Marta Kładź-Kocot – doktor nauk humanistycznych, autorka dwutomowej powieści fantasy „Noc kota, dzień sowy” oraz książki „Dwa bieguny mitopoetyki. Archetypowe narracje w twórczości J.R.R. Tolkiena i Stanisława Lema”. Pisuje również artykuły naukowe o fantastyce i mitach, opowiadania oraz teksty publicystyczne. Uzależniona od czytania, okularów przeciwsłonecznych, dobrej kawy, zadawania tekstom nietypowych pytań i wewnętrznego sarkastycznego komentatora rzeczywistości. Lubi zapomniane słowa i dziwaczne teorie.
Skuszony "neo" w "legendach" sięgnąłem po świeżość opowieści miejskich legend mając w pamięci ubiegłoroczne 6 tomików "Fantastycznego Poznania". Oczekiwania nie spotkały jednak zaspokojenia, bo horyzonty wyobraźni autorów z nielicznymi wyjątkami zdały się zaparkować na orbicie historyczno-bogobojnej.
Rasową miejską legendą jest pierwsza w tym zbiorze rzecz o tym, że tworzywo ustępuje dziełu, z którego je wykonano. Zaraz potem dawkę zdrowego humoru aplikuje nam młoda Jadwiga (ta Jadwiga). Dalej idą te nowe legendy bardziej w wydumanie i przestrzenie wewnętrzne z istotną dawką fantazmatów.
Poruszyła mnie jednakowoż do głębi Pietà z racji przewrotności losu i przeznaczenia. Z niejaką irytacją natomiast odczytałem neowersję żółtego trzewiczka, który nakazano nam onegdaj przyswajać w szkolnej lekturze, choć urzekającą silnie w tej opowieści jest magia i magnetyzm najsłynniejszego hejnału w tej części, którą przemocą odebrał nam tatarzyn. Stereotypem natomiast rozpoznaję opatrznościowe przywołanie galaru i mocy talizmanu wydobytego z rzecznego wrakowiska średniowiecznego zwycięstwa nad czarnym krzyżem.
Ważąc jednak całość, antologii nam trzeba. Koniecznie jednak wołam o więcej redakcji w doborach tak zwanych obszarowo-tematycznych. W zbiorze neolegend nie znajduję bowiem ani krzyty legend, których można byłoby się nasłuchać w przyszłości - tej stechnicyzowanej, wyobcowanej, także pozaziemskiej i tej postapo. Może to pomysł na kolejny tom nowych legend?
Największym problemem tej książki jest jej znalezienie.
Dostępność w różnych księgarniach internetowych graniczy z cudem i w końcu, dzięki radom znajomych&przyjaciół, udało mi się odnaleźć Daraenę na stronie internetowej wydawcy (która wcale nie wyskakuje pierwsza w google).
Sama powieść jest niezwykła. Urzeka baśniowy klimat i pomysł na wplecenie archetypicznych, mitologicznych tropów w fabułę. Mamy tu silne inspiracje mitologią nordycką, które nie są spłycone jedynie do "WIKINGOWIE SĄ FAJNI, THOR-WOJOWNICY, HURR DURR", ale bardziej na filozoficznym poziomie skończoności świata i symboliki yggdrasila.
Zachwyca szkatułkowość narracji, opowieść w opowieści, ciągnąca nas dalej po drzewie życia (i śmierci). Język jest kwiecisty i niezwykle przemyślany - nie ma się wrażenia obcowania z czystą grafomanią, która ma ukryć pod stekiem epitetów biedę fabularną.
Same plusy, ale małe ale- wydaje mi się dość dziwne, że książka, która miała premierę w grudniu 2021 roku, nominowana jest do Nagrody Zajdla za 2022 rok (wydawca się podobno spóźnił z rozesłaniem egzemplarzy książki - cóż, pozostaje w kolejnych tekstach życzyć pani Kocot większego szczęścia).