Najnowsze artykuły
- ArtykułyRozdajemy 100 książek i konta premium w aplikacji. Konkurs z okazji Światowego Dnia KsiążkiLubimyCzytać2
- ArtykułyCi, którzy tworzą HistorięArnika0
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Spotkanie“ Agnieszki PtakLubimyCzytać2
- ArtykułyŚwiętujemy Dzień Ziemi 2024. Oto najciekawsze książki dla każdego czytelnikaAnna Sierant18
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Michał Czapliński
Źródło: Zdjęcie autorskie
2
5,1/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 20.12.1988
Pisarz młodego pokolenia, który w swoich książkach dotyka stanu alienacji i zagubienia współczesnego człowieka, tworząc niejako studium przypadku.http://czaplinskimichal.wordpress.com
5,1/10średnia ocena książek autora
14 przeczytało książki autora
108 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Milczące dziedzictwo Michał Czapliński
4,0
Są książki o których nie wiem co powiedzieć/napisać. Są książki, które same za siebie mówią wszystko. Są też takie, które mnie odrzucają, mimo to czytam dalej, męczę się, ale coś w nich widzę... Coś... Takie coś miało właśnie Milczące dziedzictwo Michała Czaplińskiego, co więcej, miało też dwa poprzednie elementy... Mała książeczka a taka zagadka...
Leonardo ma dwadzieścia trzy lata, dopiero co zmarł jego ojciec, z czym młody człowiek nie potrafi się pogodzić, jego najlepszy przyjaciel popełnił samobójstwo a promotorka po raz kolejny odrzuciła jego pracę licencjacką. Już wcześniej Leo nie należał do typowych przedstawicieli młodego pokolenia. Stronił od rówieśników, zapierał się rękami i nogami przed współczesnymi technologiami, twierdząc iż internet, telefony komórkowe i telewizja to samo zło. Nie chciał się dać podporządkować innym jednocześnie odgradzając się od ludzi. Ostatnie wydarzenia jednak zrobiły w jego umyśle większy misz-masz, niż miał wcześniej miejsce. Wcześniej, według moich kryteriów, był dziwny, później całkiem mu odbiło.
Matka nigdy go chyba nie rozumiała. Zapewne chcąc go zmobilizować do nauki postawiła warunek - studiujesz, mieszkasz ze mną; przerywasz studia, wyprowadzasz się. Przez jakiś czas Leo ukrywał przed nią swoją decyzję udając, że codziennie grzecznie chodzi na zajęcia. W rzeczywistości opracowywał plan zemsty. Dla mnie było to kompletnie bezsensowne, głupie, szczeniackie i sama nie wiem co jeszcze... Podpalić wydział w momencie, gdy przebywało tam najwięcej osób, i zabić w ten sposób setki osób - jakakolwiek sympatia do bohatera w tym momencie mnie opuściła. Mimo to czytałam dalej zastanawiając się czy dopadnie go sprawiedliwość... I dopadła - w osobie Pana Sprawiedliwość.
Lazaro, nazywany też Pan Sprawiedliwością, to zagadkowa postać; pisze powieści, na których zarobił miliony, mieszka w zamku i co pół roku organizuje tajemnicze spotkania. Leonardo spotyka go przypadkiem - a przynajmniej tak mu się wydaje. Po czasie dowiaduje się co go łączy z dziwnym mężczyzną... Gdybym ja się dowiedziała, że przez całe życie byłam przez kogoś podglądana, że mój ojciec był pośrednim sprawcą śmierci czyjejś żony i synka i że ten ktoś nagle się do mnie odzywa, wie, że podpaliłam uniwersytet i zabiłam ludzi a mimo to proponuje schronienie - cóż, uciekałabym, aż by się za mną kurzyło. Leonardo jednak przystaje na propozycję i pojawia się w zamku Lazaro. Miałam wrażenie, iż był tak zadufany w sobie, że nie dostrzegał niebezpieczeństwa i nie rozumiał, że może zapłacić za popełnione zbrodnie.
Jak wcześniej monologi Leo mnie nudziły, tak jego rozmowy z Lazarem wręcz odrzucały. Nie przez to, co mówili, ale sposób, w jaki autor je przedstawił. Nie było kompletnie żadnych wstawek co bohater robi w danej chwili, czy się uśmiecha, krzywi, zastanawia nad słowami, nic... Kwestie były wypowiadane jedna po drugiej, nawet scenariusz do filmu zawierałby więcej emocji niż ta powieść! Pamiętam jeden moment w trakcie lektury - po dłuuuuugiej rozmowie nagle pojawiła się wzmianka o koniu, zdziwiłam się do tego stopnia, że aż wróciłam kilka stron wcześniej do fragmentu, gdzie faktycznie było napisane, że Leonard wybrał się z Lazarem na konną przejażdżkę... Cóż, mniej by mnie chyba zaskoczyło, gdyby zwierzę włączyło się do rozmowy.
Milczące dziedzictwo ma niewiele stron, gdyby nie sposób, w jaki autor starał się przekazać swoje myśli i opisać historię Leonarda, myślę, że spokojnie skończyłabym ją w góra dwie godziny. Niestety to nie było możliwe, książka nie wciąga, ale wręcz męczy. Być może nie zrozumiałam przekazu, może nie dostrzegłam myśli, jaką Michał Czapliński próbował zawrzeć w swojej publikacji, jednak fakt jest faktem, wynudziłam się i umęczyłam jakbym czytała "cegłę" a nie 130-stronicową powieść. Moimi podstawowymi zarzutami są słabe dialogi oraz zbytnie przekombinowanie postaci Leonarda, jak na jedną cienką książkę to zbyt wiele. Momentami jego uwagi nawet wzbudzały u mnie irytację, innym razem tylko śmiech. W niektórych przypadkach uważam to nawet za plus dla autora, nie zawsze muszę lubić bohaterów powieści, ważne, by w ogóle wzbudzali we mnie jakieś uczucia, ale Leo to wyjątek potwierdzający regułę - nie podoba mi się gówna postać=nie podoba mi się cała książka.
Zakończenie powieści było bardzo przewidywalne, aż się dziwiłam, że Leonard nie domyślił się niczego. Po tym, jak odkrył czym są tajemnicze spotkania Lazaro, co kryją lochy jego zamku i zgodził się na wzięcie udziału w odegraniu głównej roli przedstawieniu wielkanocnym, tylko patrzyłam kiedy dobrnę do ostatniej strony. Historia miała pewien potencjał, skłoniła mnie trochę do myślenia, jednak całokształt wszystko zepsuł. Chciałabym napisać cokolwiek pozytywnego o Milczącym dziedzictwu, ale nie jestem w stanie. Może komuś przypadnie do gustu, ja dziękuję. Nie polecam.
By schronić się w przeszłości Michał Czapliński
6,2
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, czemu żyjemy w tych czasach? W tym przepełnionym elektroniką świecie, gdzie z każdej strony bombardują nas informacjami, które maja umilić nam czas? W świecie, gdzie wszystko możemy mieć na wyciągnięcie ręki, a status „być” w dzisiejszych czasach oznacza „mieć”? Gdzie są te lata beztroski i prawdziwego życia? Kiedy ostatni raz wyszedłeś z domu bez telefonu, poszedłeś do parku, usiadłeś na ławce, zamknąłeś oczy i pozwoliłeś, by świat istniał… By nie ograniczał Cię czas i pozwolił odetchnąć od goniącej Cię cywilizacji? Właśnie…
Wielu z nas czegoś brakuje. Odczuwamy w sercu dziwną pustkę, którą zapychamy dobrami doczesnymi, pracą i obowiązkami. Ale to tylko chwilowe, po czym znów czujemy brak i pustkę czegoś. Czego? Może przeszłości? Może brakuje nam tych chwil, kiedy świat był dla nas bardziej zrozumiały i przystępny?
Większość z nas zastanawia się „co ja tutaj robię”. Ma wrażenie, niejednokrotnie, że przyszedł na świat nie w tej epoce. Bo nie rozumiemy tego, co się wokół nas dzieje. Po co to istnieje? Do czego są potrzebne te kolejne wynalazki i udziwnienia? Raczej nie do pełnego przeżywania życia, lecz do zwykłej egzystencji i zapychania czasu.
Gabriel przyszedł na świat w połowie XX wieku. Prowadził burzliwe życie, korzystał z niego i brał pełnymi garściami. Lecz w pewnym momencie przyszło otrzeźwienie i pytanie „co ja robię”, „czy tak ma wyglądać całe moje życie”? Zdał sobie sprawę, że prowadzone dotychczas życie pozbawione jest sensu. I gdy już miał je zmieniać, przeznaczenie przełożyło jego plany w przyszłość. Na ponad trzydzieści lat. Umarł dla świata. Obudził się w momencie, gdy jest nowy wiek, a jego lato życia bezpowrotnie minęło. Zmuszony jest odnaleźć się w nowej rzeczywistości, do której nie miał sposobu się przygotować i przystosować. I wbrew pozorom, powrót nie jest taki łatwy, na jaki z początku wyglądało.
By zrozumieć to, co się wokół niego dzieje, los stawia na jego drodze różnych ludzi, którzy mają głównemu bohaterowi pomóc. A potem odchodzą.
„Tak naprawdę ludzie są tylko przystankami w naszym życiu.”*
A co z radością życia? Czerpanie przyjemności z każdego oddechu i nowego dnia?
„Najważniejsze to chyba nie przyzwyczajać się zanadto, lecz cieszyć się każdą chwilą, bo każda jest niezwykła, ze względu na osoby, okoliczności. Za rok święta czy urodziny mogą być inne z powodu braku kogoś bliskiego. […] Ludzie często stają się częścią naszego życia a czasem, co najbardziej niebezpieczne, całym naszym życiem.”**
Wszystkim się wydaje, że wszystko im się należy, zapominając o jednej ważnej rzeczy. O czasie. Że wszystko przemija. I po co nam te wszystkie dobra, skoro kiedyś się popsują? Po co nam książki, dlaczego je zbieramy i te najlepsze zostawiamy? Umierając nie zabierzemy ich ze sobą. Dlaczego więc? Bo staliśmy się niewolnikami przedmiotów. Czasami nawet i osób. By schronić się w przeszłości w sposób niekiedy brutalny nam o tym przypomina. O wolności.
Sięgnęłam po tę publikację, ponieważ zaintrygował mnie opis „Jeśli […] trudno Ci się odnaleźć w obecnym XXI w., ta książka przeznaczona jest dla Ciebie”. Tak, mnie czasem też jest trudno i niekiedy nie rozumiem co się wokół mnie dzieje. Miałam ochotę zobaczyć i przekonać się na własnej skórze, czy można uciec z teraźniejszości. Udało się, lecz naszła mnie taka myśl, po co?
„Nigdy nas nie było i nigdy nie będzie. Jesteśmy.”***
Powiem tak. Jestem zaskoczona. Nigdy bym nie pomyślała, że książka może mnie obudzić, a polski autor tak zaskoczyć. Wbrew pozorom historia jest dość banalna i prosta. Początek, mężczyzna upada moralnie, moment kulminacyjny, gdy nadchodzi moment zmian, jakby złośliwość losu, Gabo ulega wypadkowi i zapada w śpiączkę na 34 lata. Budzi się i wszystko, co znał jest inne. Tęskni za przeszłością i pogrąża się w tym smutku. Ratunkiem okazuje się młoda dziewczyna, Manuela, która staje się przyczyną tego, by dalej żyć. Cała ta historia naszpikowana jest wieloma, masą, nie! Ona stworzona jest z prawd, o których nawet nie zdajemy sobie sprawy, że są i istnieją.
By schronić się w przeszłości jest z pewnością lektura ponadczasową. Sprawia, że o wielu rzeczach nagle sobie przypominamy, uświadamiamy, na nowo poznajemy. Kto by pomyślał, że w tak ciekawy sposób można uchwycić istotę życia i tego, dokąd świat zmierza. Z pewnością nie ja. Ukłony dla autora za wielką dawkę nadziei i odwagi, by stawić czoło życiu. Z przyjemnością sięgnę kiedyś po inne jego dzieła.
Czytanie tej książki było ucztą królewską, niestety, jak na takie maleństwo, dużo czasu zajęło mi jej przeczytanie. Nie wiem, czy to przez pogodę, czy moje kulawe zdrowie. Nie ważne. Ważne dla mnie jest to, że na długo zapadnie mi w pamięć i na pewno nie pozwoli o sobie zapomnieć.
I na koniec garść cytatów
„Tak naprawdę to z osób utkanie jest nasze życie, nie z miejsc”****
„Ale innym razem warto słuchać tych, którzy żyją dłużej od nas. Nie tylko dlatego, że chcą nas chronić, lecz z tego powodu, że życie jest zbyt krótkie, by popełniać w nim błędy”*****
„Porażka? Tak, poznałem jej smak. Nie to jest jednak ważne, by ją ponieść, lecz by umieć się do niej przyznać, bo to czyni człowieka silniejszym.”******
__
*s. 68
**s. 86-87
***s. 132
****s. 60
*****s. 27
******s. 107
[http://dzosefinn.blogspot.com/2013/04/czaplinski-micha-by-schronic-sie-w.html]