cytaty z książek autora "Levi Henriksen"
... można sobie zrobić wakacje od życia, byle człowiek nie zapomniał, gdzie jest jego dom.
W podróżowaniu najlepsze jest to, że ma się dom, do którego się wraca”.
Czasem osiąga się większy sukces, ponosząc porażkę niż powielając sukces.
..Dan nagle uświadomił sobie,że wszyscy ludzie są sami, że wszystko przemija.Przyzwyczaił się do tego,że życie zmienia się jednym pstryknięciem palcami.Rodzice-jednego dnia, w jednej chwili są przy nim, a w następnej już nie".
Gdy Dan uruchamiał samochód po wieczorze przy kawie i saksofonie, wieczorze, pod koniec którego Markus Grude sam grał na instrumencie, pomyślał,że każdy musi nieść swój krzyż.Wszyscy żyją w przeświadczeniu,że los lub życie powinny potoczyć się zupełnie inaczej".
Czasem łatwiej jest zamartwiać się o innych niż zająć się własnym życiem.
Miał wrażenie, że nigdy wcześniej nie widział tego miejsca. Miał wrażenie, że zawsze tak stał. Był wszędzie. Nie był nigdzie. Miał wszędzie równie daleko. Był tutaj.
Dopóki mówi się o zmarłych, ci nigdy nie umrą, bez względu na to, jak długo leżą w ziemi.
Być może to realiści budują na świecie drogi i mosty, ale to nie oni prowadzą nimi ludzi.
Jazz jest jak góra lodowa, większa część leży pod powierzchnią.
- Zimą oddycham pełną piersią. Dni stają się większe.
- Większe?
- Tak. Wyższe. i szersze. Widać dalej. Wszystko staje się jaśniejsze. Wyraźniejsze.
W wieczór sylwestrowy zawsze jestem zdołowana. Wszyscy inni doskonale wiedzą, co zrobią z resztą życia, tylko nie ja.
Noworoczne uczucie pustki, uczucie, że nic nie przytrafia się temu, kto na coś czeka, zwykle przygniatało go jak ziemia wieko trumny...
Właściwie tak wyglądało całe jego życie. Jak album pełen luźnych zdjęć, świstków papieru, na których zapisywał luźne myśli, wycinków z gazet, które w tamtym miejscu i czasie wydały mu się interesujące, a teraz, po latach, przypominały fragmenty różnych ukłądanek.
W końcu nie każdy obiad zaczyna się od próby zabicia kucharza.
Znów przytłacza mnie znajome uczucie, że coś mi dolega, że czegoś mi brakuje. Czasami mam wrażenie, że bardziej interesuje mnie, aby mieć za co umrzeć, niż po co żyć. Jakbym zawsze był o krok z tyłu za czymś, co się naprawdę dzieje, albo o krok z przodu.
(...)zawsze miałem swój sposób na pozostanie w samotności, nawet wtedy, gdy jestem z innymi.
Dobrego człowieka miłość zawsze najbardziej rani.
W głębi tej kobiety, którą się stałam, jest dziewczynka, która zabłądziła.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, to nie jej oczy błyszczały od łez. Zastanawiałem się, co sprawia, że ludzie w tak różny sposób radzą sobie z przeciwnościami losu. Znałem takich, którzy szli na dno po zderzeniu się z pierwszą niewielką falą, natomiast inni trzymali się mocno steru, zaliczając sztorm za sztormem.
- Dlaczego rozmawiasz ze sobą?
- Bo wtedy dostaję mądre odpowiedzi.
Z głośników umieszczonych wysoko pod sufitem popłynęła gęsta, hermetyczna, klejąca się muzyka. Muzyka, która zaczynała się od parkietu i szła prosto do nóg, nie potrzebując żadnego objazdu przez serce, żeby znaczyć coś dla ludzi.
On sam był nieszczęściem, które tylko czeka, żeby się przydarzyć.
Przypomniał sobie, jak to było, gdy budził się, ale nie sam, gdy kłamstwa, które poprzedniego dnia udawały prawdę, tkwiły w ustach jak jedwabny nalot.
W drodze donikąd, zawsze bliżej niż dalej, a potem bladym świtem do domu, żeby obudzić koguta.
Podczas gry na instrumencie strunowym lewa ręka jest artystą. To ona myśli. Prawa jest tylko pracownikiem fizycznym.
Przypadek i przeznaczenie zawsze będą częścią życia(...).
Próbował skończyć ogólniak, ale rzucił szkołę tuż po śmierci rodziców. Wytrzymał kilka zim i lat jako roznosiciel gazet, był pomocnikiem geodety kolejowego, zanim przerzucił się na rok na stolarstwo. Życie w barakach i na stancjach tak dużych jak wychodek w domu. Podróże z biletem InterRail i wypady samochodem po Europie. Ida i Hannah, miłosne związki, które wypalały się, zanim właściwie można je było nazwać związkami. Uczucie, że nie znajduje się w pozycji "spocznij", tylko wciąż kręcie się w kółko. W pewnym sensie był zbyt praktyczny, żeby siedzieć w szkolnej ławce. Z drugiej strony nigdy nie mógł wziąć do ręki młotka, nie myśląc o książkach, które powinien przeczytać, lub słowach, które mógłby przelać na papier. O papierze, na którym mógłby podpisać się swoim nazwiskiem, który mógłby wyznaczyć nowy kurs w jego życiu. Miał dość roli Askeladdena, ciągłych małych objazdów i zjawiania się z czymś, co innym ludziom wydawało się całkowicie bezużyteczne.
Lata z nazwiskiem wypisanym na coraz to innych skrzynkach pocztowych, sprawiły, że wszędzie czuł się jak u siebie w domu - albo wszędzie równie bezdomny.
Jego wiara była czymś, o co w najczarniejszych momentach życia opierał się plecami, para złożonych rąk, które stawały się domem, gdy wzmagał się wiatr. Ale dobroć w nim była jak bomba zegarowa, nie potrafił wyobrazić sobie, jak to jest wierzyć bez tych ciemności, w których tonął. Jak to jest być wyłącznie dobrym, czy to w ogóle było możliwe?