Uroki promiennych dni Edyta Świętek 7,8
ocenił(a) na 83 tyg. temu Skończyła się Wielka Wojna, Polska odzyskała niepodległość, jednak nie wszyscy w Krynicy i Powoźniku doczekali lepszych dni. Strzeleccy zostali zdemaskowani przez prywatnego detektywa, jako Ci, którzy lata temu pozbawili Matyldę schedy po zmarłym mężu, jednak kobieta wspaniałomyślnie chce załatwić sprawę polubownie, aby nie ściągać na Strzeleckich hańby. Nikodem Strzelecki nie mogąc pogodzić się z porażką, popełnia samobójstwo. Teodozja Litworzanka, przybrana córka Aureli Dzewieckiej-Rapacz, która dzielnie pomagała w szpitalach polowych, teraz wróciła do Lwowa, gdzie pracując w szpitalu, toczy walkę z niewidzialnym wrogiem, hiszpańską influenzą. Do szpitala, w którym Litworzanka pracuje jako pielęgniarka, trafia zakażony grypą Nikodem Strzelecki. Mimo iż Teodozja wciąż uważa, że nie powinna się z nikim wiązać, aby nie przekazać dalej genów morderców, jej serce wyrywa się do Nikodema. Czy potomkowie dwóch zhańbionych rodów pozwolą sobie na uczucia względem siebie, czy też kierując się głupią dumą i uprzedzeniami skażą się na samotność?
„Uroki promiennych dni” to już niestety ostatni tom Sagi Krynickiej, w której wraz z bohaterami przeżywaliśmy prawie 40 lat. W tym czasie zmieniło się wszystko, od granic państwowych przez modę po obyczajowość, to co się na szczęście nie zmieniło, to uczucia spalające rodzinę. Wspaniale było obserwować zmiany zachodzące w głównych bohaterach, a także dorastanie kolejnego pokolenia, które wchodzi w dorosłość krótko po zmianach politycznych. Ciekawa była również historia drugoplanowej postaci – Nikifora Krynickiego. W tym przypadku Edyta Świętek dość mocno trzymała się biografii słynnego łemkowskiego malarza prymitywisty. Postać biednego Łemka, pojawia się w epizodach na przestrzeni wszystkich tomów i każdorazowo wywoływała u mnie uczucie współczucia i gniewu na niesprawiedliwość.
To na co najbardziej zwróciłam uwagę w tym tomie, to zmiany społeczne, jakie zachodziły w polskim społeczeństwie po odzyskaniu niepodległości. Kobiety coraz mocniej upominały się o swoje prawa, nie tylko zrzucając niewygodne gorsety i zakładając suknie odsłaniające kostki, ale zrywając z tradycyjną rolą kobiety jako matki i żony, kształcąc się na uniwersytetach i sięgając po zawody zarezerwowane dotychczas dla mężczyzn. Nie tylko obyczaje i moda się zmieniają, także styl budynków, szwajcarskie wille, tak charakterystyczne dla Krynicy, są zastępowane przez budynki w stylu modernistycznym. Ten tom naznaczony jest zmianą, jednak to, co pozostało niezmienne, to świetnie wykreowani bohaterowie, zarówno pierwszo jak i drugoplanowi, nie zabrakło również postaci historycznych jak: Jan Kiepura, doktor Henryk Ebers czy wspominani w rozmowach Kossakowie, oraz wciąż lekki i płynny styl autorki.
Jak w każdej sadze nie mogło zabraknąć wątku miłosnego, a tu miłość występowała pod każdą postacią: od miłości małżeńskiej, przez rodzicielską po miłość do ojczyzny.
Mimo iż całość przepełniona jest ciepłem, gdzieś w tle wciąż czai się mrok i wspomnienia straszliwej wojny:
„Chociaż od dłuższego czasu ze świata znowu napływały różne niepokojące wieści, starała się wierzyć, że piekło minionej wojny nauczyło już czegoś ludzi i w porę się opamiętają. Wszak niemożliwe było, aby nie zostały wyciągnięte wnioski i aby śmierć milionów istnień była daremną ofiarą.”
Podsumowując, jest mi przykro, że to już ostatnie spotkanie z bohaterami, których polubiłam, którym kibicowałam i życzyłam jak najlepiej. Ci którzy powinni zostać ukarani, zostali ukarani albo przez samych siebie. Ciepła, niosąca nadzieję i emocje saga dobiegła końca. Jestem przekonana, że wraz z bohaterami jeszcze nie raz wrócę do Krynicy Zdroju i przechadzając się po deptaku, będę wyobrażała sobie, że towarzyszę Aureli i Matyldzie w popołudniowej przechadzce.
Tych, którzy jeszcze nie znają Sagi Krynickiej, zachęcam do jej poznania.