Uprawia różne profesje – był reporterem telewizyjnym, pracownikiem socjalnym, obecnie pracuje jako ergoterapeuta. Mieszka z rodziną w Berlinie. Jako autor książek dla dzieci zadebiutował w Naszej Księgarni (2003) trzytomową historią o Julku Karpie. Jego twórczość można zdefiniować jako familijną literaturę rozrywkową.
Książka Marty Ignerskiej i Jana Karpa nie jest publikacją ani łatwą, ani przyjemną. Niejednoznaczny tekst, słowami tytułowej dziewczynki, której imienia nie poznajemy, opowiada o pozowaniu „prawdziwemu” malarzowi do „prawdziwego” obrazu. Bohaterka pozuje na bosaka wraz z mamą, tatem i bratem oraz znajomymi taty; nieruchome stanie na strychu na Długiej traktowane jest przez nią jako niesamowita przygoda, ale i praca. Mówi o tym zdarzeniu koleżance z podwórka, chwali się i jest dumna z siebie. Tekst opowiadania Karpa stylizowany jest na pamiętnik ośmioletniej dziewczynki, która właśnie idzie do komunii. W opowiadaniu relacjonuje się rozmowy z koleżanką, bratem, rodzicami; między słowami możemy wyłapać relacje panujące w rodzinie: „W domu jak zwykle. Tata uśmiechnął się do mamy. Janusiu, tylko kilka piwek - powiedział”.
(...) Aby książę czytać, musimy ustawić ją w taki sposób, aby grzbiet był u góry. Kartki przewraca się, niczym w kalendarzu, do góry. Na okładce w lewym górnym rogu widzimy rysunek przedstawiający dwie kobiety, moczą stopy w drewnianej balii, uśmiechają się, choć chyba jest im zimno. Poniżej ilustracji czerwona ramka, taka zeszytowa, gdzie nazwisko autora, tytuł oraz inne ważne informacje: ilustracje i projekt graficzny – Marta Ignerska.
- - -
całość można przeczytać tu:
http://dybuk.wordpress.com/2014/03/05/dziewczynka-z-cienia/
Zawsze bardzo mnie martwi, gdy sięgam po książkę oznaczoną jako literatura dziecięca i znajduję w niej jedynie przepychanki między mniejszym a większym złem. Tak było właśnie w przypadku „Piosenki dla Karla” Jana Karpia. To książka, w której nie ma dobrych bohaterów – wszyscy są specyficznie negatywni, każdy robi coś, co nie mieści się w kryteriach „dobrego zachowania”. Główny bohater czuje się niekochany, więc ucieka z domu. Po drodze spotyka innych uciekinierów i zaczyna się ich wspólna przygoda – kilka bójek, uciekanie przed dorosłymi (przedstawionymi nad wyraz negatywnie),słowne przepychanki na wyjątkowo niskim poziomie. Mimo iż rzeczywiście nie było w tej książce niczego, co mogłoby mnie zaciekawić, co dałoby nadzieję, że ten chaos zamieni się jeszcze w fabułę, czytałam do końca. W chwilach zwątpienia mówiłam sobie, że przecież to książka dla dzieci, zakończenie na pewno będzie wyjątkowe, poruszające, uporządkuje ten chaos. Niestety – przeliczyłam się. W postawie bohatera nie zmienia się nic. Jego rodzina też nadal zachowuje się tak samo obojętnie i odpychająco. Jedynym plusem obcowania z tym „dziełem” naprawdę ładne wydanie. Choć utrzymane w ciemnych kolorach (brązy, czernie, szarości),to spójne, korelujące z tekstem.
Chociaż jestem przeciwnikiem ograniczania dzieciom możliwości wyboru literatury, choć bronię pozycji kontrowersyjnych, bo uważam, że nie ma nic lepszego niż dyskusja na temat przeczytanej książki, to tej pozycji mówię kategoryczne NIE. Dla mnie „Piosenka dla Karla”, ta laureatka Zielonej Gąski z 2010 roku, zdecydowanie otwiera bardzo krótką listę książek niepolecanych.
http://kyriakczyta.blogspot.com/