Wbrew bogom, czyli od magii i religii do metody naukowej... i z powrotem Krzysztof Dołowy 7,6
ocenił(a) na 93 lata temu Książka mnie po prostu przytłoczyła. Nie, nie, nie dlatego, że jest nudna, czy mozolna. Wręcz przeciwnie. Przytłoczyła mnie nagromadzeniem informacji. To kolejna książka o rozwoju nauki. Ale myliłby się ten, kto oczekiwałby nieco nudnawego wykładu, jak to rozwijała się nauka od starożytności po współczesność z „rakietowym” przyśpieszeniem w ciągu ostatnich 200-300 lat. Dołowy postanowił połączyć w tekście dwa aspekty natury ludzkiej, które dla bezpieczeństwa przez wielu autorów skrzętnie, często koniunkturalnie są rozdzielane. I połączył te aspekty doskonale. Pierwszy aspekt to nigdy nie zaspokojona ciekawość. Człowiek od zarania kombinował, dlaczego coś jest tak, a nie inaczej, dlaczego to jest itd. Oczywiście dawno, dawno temu pierwociny nauki ograniczały się do jałowych spekulacji i obserwacji zjawisk życia codziennego oraz wyciągania z tych obserwacji nie zawsze prawidłowych wniosków. Kiedy nastąpił sojusz matematyki z systematyczną obserwacją, wiedza naukowa zaczęła się rozwijać. Stąd pierwsze rozdziały książki poświęcone są astronomii. Tu zjawiska były względnie łatwo dostępne obserwowacji, częste i w sporym zakresie z dużą regularnością powtarzalne.
Do rozwoju wiedzy fizycznej, chemicznej, nie mówiąc o medyczno-biologicznej, potrzeba było jednak sporo więcej. Nie wystarczała matematyka, potrzeba było zebrać dane. A do tego potrzeba solidnej metody naukowej, jej falsyfikowalności, eksperymentów i doświadczeń, a nie samych obserwacji i spekulacji filozofów. Rozwój nauki przyśpiesza więc dopiero w epoce Oświecenia. Nazwa epoki jest znamienna. Rzadko kiedy jednak autorzy zajmujący się historią nauki zastanawiają się, dlaczego naukowe oświecenie pojawia się dopiero w Oświeceniu. Dołowy pokazuje więc też drugą naturę człowieka, coś co można nazwać potrzebą magii. Niezależnie, jak bardzo staramy się myśleć racjonalnie, ewolucyjnie jesteśmy otwarci na magię. Paleolityczny łowca nie analizował, czy za krzakiem jest tygrys, nie sprawdzał tego doświadczalnie. Ci, którzy sprawdzali, często nie pozostawiali po sobie potomków. Każdy więc nieznany szmer, każdy trzask gałęzi - to mógł być drapieżnik… ale i duch, bóg, złe. Bo czasem jednak ktoś to sprawdzał i... okazywało się, że za głazem nic nie było. A jednak coś zaszumiało, zawarczało. Coś, przed czym lepiej się chronić, nie wchodzić temu w drogę, czuć respekt. A jeśli szacunek, to i bojaźń. I w ten sposób świat został - że tak powiem – zaludniony bogami, demonami, mitycznymi stworami. Po prostu wszelkiej maści magią. Pojawiły się wierzenia, religie, bo te w łatwy (ha, ha - przynajmniej początkowo) sposób potrafiły wyjaśnić wszystkie dobre i złe aspekty ludzkiego żywota. Tyle, że poznawanie świata, odkrywanie zasad nim rządzących powoli, acz systematycznie, spychało magię na boczny tor. Wyjaśnienie coraz większej ilości zjawisk obywało się bez potrzeby istnienia zjawisk nadnaturalnych, ingerencji bogów czy złośliwości duchów.
Niestety było to nie w smak tym, którzy z kontaktów z bogami, duchami i szeroko rozumianymi zaświatami czerpali coraz większe profity. Dołowy nie pisze wprost, że rozwój nauki to właśnie to tytułowe działanie wbrew bogom, ale wystarczająco jasno to w wielu miejscach sugeruje. Poznawanie i zdobywanie wiedzy to mozolny, trudny, ale systematyczny proces wypierania magii z naszego życia i mózgu. Jak by to powiedział Laplace, do wyjaśnienia coraz większej ilości zjawisk hipoteza boga (czy Boga) jest po prostu zbyteczna.
Myliłby się ten, który książkę Dołowego przedstawiał by jako antyreligijną czy wręcz antykościelną. Nie takie jest założenie autora. Książka jest wspaniałą apoteozą rozumu, logiki i wiedzy. Oczywiście rozum, logika i wiedza niejednokrotnie skręcały na manowce, ale w przeciwieństwie do wierzeń wszelkich, z tych manowców potrafiły zawrócić na proste tory. Wierzenia i religie oddają pola wiedzy i rozumowi, i czynią porażające logicznie łamańce, żeby to pole choć trochę odzyskać i pogodzić to, czego pogodzić się już od dawna nie da.
To, za co Dołowego cenię dodatkowo to pokazanie, że wielkie, systemowe religie mogą sobie opowiadać ustami rozmodlonych hierarchów, że to od zawsze religie miłości, pokoju i tym podobne bzdury, ale prawda jest taka, że przez liczne stulecia religie przyczyniały się do zacofania i cierpienia. Czy się nam to podoba, czy nie, ale to chrześcijaństwo jest odpowiedzialne za bezpowrotne zniszczenie wielkich zasobów wiedzy starożytnych. To Kościoły (nie tylko katolicki) były wielkim hamulcowym rozwoju nauki. Przez wieki wystarczyło, żeby ktoś stwierdził, że czyjaś ciekawość świata jest niemiła Bogu, a już ciekawskiemu groziły tortury i śmierć. Dołowy dosadnie kwituje te fakty w książce. Tu tylko kilka ciekawszych przykładów:
O rewolucji francuskiej (ale chyba nie tylko):
„Rewolucjoniści i dyktatorzy, podobnie jak Kościoły, nadają sobie boskie atrybuty i prawo do decydowania o życiu i śmierci”
„Thomson był Amerykaninem i podczas amerykańskiej wojny o niepodległość zajmował się dostawą towarów dla wojska - angielskiego oczywiście, ponieważ Korona, w przeciwieństwie do powstańców, miała pieniądze. Po powstaniu Stanów Zjednoczonych, pomimo ogłoszenia powszechnej amnestii, wyjechał do Europy, obawiał się bowiem, że w demokracji rządzić będą niewykształceni głupcy, których jest większość, a w kraju rządzonym przez głupców, jak mówił, nie da się żyć. (Czasem, patrząc na naszych polityków, można dobrze zrozumieć, o co mu chodziło).”
„Idea atomów została ostatecznie wskrzeszona. Na swoje - i nasze - szczęście Boyle nie żył w kraju katolickim, zatem nie musiał się obawiać interwenci Inkwizycji.”
O chorobach i medycynie:
„Dobór [o AIDS] nie działa jednak w próżni – Kościół katolicki sprzeciwiając się używaniu prezerwatyw, ponosi odpowiedzialność za wymknięcie się tej choroby spod kontroli w południowej i wschodniej Afryce, gdzie choruje na nią ponad jedna piąta dorosłych.”
„Niestety w krajach katolickich do dziś wersety Biblii bywają ważniejsze niż dobro pacjenta i wciąż zdarzają się lekarze, którzy odmawiają rodzącej znieczulenia, powołując się na własne przekonania religijne oraz lekceważąc zdanie i dobro położnicy. Dla mnie jest to zachowanie pozbawione logiki, a przede wszystkim czysto barbarzyńskie.”
„Modlitwa „od nagłej i niespodziewanej śmierci wybaw nas Panie” może i zachowa swój sens, bo nad wypadkami nie zapanujemy nigdy, ale od „morowego powietrza” zdecydowanie umiemy już sami zapewnić sobie ochronę znacznie lepszą niż protekcja świętych. Ludzie przejęli odpowiedzialność za ratowanie życia, a Bóg został z medycyny usunięty (choć różne Kościoły wciąż nie chcą się z tym pogodzić).
„Nie istnieje też żaden „plan ewolucyjny”. Właśnie dlatego darwinowskiej ewolucji nie lubiły i nie lubią ani prawica, ani lewica. Ani komuniści, ani Kościoły.”
„Lekarska przysięga zawodowa została zmodyfikowana przez dodanie dwóch ważnych punktów, które znalazły się w Deklaracji genewskiej uchwalonej przez Światowe Stowarzyszenie Lekarzy w 1948 roku, zgodnie z intencją twórców mającej stanowić współczesną wersję przysięgi Hipokratesa. Wprowadzono tam między innymi takie zapisy – Nie dopuszczę, by religijne, narodowe, rasowe, polityczne lub społeczne względy były przeszkodą w spełnianiu mego obowiązku wobec cierpiącego oraz nie użyję mej wiedzy lekarskiej przeciw prawom ludzkości, nawet pod presją groźby.
Zaryzykowałbym tezę, że część polskich lekarzy, powołując się na religijną klauzulę sumienia i odmawiając wykonanie badań i zabiegów prawnie w Polsce dopuszczonych, postępuje wbrew tej przysiędze, dając dowód mentalnej przynależności nie do naszej epoki, która ma za sobą doświadczenie dwóch totalitaryzmów.”
I chyba jeden z najmocniejszych w swoje wymowie cytatów z rozdziału poświęconemu ideologiom, które wykorzystywały teorie naukowe (tu teorię ewolucji Darwina) do skrajnie haniebnych i niemoralnych czynów. Tu przy okazji wielki ukłon z mojej strony wobec autora, który jasno pokazuje, że ani teoria Darwina ani on sam nie mają nic wspólnego z tzw. darwinizmem społecznym, czego nie chcą zauważyć niedouczone prawicowe, jak i lewicowe oszołomy.
„Po raz pierwszy to nie panujący Kościół zabronił nauczania praw niezgodnych ze swoją doktryną, tylko totalitarne państwo , które przejęło dawne uzurpacje religii i teraz samo uznało się za ostatecznego depozytariusza prawdy, również naukowej. I nie miało to w sumie wielkiego znaczenia, jak się przekonamy, omawiając problemy nauki w hitlerowskich Niemczech, że komunizm akurat prawa przyrody wywodził z niereligijnych przesłanek. Ważne było to, że tak samo jak wcześniej religie, tak teraz komunizm (i nazizm) odwoływał się nie do rozumu a do wiary. Już nie w Pismo Święte, ale w Kapitał lub Mein Kampf… Tam gdzie rozum śpi, budzą się demony.”
I crème de la crème, czyli tytuł rozdziału czwartego:
„Historia naturalna, czyli w Biblii nie ma ani jednego sensownego zdania dotyczącego świata materii”
Dlaczego nie 10 gwiazdek? Jedną odbieram za wyłapany, poważny błąd merytoryczny i jeden wątek, który jest kontrowersyjny i nie powinien być pozostawiony bez jakiegoś autorskiego komentarza.
W rozdziale o chorobach mamy taki passus: „W tym czasie do laboratorium Ehrlicha dołączył japoński bakteriolog Sahachiro Hata (1873-1938),który pracował nad syfilisem – już było wiadomo, że wywołuje go krętek blady, „krewny” trypanosomów.” – poważna wpadka. Krętki to bakterie a trypanosoma to pasożytniczy pierwotniak. Świdrowiec i śrubowiec to nie to samo.
W rozdziale omawiającym postępy wiedzy ewolucyjnej, w temacie doboru płciowego Dołowy skrajnie temat spłyca. Jako przykład ekstremalny (i jakże oklepany) przytacza ogon pawia stwierdzając: „Zagadkę, dlaczego ewolucja promuje tak ekscentryczne rozwiązania, ewolucjoniści rozwiązali dopiero po latach (w 1975 Amotz Zahavi sformułował słynną zasadę handicapu, wedle której samce prezentują w ten sposób swoje upośledzenia, żeby udowodnić samicom, iż są tak dobre, że je na to stać – „przeżyłem z tym ogonem, taki ze mnie superpaw”).”
Problem w tym, że owa „zasada” stała się słynna nie tylko z tego powodu, że coś wyjaśnia, ale i z tego, że przez wielu biologów ewolucyjnych jest podważana i dyskredytowana. Świetnie temat opisuje Richard Prum w „Ewolucji piękna”. Dobór płciowy można wystarczająco dobrze omówić bez powoływania się na co najmniej kontrowersyjną zasadę handicapu.
Pomijając te drobne, choć istotne, wpadki „Wbrew bogom” to książka, którą nie tylko warto przeczytać, ale również posiadać.