piekła, zaczyna wytapiać się złoto (s.23).
Na myśl o nadchodzącej katastrofie popadamy w szarocień. To najbardziej depresyjna z barw, którą przybieramy bezwiednie, komunikując temu drugiemu: „jest mi, kurwa, przesmutno”. Żeby się jej pozbyć, musimy świadomie iść w światłoczułość i miłość.
Trzeba patrzeć, by widzieć, patrzeć niezwykle uważnie - w głąb, z ukosa, a nie po powierzchni, by dojrzeć całego człowieka, nie zaś objawy, które często przykrywają prawdziwą tożsamość i piękno.
Bestię w sobie trzeba trzymać krótko i nieustannie poddawać tresurze. W innym wypadku po ulicach chodziliby wcale nie ludzie, lecz wilki, rzucające się sobie do gardła przy byle okazji.
Samobójstwa to sprawa raczej miejska. Ludzie na wsi nie mają po prostu na to czasu.
[...]matka jest przecież w jednym biopolu z dziećmi. Chora matka to chore dzieci. Smutna matka to smutne dzieci.
(...) co jak co, ale komfort psychiczny dla mnie to crème de la crème egzystencji i może gdzieś na starość dane mi będzie go wreszcie polizać. Ale jeszcze nie teraz, o nie - tego w mojej księdze życia jakoś jeszcze nie zapisano. Klucze od tego komfortu Bóg zawsze nosi przy dupie, w tylnej kieszeni spodni, i bardzo pilnuje, by nie trafiły w niepowołane ręce.
Tego dnia, kiedy ile do lasu, sama chcę być drzewem, chcę pozbyć wie tego, co we mnie uschło. Zrzucić wszystkie swoje martwiaki. Chcę się pozbyć tego, co jest bez życia, co nie zdążyło wyrosnąć, co się przepoczwarzyło - wszystkiego., czym zahaczam, co wadzi, z czym trudno iść dalej.
Zabijaliśmy siebie słowami, bardzo powoli, najpierw krwawiło nam serce, a potem dopiero mózgi, i z tej krwi lepkiej jak syrop tussipect i gorącej jak lawa robiliśmy sobie kroplówki, by jeszcze przez chwilę nie skapitulować i jeszcze raz zawalczyć o życie razem, w imię Boga, honoru, tego co ludzie powiedzą, karmy i kolejnego wcielenia, lecz nie za bardzo ojczyzny (s.16).