Czerwony Błazen Aleksander Błażejowski 6,4
ocenił(a) na 48 lata temu Akcja rozgrywa się niedługo po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. W wieczory wolne od pracy, mieszkańcy stolicy tłumnie wypełniają sale, niecierpliwiąc się na występ artysty, zwanego „Czerwony Błazen”. Z powodzeniem drwi on z tutejszej śmietanki towarzyskiej oraz obnaża słabości warszawskich elit. Jednak nikt nie wie, kim jest komik, który szturmem zdobył popularność, z powodu ukrywania się pod maską. Tożsamość „czerwonego Błazna” musi poznać także pewien młodzieniec, aby zaimponować damie, i próbując to uczynić wikła się nieszczęśliwie w sprawę morderstwa w jednym z warszawskich kabaretów, właśnie przed występem tajemniczego artysty.
Jako miłośnik kryminałów (w tym tych starych),poszukiwacz mało znanych tytułów oraz skuszony hasłem „pierwszy polski kryminał”, sięgnąłem po „Czerwonego Błazna” i zreferuje Wam, co też czułem po lekturze.
Zaczyna się świetnie: szybko, konkretnie, intrygująco. Rozbudza apetyt na wciągającą i oryginalną zagadkę. Jednym z argumentów, które wpływają na początkową atrakcyjność jest to, że skoro nic nie wiadomo o „Czerwonym Błaźnie” to nie można też stwierdzić, kto jest ofiarą, przypuszczając jednocześnie że może to sam artysta był napastnikiem? Tyle tylko, iż wspomniany początek to…najlepsza część książki…
Uchylę rąbka tajemnicy. To nie jest ani wielkie, ani wiekopomne dzieło, i spokojnie można je sobie darować. „Akcja” i „Fabuła” w przypadku tej książki to terminy bardzo umowne i naciągane. Autora o wiele mocniej interesują losy bohaterów i ich perypetie niż samo morderstwo.
Książka bardzo krótka przedzielona wieloma rozdziałami – na pierwszy rzut oka, klasyczna budowa starego kryminału, który miało się czytać w jeden wieczór. Na tym chyba podobieństwa z wiekowym (dobrym) kryminałem się kończą. Zagadka jest prymitywna, prosta lub jakakolwiek inna, tylko nieangażująca i nieskomplikowana. Nieudolność śledczych, fabułą za bardzo rządzi przypadek oraz dobra wola i chęć świadków do zeznawania. Nie dane jest nam uczestniczyć w dochodzeniu i towarzyszyć detektywom w rozpracowywaniu mordercy. Po obiecującym początku, następuje długi fragment dotyczący losów pewnej rodziny oraz obcowania z głównym podejrzanym oraz jego bliskimi, obserwując przy tym, jak destrukcyjny wpływ mają na nich ostatnie zdarzenia. Ponadto autor tak nieudolnie poprowadził fabułę, że póki jedna z postaci nie odleży swojego i nie odchoruje (a trwa to długo),akcja nie posunie się ani o krok! Jednym słowem brak dochodzenia, brak atrakcji dla czytelnika.
Książkę zapamiętam chyba głównie z tego, że mężczyźni na równi z damami albo nawet bardziej ulegają wszelakim emocjom! Aż oczy przecierałem ze zdziwienia i będąc trochę też zniesmaczony. Z jednej strony gentleman zachowuje kamienną twarz a zaraz targają nim wielkie emocje, mdleje, płacze strumieniem łez, w błyskawicznym tempie prowadzące do groźnej choroby albo „tylko” do kompletnego załamania. Na takim tle niekontrolowane wybuchy płci pięknej okraszone łzami są niczym. Ludzie targani emocjami są tutaj nieodzownym elementem. Miałem wrażenie czytania „Zbrodni i kary” w krzywym zwierciadle, przepuszczonej przez tuzin syntezatorów i rozmiękczających filtrów.
Z tymi opiniami typu „wczuj się w klimat przedwojennej Warszawy – ta książka ci to zapewni” byłbym bardzo ostrożny i sceptyczny. Nawiązania do tamtych czasów oczywiście są ale bez przesady, zwłaszcza w tak krótkim utworze. To nie jest trylogia „Millenium” z obszerną „obudową” społeczno-obyczajową. W „Czerwonym błaźnie” mamy okazję przyjrzeć się życiu towarzyskiemu stolicy. Że napotkamy słownictwo „trudne, starodawne i niezrozumiałe” to przekłamanie – z czytaniem nie ma żadnego problemu, w 99% słowa są aż nadto znajome. Jedyne, co się rzuca w oczy i może napsuć nieco krwi to archaiczny, zmieniony szyk zdań.
Na koniec historia-rzeka (za sprawą zeznań mordercy znów przenosimy się w inne realia) smutna i wzruszająca, bliska uznania za prawdopodobną, gdyby nie te zbiegi okoliczności. Jako ciekawostka, na zakończenie pojawia się smaczek rodem z horroru.
Myślę, że książce tej towarzyszy więcej okołoliterackich smaczków (książka zakazana w PRLu; debiut przedwojennego pisarza Błażejowskiego; autor zamordowany przez NKWD itp.) niż samej jakości czytelniczej.
Propozycja przede wszystkim dla pożeraczy kryminałów wszelakiej maści, dla fanatyków starych kryminałów oraz dla planujących kilkugodzinną podróż (z zastrzeżeniem, że nie będą kierowcami). Wtedy mogę Wam polecić, natomiast jeśli chodzi o pozostałych…sięgnijcie sobie po tę książkę tylko, gdy pod ręką nie będzie niczego innego, a głód czytania będzie tak ogromny, że nawet baton nie pomoże…