Co do obrazków - niektóre zapierają dech w piersiach, bo są tak dobrze narysowane, a kolejne są tak brzydkie, że odechciewa się nam patrzeć na nie.
Fabuła, no o oddziale samobójców, nic tu dodać nie można.
Lecz dialogi lub jakiekolwiek przemyślenia wypadły fatalnie. Nie wiem czy to wina tłumaczenia, czy niestety tak denny jest oryginał. Niektóre teksty są niezmiernie żenujące i trudno się je czyta przez to.
Poprzedni tom był bardzo burzliwy i doprowadził wiele wcześniejszych wątków do końca. W piątym tomie postanowiono w pewnym sensie trochę zwolnić tempa i czytelnik dostaje trzy zamknięte historie. Jak się prezentują?
Pierwsze dwie opowieści tomu to „Deklaracja” i”Dzień niepodległości”, ale tak naprawdę można je traktować jako całość. Clark Kent postanawia razem ze swoją rodziną udać się na zasłużony urlop i ruszają w podróż po USA.
Jest to historia obyczajowa. Relacje pomiędzy członkami rodziny Kentów są tutaj przesympatyczne. Nie ma tutaj zbyt wielu superbohaterskich akcji, ale są za to bardzo przyziemne problemy, które jednak potrafią złapać za serce. Dużo jest tu też motywów historyczno-krajoznawczych. Sporo miejsca poświęcone jest autentycznej historii USA, co w pewnym momencie robi się trochę męczące, chociaż prowadzi też to do całkiem przyjemnego finału.
Ten fragment tomu rysuje Scott Godlewski. Jego kreska jest bardzo przejrzysta i czytelna. Niestety postacie mają dosyć ograniczoną mimikę twarzy i czasami brakuje szczegółów.
Następna historia to „Minuta dłużej”. W niewyjaśnionych okolicznościach znikają dzieci i Człowiek ze Stali postanawia się tym zająć. Najprawdopodobniej we wszystko zamieszony jest Korpus Sinestro.
Pierwsza połowa historii sugeruje historię grozy, w której Superman trafił na potężnego przeciwnika. Potem jednak wraz z pojawieniem się pewnej postaci opowieść idzie w innym kierunku. Podobało mi się jak zostaje ukazane czego tak naprawdę boi się Człowiek ze Stali. Trochę rozczarowało mnie ujawnienie tego kto za wszystkim stał – spodziewałem się czegoś bardziej oryginalnego. Być może jednak ta opowieść będzie miała wpływ na pewnych przeciwników Zielonych Latarni.
Ta opowieść zilustrowana jest przede wszystkim przez Eda Benesa, chociaż wspierali go również Tyler Kirkham i Phillip Tan. Uważam, że Ed Benes nadużywa tutaj czarnego tuszu, przez co postacie wyglądają nienaturalnie. Udaje mu się jednak oddać epickość paru superbohaterskich starć.
Tom kończy „Moment krytyczny”. Lois Lane postanawia przeprowadzić wywiad ze słynnym najemnikiem Deathstrokiem. Ten jednak postanawia wykorzystać reporterkę do pewnego rodzaju gry z Supermanem.
Początkowo historia wydaje się bardzo prosta, ale wraz z rozwojem fabuły okazuje się, że Deathstroke ma dosyć ciekawy plan, trochę kojarzący się z relacją Punishera z Daredevilem z komiksów Marvela. Trochę niepotrzebny jest jednak zwrot akcji w finale- moim zdaniem zuboża motywację Slade’a Wilsona. Dobrym pomysłem było też pokazanie jak Lois jest starannie przygotowana na spotkanie z najemnikiem. Szkoda że na łamach komiksu nie ma całości wywiadu, bo byłaby to naprawdę ciekawa rozmowa.
Tutaj rysuje Tyler Kirkham znany już z pierwszego tomu „Action Comics” z „Odrodzenia”. Większość postaci w jego wykonaniu jest wyidealizowana, przez co wyglądają bardzo nienaturalnie. Również mimika twarzy sprawia, że nie można uwierzyć w emocje bohaterów.
Początek tomu prawdopodobniej o wiele bardziej trafi do amerykańskiego czytelnika niż polskiego, którego historia USA może męczyć. Pozostałe historie w tomie są fabularnie w porządku, ale rysunkowo jest tak sobie.