cytaty z książek autora "Piotr Jedliński"
Z kolei na biologii uczą dzieciory, jak rozpoznawać mitozę, mejozę, glikozę, fruktozę... Niestety, nie uczą ich jak rozpoznać mendozy i chujozy. I dlatego w przyszłości połowa z nich wpakuje się w różne Amber Goldy, a druga połowa da się naciągnąć na fenomenalne produkty inwestycyjne.
Mogliby im zrobić takie króciuśkie zajęcia wyjaśniające, że nie ma czegoś takiego jak pewny zysk, sprawny Windows, wyjście na jeden browar; nie ma czegoś takiego jak inteligencja wojskowa, ładna Niemka, miłość od pierwszego wejrzenia. A już na pewno nie ma czegoś takiego jak miłość od pierwszego spojrzenia na ładną Niemkę po jednym browarze.
Oczywiscie wiadomo, że świat wisi na wtosku, bo krążą różne koronawirusy, roztapia się Arktyka, a do tego jeszcze dwa najważniejsze guziki atomowe są w rękach wyjątkowych popaprancow: Donalda, któremu nerwy puszczaja co pół godziny, i ponurego Władimira, któremu powoli robi się już wszystko jedno i który niewykluczone, że napisał w testamencie, by wraz z jego respiratorem wyłączyć cały ten bajzel, bo po chuj ma sie to kręcić bez niego.
I biegł. Biegł, a nieprzenikniony mrok otwierał swoje podwoje, by zamknąć się zaraz za plecami Kałasznika. Wirowały w aksamitnej czerni odcienie jaśniejsze, podrygująca latarka chirurgicznie cięła ciemność, skupiona wiązka światła wyłuskiwała przeszkody i nadawała sens ledwie widocznym kształtom. Biegł, na chwilę zapomniał o poranionej nodze, o rozsądku, o wszystkim poza samą istotą biegu. Za nim kroki, szczęk broni i pancerzy, żołnierskie nawoływania, coraz cichsze, coraz dalsze, coraz bardziej stłumione.
Biegł.
Prawdziwy mors nawet w stanie krańcowej hipotermii ma obowiązek wesoło się uśmiechać i przed zgonem namawiać innych, by koniecznie tego spróbowali.
Idą, idą, idą legioniści...! Będą, będą wisieć komuniści...! Rozstrzelamy, rozwalimy, tałatajstwo my zgnoimy...!
Elżbietka prychnęła i załamała ręce; nagły gest mało nie sprowokował czarołowczego do strzału.
– Skoro Bóg stworzył wszystko, to czemu pozwolił czarciej magii na przesiąknięcie do świata, hę?
– Ha! Żałosne! Nie potknę się o twoją podstępną teodyceę!
– Matko Boska!!! A co to takiego?
– Teodycea! – powtórzyła Kornikowa. – Pewnie jakaś papieska klątwa!
Abrakaramba... Cholera... Jak to szło...? Abrakarabda... Tfu, szlag. Abrakadabra, gdzie mord i makabra, gdzie miejsce dla katuszy, dajże mi siłę w uszy, by słyszeć konkrety, by poznać sekrety!
Umieranie, skonstatował, to dziwna sprawa. Niby mówią, że widzisz życie, że odtwarza się jak w tych przedwojennych dziwactwach, w ruchomych obrazkach... w filmach. A tu nic, pustka, pamięć wykastrowana.
I w polu widzenia pojawiły się smugi światła, a władały nimi potwory najstraszniejsze, bo ludzkie.
Miron odchrząknął. Podsunął taborecik i usiadł naprzeciw Lucyny.
– Gratuluję pomyślunku, ale są rzeczy, które pani umykają. Moje długi nie wynikają z rozrzutności. Co pani robi z pieniędzmi, jeśli – ha! – ma ich pani nadmiar?
– Zaszywam w poduszce – odparła Lucyna. – Ale w życiu jej pan nie znajdziesz!
– Pani oszczędza pieniądze. To zrozumiałe. Lepiej oszczędzać, niż żyć bez grosza na czarną godzinę. Ale to nadal bieda. Biedni oszczędzają, bogaci inwestują. Ja też oszczędzałem… ale wreszcie odważyłem się zaryzykować. Zainwestowałem. Najpierw swoje pieniądze, potem cudze… Niestety. Moja odwaga zderzyła się z realiami świata, który nie pozwala rozwinąć skrzydeł. Długi, jakich sobie narobiłem, to pochodna niezależnych ode mnie okoliczności. Przemijających nagle boomów, zmieniających się z nagła trendów… Ja, proszę pani, zostałem obrabowany przez niestabilny Rynek, przez miliongłową Hydrę Giełdy, przez Nieszczęście zaklęte w liczbach. I od tamtej pory biorę los we własne ręce.
– Okradli cię na rynku? – Kornikowa żachnęła się. – U nas w Ośliborzu też kradną, zafajdańce… Chociaż ja wolę uczciwych kieszonkowców niż znachorów porywaczy.
Jeśli ktoś twierdzi, że pieniądze szczęścia nie dają to znaczy, że nie umie ich wydawać.
Wtedy rozpętało się piekło.
Nie była to infernalna wersja szatańskiego podziemia, nie był to podzielony na dziewięć kręgów kombinat diabelskich mąk, ale Michalina wiedziała, że są rzeczy gorsze niż siarczane doły i pola cierpiących grzeszników.